Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Hugona, Piotra, Roberty , 29 kwietnia 2024

Chwile wytchnienia w całkiem sporym mieście

2015-08-05, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

To kurtyny wodne, jakie miasto postawiło w centrum. Wynalazek nie całkiem nowy, ale jakżesz skuteczny. Ponoć pewien gostek nam to załatwił. Kurtyny, to chwile wytchnienia są.

 

Było tak. Jechałam sobie bimbką do centrum i w pewnym momencie uwagę moją przykuł pewien facet. No przystojny do maksa. Miał może coś ze sześć lat, rude włosy, piegi na nosie, kapelusz i skupione spojrzenie na rzeczywistość za szybą. I jak w końcu bimbka zbliżyła się do Starego Rynku, na cały tramwaj rozległ się radosny głos – Mama, pats, jest, jest kultyna. Ale cemu w innym miejscu? Cemu psestawili? Mama, idziemy zobacyć!

No i facet, który mnie zaintrygował, szybko podbiegł do wyjścia. Biedna mama nie miała innego wyboru. Poszła za potomkiem. A po chwili, jako że ja też tu wysiadałam, patrzyłam, jak małych chłopczyk – piegowaty i w kapeluszu biegnie do kurtyny wodnej stojącej na Starym Rynku. Jak szalenie dobrze się tam czuje i jaką ulgę czuje jego mama, bo malec na chwilkę niewielką zapomniał o wszystkim. Liczyła się kurtyna. Inna rzecz, że ją przestawili. Ważne było, że jest. Radosnemu taplaniu się w wodzie, raczej przebieganiu przez zraszacz nie było końca. A facet ów zaintrygował mnie, bo rzadko się zdarza radosne i dobrze skomunikowane z własną mamą dziecko. Dziecko, które zadaje pytania, może nieporadnie, ale wie, co chce się dowiedzieć, a mama mu odpowiada. Stąd zauroczenie malusim chłopaczkiem i jego mamą, udręczoną upałem, ale i gotową na spotkanie z kurtyną wodną.

Ostatecznie poszłam w swój szlak. A tu kolejna niespodzianka. Kolejna kurtyna. I kolejny maluszek, tym razem skończona piękność, lat coś ze cztery, która także przez kurtynę przechodziła kilka razy. Takoż jej mama, oraz inni, którzy gorąca nie trawią. W tym i ja.

Sumując, jak to dobrze jednak, że szeryf posłuchał onegdaj podszeptów Janusza Gorzowskiego i pierwszy raz kurtynę uruchomił. A teraz, podczas drugiej fali upałów afrykańskich, jakie nas znów nękają, już na jego wizytę i uprzejme prośby nie czekał, tylko wydał dyspozycję. Odpalamy.

Kurtyny wodne bowiem to ulga i zbawienie dla znękanych upałami gorzowian, to chwila wytchnienia, bo w rozpalonym do maksa centrum odrobinkę wytchnienia dają. Nawet nie trzeba przez nie przechodzić. Wystarczy obok się zainstalować, poczuć chłodniejszą bryzę i już jest lepiej. O pieniądzach za wodę wolę nie myśleć, bo całej astronomii chyba nie wystarczy, aby policzyć. Ale i tak wolę tak wydawane pieniądze, aniżeli na pikniki miejskie za circa pół miliona.

Wysycha Europa, wysycha kontynent. Klęska idzie wielka. Ja nie Pytia, ale geografią zawsze się interesowałam, i jak zaczęły się gadki o globalnym ociepleniu, to się nimi przejęłam. A było to coś ze 30 lat temu, kiedy pierwsze takie głosy się podniosły. Oczywiście w spektakularny sposób zostały zignorowane przez wszystkich.

Nie myślałam, że to tak szybko przyjdzie. To wysychanie. A przyszło.

Pamiętam z Izraela instrukcje hotelowe – uważać należy na wydatkowanie wody. Tam się liczy każdą kroplę słodkiej wody. Tam jest maksymalnie szczelny system gospodarowania wodą. Co niektórzy się dziwili. No i w końcu do nas to przyszło. Trzeba maksymalnie uważać na wydatkowanie wody. W mieście na siedmiu wzgórzach to jeszcze nie jest oblig, ale za chwilę być może. Dlatego może już należy uważać, jak się wodą gospodaruje, albo też jak się wodę oszczędza.

Wszyscy doświadczeni turyści wiedzą – bez jedzenia można długo, bez wody tylko trzy doby. Może zamiast ładować pieniądze w nauczanie religii, należałoby się zastanowić nad nauczaniem powszechnym ekologii, a w tym przedmiocie gospodarowaniem wodą. Bo jak jej zabraknie, zniknie cywilizacja. Kasandrycznie to brzmi niestety, ale chyba bliskie jest prawdy.

Nie jestem za niknięciem kurtyn wodnych, tylko chciałabym, aby woda była z Warty, prosto z rzeki, a nie z miejskich wodociągów. Jak jest, dowiem się i poinformuję.

A teraz z innego kątka. Bartek Zmarzlik pojedzie z dziką kartą w GP w mieście prawie rodzinnym. W ostatnim GP u nas, bo wszystko na to wskazuje, że jednak impreza znika z kalendarza klubu i miasta. Dlatego trzymam kciuki, liczę na takie widowisko, jak w minionym roku, na podium Stali, bo tak wszak było, że Stal rządziła na własnym stadionie, a Bartek zaliczył pierwsze podium mistrzowskie. I też z dziką kartą. No chciałabym.

Dobrze by było pożegnać stadion im. Edwarda Jancarza takim medalowym rozdaniem. Bo jak wieszczą jaskółki znów będzie trzeba szukać znajomych i rodziny, którzy nam ten bilet na GP gdzieś tam w kraju naszym kupią. Albo trzeba będzie spędzić godziny w Internecie, żeby sobie tę miejscówkę zabukować. O ile będzie taka możliwość, oczywiście.

No cóż, smutna prawda, za droga to impreza i trzeba się z nią rozstać. Ja trochę z żalem, bo zwyczajnie mnie wygodniej było pójść na GP na Zawarciu i szybko powrócić do własnego domu. A tak, OK., pojadę znów na Motoarenę do miasta pierników, pojadę na Marketę do miasta św. Jana Nepomucena. O ile oczywiście cyrk GP tam zagości, bo coraz bardziej czarne chmury się nad nim zbierają i zwyczajnie nie wiadomo, co dalej. Co dalej z całym cyrkiem, bo głosów krytycznych impreza ma coraz więcej.

No i z ostatniej mańki, bo złośliwiec zrobił się z lekka za długi. Otóż kolejny raz w krótkim czasie potwierdziło się mnie, że jak już miasto lub jego opłotki pojawia się w mainstreamowych mediach, to zawsze źle. Otóż dziennikarze pewnego wpływowego medium podali w świat informację, że na plaży w Nierzymiu rządzą… osy. I raczej miejsca unikać trzeba. Jakby jedno medium, to pal sześć, damy radę, wszak media mają to do siebie, że wyolbrzymiają, ale kilka mediów? A my się tam, klub mój znaczy Nasza Chata, wybieramy. Trzeba będzie przemyśleć, albo zapytać u źródła. A źródło bawi nad morzem, polskim znaczy, więc może nie wiedzieć. No cóż, pojedziemy, ale na plaży siedzieć nie będziemy, tylko koło Jeża – mego najbardziej ukochanego jeziorka w okolicy miasta z trzema rzekami.

Ps. Miało być jeszcze o różnych rzeczach, ale jak zwykle się nie da, bo kto to przeczyta.

Ps. 2. Kotwica – symbol Powstania Warszawskiego (błąd ortograficzny zamierzony) przypięta jest, tam gdzie ma być i zostanie zdjęta 2 października. Dżin na chwilkę wychylił się z dużego imbryka do herbaty (bo lampy w domu niet), gdzie się chyba na dobre zadomowił i podpowiada – Ochwat. Nie chwal się, bo ci ukradną. Fakt, kto ma w mieście ładniejszą kotwicę ode mnie? No nikt. Moja ma 30 lat.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x