Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Bogny, Walerii, Witalisa , 28 kwietnia 2024

Tej nocy zniknęło miasto

2015-02-14, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Dokładnie w nocy z 13 na 14 lutego zniknęło przepiękne miasto. W trzech nalotach dywanowych. Mam na myśli Drezno, stolicę przepiękną Saksonii. I właściwie wcale mnie to nie powinno obchodzić, bo to Niemcy są, ale jestem silnie emocjonalnie z Dreznem związana, a dziś przypada 70. rocznica tych wydarzeń.

Barbarzyństwo ma to do siebie, że nie liczy ofiar, nie liczy kosztów ani strat. Barbarzyństwo ma jedno na celu. Osiągnąć sukces. Zawsze na początku zyskuje potakiewiczów i poklaskiewikaczów. A potem sukces odwraca się od barbarzyństwa. Sukces, zwycięstwo idzie w inną, przeciwną stronę.

Tak się stało z Niemcami na przełomie lat 1944-45. Bo to Niemcy rozpętały II wojnę, bo to Niemcy uruchomiły machinę śmierci, bo to Niemcy zamordowały mój naród, bo to Niemcy… I tu można pisać długą jak papirus listę win. Ale te same Niemcy nie przypuszczały, że całe zło, jakie uczyniły światu, nagle się zwróci przeciwko nim. Obłąkany gad w ludzkiej skórze, któremu odmawiam prawa nazywania go człowiekiem, zachował się jak ostatni tchórz, bo popełnił samobójstwo. I tfu na niego. Nie dane mu było stanąć przed sprawiedliwym sądem. Ale decyzje gada spowodowały, że w Europie stała się olbrzymia tragedia, wymordowano nie tylko narody, w tym mój, zniszczono także wiele zdobyczy kultury, sztuki, zdobyczy cywilizacji. W tym właśnie Drezno. Przepiękną koronkową wręcz stolicę Wettynów, Drezno. To właśnie tej feralnej nocy, z 13 na 14 lutego 1945 roku lotnictwo alianckie w trzech nalotach dywanowych ostatecznie zniszczyło przepiękne miasto nad Łabą. Powodów, poza terrorem, czyli odpowiedzią na język gada, nie było. Drezno nie było obiektem strategicznym. Nie było tu przemysłu, za to cała moc pysznych zabytków. To była, i teraz po wielu latach znów jest Florencja wschodnich Niemiec. Po nalotach tej feralnej nocy na miasto przyszła burza ogniowa. Kto miał szansę ocaleć, w burzy tej nie ocalał. Gadzi przywódca sprowadził na miasto Gniew Boży. Gniew w postaci alianckich samolotów zrzucających bomby zapalające. Bomby niszczące wszystko. Płonęła Saksonia, pożar Drezna widać było z odległości coś około 100 km. Huk burzy ogniowej słyszany był z odległości 60 km. I jak ktoś nie umie sobie wyobrazić piekła na ziemi, to niech poczyta o tamtych wydarzeniach. Opisał je Kurt Vonnegut w „Rzeźni nr 5” oraz Victor Klemperer, landsberski Żyd i konwertyta na ewangelicyzm, który dzięki nim de facto ocalał. Ostatecznie dzięki tej burzy. A my dziś mamy chirurgicznie wręcz czysty opis języka nienawiści, czyli „LTI”. Polecam każdym politykom. Do czytania. To landsberski Żyd opisał. Wstrząsająca lektura.

A ja piszę o tych wydarzeniach z jednego prostego powodu. Bo tak, jak pamiętam o krzywdach nas, o bolesnych datach, tak samo pamiętam i o tym, o tej nocy. Nie udaję, że rozumiem, dlaczego alianci zniszczyli cudną stolicę Saksonii, bo nie rozumiem. Potrzeby nie było. Może odwet za to wszystko, co wydarzyło się wcześniej.

Zniknęło miasto, piękne, pełne zabytków. Miasto, gdzie Fryderyk Schiller napisał „Odę do radości”, dziś hymn zjednoczonej Europy. Miasto polskich królów elekcyjnych, tfu i niestety, bo dobrzy dla nas nie byli, miasto, w którym ostatecznie i nieodwołanie znienawidził Polaków Fryderyk II Wielki, wtedy tylko następca tronu, a to za sprawą, jak chce plotka i legenda, Anny Orzelskiej (a w każdej plotce jest ziarenko prawdy). No mój ukochany władca, niestety. Z miłością się nie dyskutuje, to takie maleńkie didaskalium jest. Miasto, które się jednak podźwignęło z tej traumy. I które ja zwyczajnie kocham. Bo mnie zauracza, bo mnie uwodzi. Miasto, które mnie przyciąga, i jak za każdym razem stoję i patrzę na odbudowany Zwinger, to myślę o nim tak, jak o zamordowanej Warszawie. Z miasta gruzów powstało. Z miasta gruzów się odbudowało. Jak i Warszawa.

A związki ze mną i miastem nad trzema rzekami ma takie, że ja tam jeżdżę i infekuję znajomych Dreznem. I za każdym razem słyszę słowa – jakie piękne. Bo jest piękne. Poza tym w Dreźnie mieszka i pracuje trochę naszych, z miasta na siedmiu wzgórzach. Tam studiują, bądź studiowali, tam im po drodze i też tak jak ja mówią, piękne jest. A jak w 2002 roku miasto dotknęła powódź straszliwa, to nie tylko ja jedna siedziałam przylepiona do telewizora i patrzyłam, jak Łaba się podnosi, jak na prawym jej brzegu sięga lamp i w ciszy własnego domu modliłam się, żeby ocalał lewy brzeg, ten pięknie remontowany, ten zabytkowy z Zwingerem i kompleksem pałacowym, ten z muzeum i madonnami Rafaela. Bóg wysłuchał. Łaba się uspokoiła.

Palę świeczkę za Drezno tej nocy, tamtej znaczy strasznej. Bo choć Saksonia to część Niemiec, to jednak skarbiec.

Wiem, o mieście na siedmiu wzgórzach piszę zawsze w tym miejscu. Ale jednak czasami jest coś, co powoduje, że wyjść trzeba poza siedem wzgórz i trzy rzeki. To 70. rocznica bestialstwa, owszem rozpętanego przez obłąkanego diabła w ludzkiej skórze, któremu, że powtórzę, odmawiam prawa nazywania go człowiekiem, ale bestialstwa, które odwróciło się przeciw kulturze, zdobyczom cywilizacji, pięknu, filozofii, poezji, nauce, muzyce w końcu. To taki rachunek, który trudno zrównoważyć.

Pojadę znów za jakiś czas do Drezna. Usiądę na ławce nad Łabą i to tak, żeby widzieć Stare, odbudowane miasto, i nową jakość, dość okropną. Zabiorę ze sobą muzykę, no trudno się zaskoczyć, to będzie dziewiąta symfonia Głuchego Geniusza, który też miał króciuteńki rozdział drezdeński i posłucham. Znów posłucham. Napiję się kawy z McDonalds, w kubku sobie na tę ławkę przyniosę. I będę szczęśliwa, że znów mogę patrzeć na to piękne miasto. A mój przewodnik, Maciek, jak będzie miał czas, albo Ano, jak będzie miała czas, kolejny raz powtórzą… Renata, to historia, patrz w przyszłość. Patrzę, patrzę, ale cały czas mam w głowie frazy Kurta Vonneguta i co z tym zrobić? No co?

W moim domu pali się świeca. Pamiętać trzeba.

P.S. A o gorzowskich sprawach, to naprawdę za chwileńkę niewielką i w innym tekście.

PS. 2. Mój prywatny żal teraz. Zmarł Roman Frister. No i szlag, nie zdążyłam się pożegnać. A przecież miał się ze mną spotkać. No i jak to? Tak nagle odchodzą ci, z którymi chcemy się spotkać? No jak? Szema Israel. Bo  jak oni odchodzą, to tylko żal pozostaje. Szema Israel.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x