Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Floriana, Michała, Moniki , 4 maja 2024

W ciszy i prawie o łzach wracaliśmy ze stadionu

2015-05-11, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Pierwszy mecz sezonu odjechany na stadionie Jancarza. Myślę, że wielki Eddy też szedłby do domu ze spuszczoną głową. Bo aktualny mistrz kraju rozjechany został w sposób uwłaczający przez wice mistrza. Mnie było przykro i wstyd.

Co prawda, jak szłam w tłumie żółto-niebieskim na stadion, to jednak gdzieś tam nad głową kolebała się nadzieja, że jakoś to będzie. Bo stadion nasz rodzimy, najbardziej przyjazna publiczność na świecie, nasza drużyna jechać miała u siebie. Ale z drugiej strony rozsądek podpowiadał – nie uda się, skoro się nie udało w Grudziądzu, to i u nas się nie uda. No i szlag jasny, jednak ten cholerny rozsądek miał rację.

Ale żeby aż tak, aż w tak beznadziejnym stylu przegrać na własnym stadionie? Były co prawda i momenty radosne, kiedy Stal na chwilę zbliżyła się do Byków, a nawet przełamała dominację, ale to były chwile.

Była też chwila, kiedy jednak kolejny już raz, nie wiem już który, okazało się, że kibice żużlowi to jednak jedna wielka wspólnota jest. Mam na myśli feralny upadek Tobiasza Musielaka, kapitana Byków, który po wyjściu z pierwszego łuku w szóstym biegu, zresztą powtarzanym, fatalnie się wywrócił. Nie ucierpiał nikt, bo ani Niels Kristian Iversen, ani też Przemek Pawlicki, nota bene dobrze dysponowany. Kapitan Byków przekoziołkował i długo nie wstawał. Pojawili się lekarze, a na stadionie zrobiło się cicho, czyli tak, jak powinno być, kiedy zawodnik leży na torze. A kiedy wstał, to klaskali mu wszyscy. Bo nie ma nic gorszego, kiedy na stadion, na tor wjeżdża karetka. Złamany obojczyk – taką stratę poniósł kapitan Byków. Ale mimo tej utraty zawodnicy Unii Leszno dowieźli wysokie zwycięstwo do finału.

Generalnie kibice żółto-niebieskich zachowywali się poprawnie, za wyjątkiem krótkich momentów, kiedy ultrasi Stali wywrzaskiwali obelżywe okrzyki pod adresem Byków. No komu, jak komu, ale Lesznu ubliżać za to, że ichnia ekipa jechała koncertowo? Lesznu, Unii, klubowi i kibicom jednego z najlepiej odbieranych ekip w kraju? Zresztą nie pierwszy raz Stalowi ultrasi darli się nieprzychylnie i obelżywie pod adresem leszczynian. I to bez sensu, moim zdaniem, jest. Ja nie lubię i nie cenię Nickiego Pedersena, który zresztą napominał na torze po zakończonym wyścigu Bartka Zmarzlika, bo zwyczajnie jak zwykle coś mu się tam nie podobało. Ale że powtórzę, nie lubię i nie cenię tylko jego jednego.

Klub i kibiców lubię, i jak ze Stalą na jednym torze nie staje, to im kibicuję. Unii Leszno. Zresztą nie ja jedna. Przekonałam się o tym wczoraj. I myślę sobie, że zwyczajnie nie godzi się takie zachowanie. Bo Leszno to jednak jest fajna rasa. Na stadionie był pan Roman Jankowski, ze swojego miejsca patrzyłam na legendę żużla. Patrzyłam też na Adama Skórnickiego Sqórę, dziś menago Byków, swego czasu jednego z najbardziej barwnych zawodników ligi. Pamiętam te czasy, kiedy Sqóra jeździł w kewlarze z frędzlami, nosił pióropusz i długie włosy jego powiewały czasami spod kasku. Dziś zostały długie włosy i zatroskanie o team. Więc może nieco namysłu nad kibicowaniem ukochanej Staleczce się należy. Zwłaszcza kiedy przychodzi nam, znaczy Stali, mierzyć z Unią Fogo Leszno. Bo plugawy język dopingu, albo raczej antydopingu ultrasów spowodował, że się zwyczajnie do puszki na oprawę meczu kolejnego nie dorzuciłam. Pierwszy raz zresztą.

I wiem, bo sama to na tym stadionie przeżyłam, że czasami nie doping ultrasów niesie, ale darcie gardeł zwykłych kibiców. Casus – jest bardzo czytelny. Jak kiedyś, zupełnie niedawno ultrasi się obrazili i dopingu nie było, a ważny to mecz był, bo jechaliśmy z Tarnowem i to po złote monety, a nie miedź, to kibice sami zaczęli się wydzierać, bez warkotu bębnów. Wówczas Bartek Zmarzlik zaliczył chyba mecz życia. Od połowy meczu kibice sobie przypomnieli ten czas, kiedy ultras nie było i też jakoś się działo. Mecz Stal wygrała, a zwykli nie ultras kibice długo fetowali ukochaną drużynę. Tak było, więc może państwo ultrasi pomyślą, zanim znów wulgarne i zupełnie nietrafione wrzaski będą kierować ku przeciwnikom. Powtórzę, takim, jakimi są Byki leszczyńskie.

No w każdym razie, po porażce dotkliwej i strasznej, my kibice, wracaliśmy ze stadionu w ciszy. Niektórzy z nas z łzami w oczach. Niech może Stalowcy i to wezmą sobie do serca. Tę ciszę i te prawie łzy.

No i skoro przy Stali jestem, to wdzięczna klubowi jestem, że się wpisał w pomoc Karolince Sanchez-Ślemp, malusiej córeczce Katarzyny Sanchez-Ślemp, II skrzypaczce Filharmonii Gorzowskiej, i pozwolił na poprowadzenie zbiórki na rzecz leczenia małej piękności chorej na straszliwą chorobę. Z puszkami stali dzielnie muzycy. Spotkałam pana Waldka Żarowa – genialnego klarnecistę i panią Dorotę Kaufman – równie znakomitą flecistkę i w ich puszkę grosik wrzuciłam. Ale na stadionie byli też inni muzycy. I ofiarnie na pomoc małej ślicznotki grosze zbierali.

To niezwykłe, że komuś się dziś w tych wrednych czasach chce pomagać drugiemu człowiekowi. To niezwykłe i godne najwyższej pochwały. Dlatego o tym piszę, bo trzeba.

Za chwilkę niewielką, bo 19 maja w Szkole Muzycznej I stopnia przy ul. Teatralnej następna akcja zbiórki pieniędzy potrzebnych do ratowania życia małej Karolinki. Będzie koncert i będą niespodzianki. Trzeba być.

A klubowi i muzykom raz jeszcze gratuluję. Stal od lat znana jest ze swojego prospołecznego nastawienia. A muzycy pokazali, że honorem i powinnością jest stanąć za koleżanką i wspomagać ją w osobistej tragedii. A przecież nie musieli. Tym większe słowa uznania dla klubu, co jest oczywiste, ale i dla muzyków, co wcale oczywiste nie jest, się należą.

Ludzie, lubię was i będę wspierać. No i trzymam kciuki za malutką piękność, którą przy pomocy Bogów wszelakich uda się uratować. Pani Katarzynie i nam wszystkim tego życzę. Pani Kasiu, pani tego najbardziej…

P.S. A w domu awantura. Co jest stanem zwykłym. Skrzydlate wydarły się mocno – Najpierw polazłaś do Filarów na koncert Michała Wróblewskiego, a wcześniej na orkiestry dęte. Potem polazłaś do lasu, choć mokro było i znów na orkiestry dęte, a jeszcze potem na żużel i nas nigdzie, NIGDZIE nie wzięłaś!!!! A my tu same w domu ogrywamy sobie fantastyczną płytkę z duńskim jazzem, co to też przed nami sprytnie ukryłaś. Wyprowadzamy się nieodwołalnie. Wyprowadzamy się już – drą się ptaki. No tak, drą się, ale jednym okiem śledzą, co piszę i jakoś tych walizek nie widać. No i chwała tym wysokim. Niech się drą. Co się wydarzy, zobaczymy.

P.S. 2. Dziś o 18.00 w Filharmonii Gorzowskiej za sprawą kobiet dwóch, czyli Agi Sawali-Doberscheutz i Marty Wrzask slajdowisko Multikulti. Spotkanie z Grzegorzem Gawlikiem, wulkanologiem, który od wielu lat eksploruje wulkany na całym świecie. Na tegorocznych Kolosach w Gdyni otrzymał za realizację swojego projektu pn. „100  wulkanów” nagrodę im. Andrzeja Zawady. Projekt realizuje od 2006 roku. Odwiedził 65  państw na sześciu kontynentach. Wszystkie swoje wyprawy organizuje samodzielnie. Jest dziennikarzem, reportażystą i autorem książki pt. „Kamień Zagłady”. Skrzydlate już lecą, ja jak się uda, to też. Polecam mocno, bo jak team Aga i Marta coś razem robią, to zawsze jest ciekawe i dobre. Polecam w ciemno.

Ps. 3. Jestem przeciwna temu, aby w jakichkolwiek wyborach głosowali ludzie, którzy w tym kraju, to jest między Bugiem a Odrą z cezurą Wisły pośrodku nie mieszkają. Cenię Polonię, rozumiem jej znaczenie, ale skoro się tu nie mieszka, nie doświadcza całego odium zła i dobra, częściej zła tego, co tu i teraz wyczynia, wybrało się emigrację, to niech się i też nie ma wpływu na to, co tu się dzieje. Kto nam będzie prezydentem, kto premierem, kto kimś innym. Bo tylko mieszkając tu i teraz, doświadczającego tego, co tu się naprawdę dzieje, można i należy decydować. Bo tylko my tak naprawdę wiemy, kto łga, kto prawdę mówi, kto się za kim ukrywa i jaka sukienka jest szatą, a jaka szmatką. Jaki garnitur i jaki krawat leży na polskiej drodze, a jakie słowa są tylko słowami. Jak w końcu pojadę do tej Norwegii pracować jako ta  prosta sprzątaczka, to też nie będę głosować za tym, co tu się ma dziać lub nie dziać. Bo oceniać można i głosować tylko wówczas, kiedy się jest tu i teraz.

Koniec egzegezy.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x