Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Bogny, Walerii, Witalisa , 28 kwietnia 2024

Michał w Nowym Jorku!!!

2015-02-09, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

To już za chwilkę, za momencik Michał Wróblewski, znakomity gorzowski pianista jazzowy zagra koncert w nowojorskim klubie Drom z Terence Blanchardem. Tak, tak, z tą gwiazdą trąbki jazzowej. No się stanie.

W piątek spotkałam w FG Anię Wróblewską, moją przemiłą znajomą oraz mamę Michała. I właśnie ona mi powiedziała, że Michał gra w Nowym Jorku i to, że nie z byle kim, a z samym Terence Blanchardem. Panowie kiedyś już razem grali. A teraz znów stało się coś, że Blanchard zaprosił Michała i będzie koncert. To naprawdę niezwykła nobilitacja. Bo to Blanchard po płycie Michała zaprosił go do NY. Ania, mama była mocno zdenerwowana i jak mi tłumaczyła, mamy tak mają, że się denerwują, bo dziecko, gdzieś tam za wielką wodą w tym wielkim i pięknym mieście, w Big Apple gra. I ja rozumiem to zdenerwowanie, ale jak znam Michała, a znam od dawna, to wiem, że znakomicie sobie da radę, zauroczy i znów tam go będą chcieli słuchać. Bo Michał ma tak z muzyką, jak Przemek Raminiak. Też pianista jazzowy, też znakomity muzyk. Oni dwaj się nigdy nie wyrywali do gry. To prezes Dziekański ich wyrywał. A teraz proszę. Michał podbija NY, Przemek nagrywa, no po prawdzie skończył już swoją najnowszą płytę. I oni krok po kroczku tworzą fantastyczną jakość.

Wracając do Michała. Zawsze był wycofany. Nawet jak chodziłam na jego szkolne koncerty, to Michał zawsze bagatelizował wydarzenia. Pamiętam, jak w szkolnym konkursie grał swoje rzeczy, to te jego rzeczy były zapisane na pomiętej karteczce, która mu się z pulpitu na klawisze zsuwała, a Michał walczył z karteczką i klawiaturą. Konkurs wygrał. No bo kto miał szkolny konkurs wygrać? Pamiętam też jak bronił dyplom w Szkole Muzycznej II stopnia przy Chrobrego. Syna słuchał Marek, ojciec, Lidia – wówczas dyrektor wydziału kultury, jego pani profesor Ewa Wyszomierska-Łukowska, ja i trochę innych osób. No i oczywiście Michał znakomicie się obronił.

A dziś proszę. Zagra w stolicy nie tylko jazzu, ale generalnie kultury. Bo Nowy Jork jest stolicą. Tam się wykuwają nowe trendy, tam się dzieje. Więc dziś trzymajmy kciuki, bo nasz tam w tym centrum gra. A skoro Terence Blanchard obok niego, to nie może być źle. No nie. Poczekam na recenzję, może kilka recenzji i się z wami podzielę. A recenzja powinna być, choćby jedna. Bo to niezwykła rzadkość, że chłopak z Polski gra w dobrym klubie i to w obecności Terence’a Blancharda, kompozytora muzyki między innymi do filmów Spike’a Lee. To Blanchard zdecydował, że Michał tam w Wielkim Jabłku wystąpi. Trzymam kciuki i czekam na wieści. I jestem zwyczajnie pewna, że będzie sukces. No bo czemu ma nie być? No czemu?

I z innego kątka, ale też kulturalnego będzie. Wadzę się ze sobą, z materią i słowem. No cóż, ja krasnoludek polski, polonistką jestem z wykształcenia oraz z ulubieństwa materii, którą inni nazywają literaturą. Czytam od zawsze wszystko. Nie pamiętam momentu uczenia się czytania, umiem od zawsze. A odkąd świadomie czytam, to mam kilku autorów, których zawsze czytam. To Kochanowski, to Szekspir, to ksiądz Chmielowski, to Słowacki, to Gałczyński, to Broniewski, to Erich Maria Rilke, to Thomas Mann, to ksiądz Tischner (czasem nie rozumiem, ale się staram), to Biblia, to Tora, to … oj, długo by wymieniać. No i byłam w Teatrze Osterwy, który sprawił, że po „Kocie w butach”, jak miałam siedem lat, na zawsze zakochałam się w teatrze. Byłam ci ja na spektaklu „Odprawa posłów greckich” mistrza Jana z Czarnolasu. Marzenie gratulacje wielkie za monolog Kasandry, bo po to trzeba tam pójść. Innym kolegom aktorom też się słowa uznania należą. Bo zagrali tak, jak im pan reżyser kazał. Ale mnie, przywiązanej do starego, pięknego tekstu, gdzie pada jedna z najważniejszych kwestii  w polskim dramacie, a właściwe nie w tym dramacie, ale w Pieśniach Wtórych, i tak to idzie:

x

Wy, którzy Pospolitą Rzeczą władacie,

A ludzką sprawiedliwość w ręku trzymacie;

Wy, mówię, którym ludzi paść poruczono

I zwierzchności nad stadem Bożym zwierzono,

x

Mnie było żal, bo dziwaczna, moim zdaniem, bez sensu inscenizacja, odebrała siłę i wymowę tego tekstu. Bo tekst jest w tej inscenizacji niepotrzebny. Bo można było wziąć na warsztat każdy inny. I też by się bronił, tymi dziwnymi zabiegami inscenizatorskimi. A tak się bowiem składa, że choć to stara polszczyzna, to jest na tyle krystaliczna, na tyle jasna, że słowo, ważne, znaczy. I trzeba było tylko znaleźć sposób. Na jej pokazanie. Nie uważam, że panu reżyserowi się udało. Przez mocno udziwnioną realizację sceniczną osiągnął jedno. Forma może i się spodoba, ale Kochanowskiego tam nie ma. Nie ma słowa, nie ma staropolszczyzny, nie ma tak wielu znaczeń. I jak przyjdą licealiści, to docenią owe zabiegi, spodobają im się DJ-eje, zabiegi z mikrofonami. Nawet ten parasol, który nagle się pojawia. Ale nie usłyszą słowa. Nie usłyszą tego, co Jan Kochanowski mówi o Rzeczypospolitej. Bo kto by dbał o starą polszczyznę przykrytą obrazeczkami.

Ja z teatru wyszłam z przykrym uczuciem tego, że ktoś zamordował mi Kochanowskiego. Mego wielbionego poetę, i tak naprawdę zamiast fetowania, zabrakło mi jednej kwestii. A powinna ona brzmieć tak, na koniec, po kwiatach dla kolegów aktorów i po celebrze wszelakiej  – A teraz przepraszamy Jana Kochanowskiego za to, cośmy tu u Osterwy w Gorzowie mu uczynili.  Bo obroniło się słowo tylko w monologu szalonej Kasandry, w tej roli Marzena Wieczorek. I tylko dla niej warto było siedzieć tę godzinę. Innym kolegom aktorom nie dano było  tej szansy zaznać. Bo też, jak Marzena potrafią, ale tu nie dane im było, bo inscenizacja, bo przykrywamy Kochanowskiego, bo go zwyczajnie nie rozumiemy.

Dlatego wadzę się ze sobą, materią i słowem. Bo ja, zakochana we frazie Jana Kochanowskiego, w jego wybitnie krystalicznej starej polszczyźnie, zwyczajnie nie znoszę tego, co Kochanowskiemu zrobił Teatr. Mój, że podkreślę. Bo w tej inscenizacji odebrał znaczenie słowu. Wielkiemu słowu. Bo, że pierwszy i po polsku, to wszyscy wiedzą. A teraz niestety, zostaną tylko obrazki. Bo słowo zniknęło, pod dziwną niczym nieuprawnioną, źle wydumaną realizacją teatralną. Słowo, powinno być, nie było, materia, drażniąca, bez sensu. Kocham Jana z Czarnolasu. I przykro mi było patrzeć na to, co się wydarzyło. Na to, jak to nowe w teatrze potraktowało owo słowo. Że powtórzę, to najważniejsze, które potem polskiemu dramatowi wyznaczyło nurty:

x

Wy, którzy Pospolitą Rzeczą władacie,

A ludzką sprawiedliwość w ręku trzymacie;

Wy, mówię, którym ludzi paść poruczono

I zwierzchności nad stadem Bożym zwierzono,

Nie wybrzmiało, a powinno. Tylko monolog szalonej Kasandry się broni, tylko to. Kochanowski wymaga tylko jednego. Czytania, nie obrazków. Bo jak się czyta,

x

Skujmy talerze na talery, skujmy,

A żołnierzowi pieniądze gotujmy!

Inszy to darmo po drogach miotali,

A my nie damy, bychmy w cale trwali?

x

To pokazuje nam jedno. Kochanowski wiele lat temu chyba przewidział wszystko. No jednej rzeczy nie, nie takiej realizacji w Teatrze Osterwy w Gorzowie. I dlatego mnie tak strasznie przykro jest. Bo zagubiono słowo. A jak chce pewien stary tekst, ono było na początku, i z nim trzeba się wadzić. Tym razem się nie udało. A szkoda. Słowo utonęło w dziwnej realizacji. U mojego Osterwy. Szkoda.

P.S. Nie będzie.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x