Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Floriana, Michała, Moniki , 4 maja 2024

Dziwne pomysły z książkami

2015-05-14, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Trwa majowe święto czytania, bibliotekarzy i książek. Wśród fajnych pomysłów na przekonywanie do lektury są i takie, których jakoś nie potrafię zaakceptować.

Mam na myśli ideę bookcrossingu. Czytam książki od zawsze, nawet podręczniki do uprawy pieczarek, jak nie mam czegoś innego – zdarzyło mnie się kiedyś w pociągu do Krakowa. Książki są dla mnie czymś cennym, dobrem, skarbnicami wiedzy i mądrości ludzi, ale też przyjemnością, rozrywką, przyjemnym sposobem na spędzanie czasu, czasem zachwytu i wzruszeń. Czymś, o co powinno się dbać. Powinny stać na półce, leżeć na stoliku nocnym, być w zasięgu ręki i oka, po to, aby w trudnym czasie wspomóc.

Dlatego od zawsze walczę z ideą bookcrossingu. Zwyczajnie mnie boli, kiedy widzę książki porozkładane na przystankach tramwajowych, na ławkach i w innych dziwnych miejscach, w których ich zwyczajnie nie powinno być, bo to nie jest ich miejsce. Uważam bowiem, że książki w takich miejscach wcale nie przekonują do czytania, a do działań zupełnie przeciwnych. Tak się bowiem dzieje, że mieszkamy w kraju, w którym nie dba się o dobra intelektualne. A za takie mam książki. Nie raz i nie dwa podnosiłam utytłany tomik z ulicy, odkładałam książeczkę na murek czy ławkę, żeby się nie poniewierała.

A w przypadku bookcrossingu często się tak dzieje, że książkom dzieje się krzywda. Wiem z doświadczenia, że niektóre się starzeją, przestają już być potrzebne, zwyczajnie zajmują miejsce na półce. Wtedy oddaję je do biblioteki. A co, kiedy w bibliotece ich nie chcą, bo stare, bo głupie – bywają i takie, jak choćby wychwalające miniony reżim? Wtedy należy im się godna śmierć. Bo nawet najgłupsza książka nie zasługuje na poniewierkę. Bo nawet zapis głupich czy niepoprawnych myśli wydany drukiem jest jednak pewną jakością. Wtedy taką książkę trzeba, należy wręcz poddać utylizacji. Nie palić, Boże broń, bo książki palili ci, co chodzili w czarnych mundurach z podwójnym s na tym mundurze. Palenie książek to zwykłe barbarzyństwo. Tomy już nieprzydatne nikomu można i należy oddać na makulaturę. Z ich szczątków powstanie kolejna książka, może lepsza, może mądrzejsza, ale coś następnego. Może to brzmi patetycznie, a przy okazji okropecznie naiwnie i egzaltowanie, ale ja tak mam z książkami. Zwyczajnie nie mogę patrzeć, jak gdzieś tam po ławkach, dworcach i innych miejscach poniewierają się powieści, poezja, dramaty i bajki dla dzieci.

Nawet jak jestem gdzieś poza Polską i widzę, że jednak ktoś tam potrafi o taki tomik zadbać, jednak zawsze boli mnie serce. Bo, że powtórzę, miejsce książki jest nie na ulicy czy tramwaju, ale w domu, na półce, w bibliotece, też na półce i księgarni – na półce lub stojaku.

Dlatego w czasie książkowego święta urządzajmy spotkania literackie, slamy poetyckie, zbiorowe czytanie bajek lub aforyzmów, ale nie umieszczajmy ich tam, gdzie może ktoś o nie zadba, ale znacznie częściej zwyczajnie pominie, co daj Boże, albo zniszczy, co częstsze.

Może to pokrętne myślenie jest, ale ja tak uważam. Książki to dobro i nie powinno się ich rozkładać byle gdzie.

A teraz z innego kątka, też nie najprzyjemniejszego. Szalenie mnie się podoba słuchanie opowieści o tym, jak się zmienia nam jakość życia w mieście. Tak się składa, że mieszkam przy dość dużej ulicy na Nowym Mieście. I od początku tygodnia patrzę na pewne śmieci. Na chodniku naprzeciwko mego domu pojawił się w niedzielę wór z odpadkami. Od razu zainteresowały się worem ptaki i rozwłóczyły go po dość dużej przestrzeni. Jak już wyjadły to, co było do wyjedzenia, resztki zostały na chodniku nadal. I tam są do dziś. Jakoś nie pojawiła się żadna służba, żeby chodnik uprzątnąć. Nikomu z sąsiadów to też nie przyszło do głowy, żeby bardak mały uprzątnąć, bo przecież każdy z nas płaci za utylizowanie odpadów. Mnie to chodziło po głowie i chyba w końcu pójdę tam i zbiorę te resztki. Ale chyba nie ja powinnam to robić. Dlatego więc nie opowiadajmy sobie bajek, że zmienia nam się jakość życia. Bo dopóki takie rzeczy będą się dziać, dopóty się to nie zmieni. Mam na myśli zarówno tych, którzy podrzucają śmieci pod okna sąsiadów lub nieznajomych, jak i tych, którzy ciężko pracują przy sprzątaniu miejsc publicznych. Ja zwyczajnie nie potrafię skraweczka papieru wyrzucić na chodnik. To jedna rzecz. A inna, nie rozumiem, że prawie cały tydzień na uczęszczanym chodniku może leżeć wór, już teraz rozwłóczony przez ptaki, ale jednak z odpadkami. Byłam w Azji, tej bliższej. No cóż, osiągnęliśmy tę azjatycką jakość. Ale i tak zwyczajnie wolę bałagan w Kutaisi niż bałagan po gorzowsku.

No i jeszcze jedna, bardzo smutna wiadomość. Kuria poinformowała, że ordynariusz naszej diecezji, ksiądz biskup Stefan Regmunt jest bardzo chory. Leczy się w jednej z klinik i trwa to już bardzo długo. W niedzielę w kościołach diecezji zostanie odczytany specjalny komunikat. Księdzu biskupowi życzę powrotu do zdrowia, tak jak i wszystkim, którzy chorują. Księdza biskupa znam i cenię.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x