Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Bogny, Walerii, Witalisa , 28 kwietnia 2024

Ręka dyrygenta jest jednak potrzebna

2015-02-07, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

 
Jak idziemy na koncert, a nie wiemy, jak się zachować, to patrzymy na dyrygenta, lub na innych. Jak nas ponosi magia muzyki, to klaszczemy… No cóż trudno. Muzycy przeżyją. Melomani nie, chyba że w Włoszech jesteśmy.

No cóż. Od lat bywam na różnych koncertach. Symfonicznych. Bywam, to złe określenie. Idę do FG, bo to u mnie, w mieście na siedmiu wzgórzach jest. Jadę gdzieś tam, bo tak mam, że jadę, bo chcę posłuchać. Muzyki znaczy. I jak mogę, to zawsze Jana Sebastiana Bacha. A jak innych, choćby Borodina, Czajkowskiego, Strawińskiego, Jakuba Jana Ryby, Antonia Dvořaka, Mauela de Falli, Bedřicha Smetany, Henryka Mikołaja Góreckiego, ale też i innych, oj wielu innych. I za każdym razem mam nadzieję, że koncert, symfonia zostanie odegrana po Bożemu i odebrana po Bożemu. Znaczy, nikt nie będzie klaskała pomiędzy częściami, bo to zawieszenie nie po oklaski jest. Ta cisza jest na chwileńkę niewielką dla orkiestry. No i dla melomanów, żeby odetchnęli i ochłonęli po emocjach, jakie im kompozytorzy, ale i orkiestry wykonujące muzykę dali. I zawsze mam nadzieję, że jednak się uda.

Nie udało się w mieście na siedmiu wzgórzach. Nie, bo na piątkowym koncercie oklaski były. Na szczęście maestro Andrzej Straszyński uczynił podczas koncertu, dokładnie podczas Fortepianowego Mozarta, po pierwszej części gest, który wyciszył brawka, zamilkły. Musiał powtórzyć ten gest po pierwszej części I Symfonii Beethovena. Publiczność zamilkła. No i dobrze, bo wieloczęściowe kompozycje należy słuchać w ciszy. Wie to cała Europa, poza Italią, bo tam się klaszcze, kiedy się chce, i kiedy coś się bardzo podoba, lub nie. W mieście na siedmiu wzgórzach klaszcze się, kiedy komuś się wydaje, że to już koniec, dla przykładu pierwsza część koncertu Mozarta albo pierwsza część symfonii Beethovena. Dyrygent, pierwszy z goszczących pokazał, że nie, nie klaszczemy. Publiczność zrozumiała i nie klaskała.

No i właśnie ten koncert pokazał, zresztą kolejny raz. BRAKI. Braki w kształceniu estetycznym. Bo my Polacy, my gorzowianie, jako to szkiełko, mamy olbrzymie braki w kształceniu estetycznym. Bo musieliśmy wkuwać jakieś formułki, nauczyć się jakiś wzorów, ale nikt nie nauczy nas, jak zachowywać się w Filharmonii, albo w muzeum. To my sami musimy po latach do tego dochodzić.

Włosi klaszczą, albo buczą nawet w największych salach koncertowych. No i nie daj nam panie takich zachowań, jak oni. Ale jak dyrygent unosi dłoń, żeby nie klaskać, to nie klaszczmy i poczekajmy, zanim się do nas nie odwróci, albo pianista nie opuści rąk. Nie klaszczmy. Bo po co czuć się zażenowanym. Ja nie lubię.

Boże mój, ja nie pouczam, ja tylko proszę. Zwyczajne proszę. Jak jesteśmy w filharmonii, jakiejkolwiek, i nie bardzo wiemy, jak się w tym świecie klasyki poruszać, bo to delikatna materia jest, to nie wyrywajmy się z oklaskami i wrzaskami – brawo. Poczekajmy, bo ta sekundowa przerwa, na odwrócenie nut, na oddech muzykom i maestro wcale nie znaczy koniec utworu, koniec kompozycji. Jak nie wiemy, to nie wyrywajmy się z aplauzem, bo po co potem czuć się zawstydzonym. No chyba, że gra Kimmo, też nie lubi, ale cóż, da radę. Chyba że jesteśmy we Włoszech. Oni tam, Italiańcy znaczy, klaszczą i buczą kiedy chcą. Jakiś tam czas temu wybuczali Piotra  Beczałę. Znaczyli ogłuchli z kretesem. Bywa.

Przez cztery i kawałeczek roku nam melomanom udało się, rzadko się zdarza, rzadko, że czujemy się zażenowani. Daj Panie Boże innym, aby tak rzadko. Pamiętajcie. Dyrygent stoi twarzą do orkiestry, batuta kreśli koło, koło się zamyka, coda się zamknęła, coda choć już wybrzmiała, jeszcze trwa, choć dyrygent zamknął orkiestrę, ale jeszcze chwila, moment, mgnienie oka. Odwraca się. Już, oklaski. Ja tak mam z muzyką Jakuba Jana Ryby. Jak maestro się odwraca, to wiem. Słyszałam wcześniej, się skończyło. Skończyło się. Trudno, ale w mojej głowie zostaje.

Muzyka zostaje. Muzyka Głuchego Geniusza, muzyka Cudownego Dziecka, muzyka Mistrzów. Czasem tęsknię do Purcella, Benjamina Brittena, zawsze Chopina, do góralskich nutek, tak pięknie transponowanych przez Wojciecha Kilara. Oj  tam, Dziadońki nikt nie pokonał. I mało kto wie, kim była Dziadońka.

Jak ktoś chce, opowiem. Muzyka, tak. Muzyka.

Patrzcie  na maestro. Bo tylko maestro wie, czy już koniec, czy też nie. Melomani też.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x