Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Irydy, Tamary, Waldemara , 5 maja 2024

Inni jakoś mogą, my nadal nie

2015-06-18, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Zachwyciła mnie ściana z reklamą z Bydgoszczy. Bo okazuje się, że można zrobić coś ładnego, a nie tylko jakiś badziew.

Reklama to „Tygodnik Bydgoski” na jednym ze szczytów śródmiejskich kamienic wystylizowany na międzywojenną estetykę. Kremowe tło, brązowe napisy i rysunki. Ale naturalnie reklama tyczy współczesnych treści. No zwyczajnie napatrzeć się nie mogę. Bo wszystko jest w jednym stylu, zwyczajnie ładne i eleganckie. Takie, że człowiek staje i się gapi, i dobrze mu się na sercu i w mózgu robi, że jednak można.

Okazuje się, że można zadbać o przestrzeń wspólną, można wymyślić taki projekt, od którego jednak zęby i oczy nie będą boleć, i zechce się tam wracać, żeby się  na tę ścianę pogapić.

To znakomity przykład reklamy w dobrą stronę. Reklamy, nie reklamozy, która jest największą przypadłością polskich miast. Choć stołeczne miasto Kraka już sobie z tym paskudztwem poradziło, rajcy wprowadzili prawo miejscowe, które dość rygorystycznie i restrykcyjnie precyzuje, co i jak oraz w jaki sposób można reklamować w ścisłych centrach, jak dla przykładu Stary Rynek, Mały Rynek, ul. Floriańska i okolice. Okazuje się, że jak się chce, to można. I ja myślę sobie, że u nas też coś takiego by się przydało. Bo jak mówi jeden z najbardziej znanych prawników w mieście nad trzema rzekami, jak się patrzy dla przykładu na budynek obok Poczty Polskiej, to człowieka nie tylko oczy i mózg bolą, ale nawet włosy i paznokcie. O budynku po byłym kinie Słońce i burdlu obok nie wspomnę, bo ileż można pisać.

Zresztą my tu zaraz pod miastem mamy też taką reklamę. Na ścianie prywatnej posesji w Karninie jest podobna reklama, tyle tylko, że jeszcze przedwojennej gazety „General Anzieger”. Zachwyca do dziś. I świetne jest też to, że jakoś nikomu nie przeszkadzała i nikt tego nie zamalował. A dziś pod ten dom regionaliści się wyprawiają, aby zwyczajnie podziwiać. W każdym razie ja tam od czasu do czasu znajomych zainteresowanych regionem zaciągam. Więc jednak można.

A skoro tam mnie się od reklam do historii łatwo przeszło, to znów jest zadyma o starą plakietę. Tym razem chodzi o tablicę z postacią Stalina, jaka znajduje się na cmentarzu wojennym w Cybince. Pewni intelektualiści chcą jej usunięcia. Padają kwestie różne, w tym i te znane, że ludobójca, no i że taki wizerunek nie powinien się znajdować w przestrzeni publicznej. No i tu zaczyna się problem. Bo historii nie da się zafałszować. I jednak Stalin żył i dowodził w II wojnie światowej. Po drugie takie relikty naprawdę są atrakcjami historycznymi. Zwłaszcza w kraju między dwiema rzekami starannie wyczyszczonym z podobnych artefaktów. Wiem o tym choćby z powodu takiego, że kiedy kilka miesięcy temu w Rudnicy zniknęła ulica prezydenta Bieruta, to zadowoleni byli tylko dziennikarze i urzędnicy, natomiast sami mieszkańcy nie. A dlaczego nie? Bo ulica była wabikiem. Do małej wioseczki zjeżdżali turyści, żeby tę ulicę zobaczyć, zrobić zdjęcie i sobie nawet przyjaźnie pokomentować, że jednak ostają się takie relikty. Pisałam o tym, bo sama ze dwie wycieczki tam zawiozłam.

Jakoś tak mam, że nie ulegam już łatwo histerii – trzeba usunąć. Owszem, np. takiego Dzierżyńskiego wysokiego na pięć metrów i w centrum miasta Syrenki, jak najbardziej, ale takie cmentarne plakiety? Trudna sprawa. Inna rzecz, że w Niemczech po przełomie demokratycznym nie zmieniono nazw. Tu wyświechtany przykład – Karl Marks Strasse we Frankfurcie nad Odrą. Jeśli chodzi o Stalina, to wszystkie wycieczki w Gruzji mają jako żelazny punkt programu wizytę w Gori, mieście gdzie Słoneczko Gruzji się urodziło. Byłam, widziałam i nawet usłyszałam, że jak jakoś trzy lata temu sprzed byłego ichniego magistratu sprzątnięto cichaczem rzeźbę wodza, bo nocą się to odbyło, to mało brakowało, aby do linczu doszło. Myślę, że konserwatorzy będą mieli zagwozdkę. Inna rzecz, że bardzo łatwo ostatnio się u nas stawia pomniki mocno kontrowersyjnym bohaterom, jak choćby „Ogniowi”. Ci, co jeżdżą na Podhale, wiedzą o co mnie chodzi.

No i jeszcze miało być o czymś innym, ale jakoś nie będzie.

P.S. Et pro domo sua…

10.00, Biblioteka wojewódzka, konferencja „Historia, która nas łączy”.

17.00, Muzeum Lubuskie, ul. Warszawska, promocja wydawnictwa Joachima Zdrenki „Miasto i powiat Gorzów Wielkopolski do 1815 roku”.

P.S. 2. Wczoraj zaczęłam się zgadzać z Władysławem Pawlakim, który nie mógł ścierpieć, że mu tu jakiś samolot po jego niebie lata… Bo łatały wojskowe i mocno denerwowały oraz nico straszyły. Przynajmniej mnie.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x