Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Beniny, Filipa, Judyty , 6 maja 2024

Skoro udało się pod Monte, uda się i w innych rzeczach

2015-05-18, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Dziś 71. rocznica udanego w końcu ataku na Monte Cassino i rzeczywisty początek końca koszmaru II wojny w Europie. Pan Antoni, mój ś.p. sąsiad ten koszmar przeżył.

Dziś, dokładnie 18 maja obchodzimy 71. rocznicę bitwy o Monte Cassino. Dopóki tam nie pojechałam i się publicznie na cmentarzu nie popłakałam, bo emocje, bo moja bliska rodzina tam była, nie potrafiłam sobie wyobrazić, jaki to trud i mozół był. Wejść tam, na to wzgórze. Ech tam, wejść. Zdobyć. Bo nawet znakomita książka Melchiora Wańkowicza (moim zdaniem Nobla literackiego za tę książkę oraz za „Na tropach Smętka” powinien dostać oraz honorową Nike) nie oddaje tego, jak to wzgórze – ponad 500 metrów deniwelacji bezwzględnej, coś ponad 400 względnej i okropecznie trudny teren, wygląda.

Kilka nacji próbowało, poszli Polacy i zwyciężyli. Generał Władysław Anders im dowodził, a Renata Bogdańska, w późniejszym życiu pani Irena Andersowa, wielka osobowość, go w tym dziele wspomagała. Polacy poszli i zdobyli. Rachunek krwi i dusz był olbrzymi. Poszli, zdobyli i otworzyli kolejną furtkę do oswobodzenia Europy i świata ze szponów obłąkanego gada, któremu odmawiam prawa nazywania człowiekiem. Do dziś śpiewamy „I poszli szaleni zażarci, I poszli zabijać i mścić, I poszli jak zawsze uparci, Jak zawsze za honor się bić”. Udało się za olbrzymi rachunek. Dlatego trzeba i warto pamiętać.

Ja pamiętam. A pamiętam też i z jeszcze jednego powodu. Miałam za sąsiada pana Antoniego. Niepozorny to człowiek był. Mieszkał sobie obok mnie i trochę się go nawet bałam. Bo trochę nieobliczalny był. Bo potrafił krzyczeć albo i kląć. I kiedyś stanęłam pod jego oknem i sobie pogadaliśmy. A potem pan Antoni mnie do siebie zaprosił. Poszłam, owszem, bo dlaczego nie. Dostałam herbaty mocnej jak całe piekło Tartaru, ale i opowieść. O tym, jak tam na tym piekielnym wzgórzu było i dlaczego nikt, kto tam nie był, nie zrozumie, o czym mowa. Pan Antoni tam był. Był łącznikiem, taką pocztą. Naganiał się i naoglądał strasznych rzeczy. A jak wrócił do kraju, to z niego głupka zrobili. Znaczy reżim, bo zbyt małą płotką był, aby go ścigać i karać za nieposłuszeństwo, zresztą nikomu by do głowy nie przyszło, że ten „głupek” może coś wiedzieć i pamiętać. No i pan Antoni sobie mieszkał w mieście na siedmiu wzgórzach, pracował jako palacz a potem jako sprzątacz i swoje bolączki wywrzaskiwał. Wiele razy potem u niego byłam. Raz albo i dwa ugotowałam mu krupnik. Raz albo i wiele razy piliśmy  herbatę. A pan Antoni opowiadał o strachu, o huku, ale zawsze podkreślał, że to pioruńska wysoka góra, to Monte Cassino jest. I cudem tylko ocalał. Wrócił potem do Polski, bo jakoś nie bardzo wierzył w świetlaną przyszłość w Anglii. W Polsce też go nic dobrego nie spotkało, ale przynajmniej – jego narracją mówiąc – wszyscy mówili po polsku, a nie w tym dziwnym narzeczu (miał na myśli angielski – którym też wcale dobrze władał).

I to pan Antoni zawsze mi mówił, że jak się udało tam pod Monte, to czemu ma się nie udać tu. I ja mu i w jego credo wierzę. Na pogrzeb pana Antoniego poszłam ja i kilku starych kolegów. Przy trumnie powtarzałam jak mantrę „Skoro się udało tam, na Monte, to uda się i tu”. To takie skromne wspomnienie człowieka, który przeżył całe życie bardzo ascetycznie, miał na karku wielkie rzeczy, ale historia, ta matka pamięci, skazała  go na niepamięć. Ja tam pana Antoniego pamiętam i wspominam, bo jest okazja. A jak wróciłam z Włoch, to pan Antoni zadał mi tylko jedno pytanie – Widziałaś wzgórze? A kiedy potwierdziłam, zapytał – Rozumiesz, dlaczego tak trudno było? A kiedy potwierdziłam, popatrzył na mnie i powiedział – Dobrze, to teraz czas na herbatę. I tylko tyle.

No i przy okazji tej rocznicy warto pamiętać lub zwyczajnie wiedzieć, że wokół nas żyli lub jeszcze żyją ludzie, którzy przeżyli coś, co trudne do wyobrażenia jest. Koszmar.

I może zanim sąsiadów oceniać będziemy, to zadamy sobie odrobineczkę trudu. Bo może za panem sprzątaczem, panią z parteru kryją się niebywałe historie. Jak z panem Antonim. Miałam to szczęście. Napiłam się z nim ostatniej herbaty, posłuchałam kolejny raz, jakie to wzgórze wredne było i potem odprowadziłam tam, gdzie każdy z nas się znajdzie, a o którym wybitny poeta Horacy mówi, bo słowo poety wieczne jest, dla każdego z nas ta sama noc.

Panie Antoni, zwyczajnie tęsknię za panem.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x