Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Sergiusza, Teofila, Zyty , 27 kwietnia 2024

Słuchając Raminiaka w nocy na ulicy…

2015-02-16, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Ja to mam jednak czasami szczęście. Szłam sobie sobotnią nocą po wyludnionym mieście, aż nagle usłyszałam muzykę… Cudną muzykę.

Przemek Raminiak odwiózł do domu mego sąsiada i kiedy wypakowywali graty, z otwartego samochodu płynęła muzyka. W mieście było cicho, więc sobie trochę posłuchałam. No i jest moc w tym, co Przemo napisał (piszę tak, bo znam go od zawsze  i bardzo, ale to bardzo cenię). No i sobie z muzykiem pogadałam. Nowa muzyka Przemka to materiał na płytę, która już za chwileczkę, już za momencik ujrzy światło dzienne i będzie o niej głośno. No i ja czekam, bo co mam robić. Lubię muzykę Przemka Raminiaka, mam wszystkie jego płyty, łącznie z białym krukiem, czyli „Scandinavią”, słucham i zwyczajnie mnie się podoba.

A teraz z innej mańki. Otóż grododzierżca zapowiedział interwencję w sprawie kulawego podręcznika dla trzecioklasistów zatytułowanego „Radosne odkrywanie świata od A do Z”, gdzie jak wół stoi, że jedyną stolicą naszego równie kulawego województwa, znaczy lubuskiego, jest Zielona Góra. No i bardzo dobrze, bo to pierwszy wyraźny głos nowej władzy w sprawie marginalizacji miasta na siedmiu wzgórzach względem Winnego Grodu. Ale z drugiej strony książka ta pokazuje smutny fakt, że jednak miasto nasze jest marginesem i na marginesie. Jest marginesem ze względu na położenie geograficzne, bo bliżej nam jest i prościej dojechać do Berlina niż do naszej własnej krajowej stolicy. I jak do tej pory światła kampania „Gorzów Przystań” i wydana na nią kasa poszła na nice. Nie przełożyła się na nic. Bo nawet zagranicznych turystów jest coraz mniej. Bo dawni mieszkańcy naszego miasta weszli w taki wiek i takie zdrowie, że choć nawet duch się wyrywa do L., do posiedzenia nad Wartą, to jednak ciało nie pozwala, a dzieci, a już zwłaszcza wnuki, kompletnie nie są zainteresowane wizytą w rodzinnym mieście ojców i dziadków. Bo po prawdzie i po co tu przyjeżdżać? Bo kto wie, że dzieje się tu całkiem fajnie, że można w miarę często posłuchać naprawdę dobrej muzyki i to różnej? Kto to wie? Poza melomanami właśnie. Bo mainstreamowe media, które lubią pisać o sobie, że są najlepsze i naj… jakoś o kulturze mało piszą.

Także na marginesie miasto na siedmiu wzgórzach jest trochę na własne życzenie, bo nie ma elit, które je promują i propagują. Mówi o tym prof. Dariusz Aleksander Rymar w wywiadzie, jaki można przeczytać na naszym portalu. Elitom nie zależało na wojewodzie z północy, elitom nie zależy na promocji miasta choćby przez aktywność parlamentarną, elitom obojętne jest wydawanie kasy, mega kosmicznej kasy na Bajkonur Babimost. No i to jest straszne. Tak więc głos grododzierżcy w sprawie feralnego podręcznika uważam za ważny. I choć raczej nic z tego nie wyjdzie, bo raczej nie sądzę, aby przyniósł realny wymiar, czyli wycofanie nakładu, to jednak może gdzieś ktoś to wołanie usłyszy i w tym psiejącym świecie zastanowi się odrobinkę dłużej, nim coś znów nieopatrznie chlapnie i to w druku, bo papier cierpliwy jest i wszystko przyjmie, nawet największą piramidalną bzdurę.

A tak na marginesach, powtórzę to, co kiedyś napisałam przy okazji promocji Kostrzyna nad Odrą. Tam się jakoś udaje. No fakt, Przystanek Woodstock wystarcza, aby każdy lub prawie każdy wiedział, gdzie ten Kostrzyn jest. Historycy wiedzą jeszcze o Twierdzy i wybitnych postaciach, które miały związki z tym miejscem. O władcy ukochanym nie napiszę, bo i po co. Bo i tak dużo, chyba czasami za dużo o nim piszę. Ale że przypomnę kilka innych nazwisk, jak choćby św. Klemens Maria Hofbauer (tylko 23 dni tu był), marszałek Michaił Tuchaczewski, Roland Garros, hrabia Piotr Sałtykow, porucznik Hans Herman von Katte, admirał Alfred von Tirpitz, neapolitański hrabia i alchemik Dominik Emanuel Caetano i tak dalej, i tak dalej. Nazwisk dużo, z różnych dziedzin. Ściągają pasjonatów i zainteresowanych.

Ale miasto na siedmiu wzgórzach też takich ma, wielu. I jakoś nie umie tego przekuć w sukces. Tylko potem się płacze i psioczy, że o nas nikt nie wie i nie pamięta. No cóż…

Jakie miasto, jakie elity, taka promocja i takie zyski…

P.S. Dziś o 17.00 w Bibliotece Wojewódzkiej promocja „Kluczy” Alfreda Siateckiego, czyli pięciu tomów z lekka fikcyjnych wywiadów z jak najbardziej historycznymi postaciami. Więcej na ten temat pisze Krystyna Kamińska w swojej zakładce „Czytaj ze mną” na naszym portalu. Przeczytałam wszystkie „Klucze” i powiem tylko jedno, ciekawe i warte poznania. A sam autor ma taki nieoczywisty dla wszystkich dar, że znakomicie potrafi o swoich wywiadach opowiadać i zapalać do czytania. I co ciekawe, Alfred Siatecki to zielonogórski pisarz, wieloletni i wybitnie zasłużony dziennikarz wrażej gazety, który jednak do swoich przede wszystkim winnogrodzkich wywiadów  zaprosił także wybitne postaci z północy tego kulawego województwa. Byłam już kiedyś na jego spotkaniu z czytelnikami, w Lamusie to było. I było fascynująco. Szkoda ominąć. Bo naprawdę interesujące to jest. Polecam. I jak tylko zdążę, to na pewno będę. Bo lubię zwyczajnie autora, a także bardzo mnie się jego klucze podobają. Będzie też możliwość zakupu książek i uzyskania autografu autora oraz zamienienia z nim słówka. Warto. No i chwała książnicy, a zwłaszcza działowi regionalnemu, że takie spotkania organizuje.

P.S. 2. No muszę, zwyczajnie muszę. Moja filmoznawcza dusza się tego domaga. Małgorzata Szumowska, w swoim świecie zwana Szumą, wraca z Berlina ze Srebrnym Niedźwiedziem za „Ciało/Body”!!!!!!!!!!!!!! To bardzo, bardzo ważna nagroda. Bo berlińskie Niedźwiedzie to nagrody niezmiernie cenione, bo przyznawane za kino, które coś mówi, kino, w którym o coś chodzi, kino, które porusza i zmusza do myślenia. To jedna z niewielu nagród, które nagradzają refleksję, namysł, chodzenie po nieprostych ścieżkach ludzkiego życia, kino, które dotyka bolących miejsc. To nagroda, którą chcą mieć wszyscy, nawet Oscarowi twórcy, a która wcale niekoniecznie trafia do ich koszyka z nagrodami właśnie. Tym bardziej gratuluję.

P.S. 3. Nie, nie jestem rzecznikiem FG. Piszę o muzyce, której tam słucham, bo lubię. I tak się składa, że od jakiegoś czasu mamy w mieście na siedmiu wzgórzach jedną z najlepszych orkiestr w kraju. Wiem to od wybitnych gości, którzy tam, znaczy w FG,  występują. I uważam za zwykły obowiązek o tym pisać, bo FG jest jedną z niewielu wyrazistych i czytelnych wizytówek kulturalnych miasta, która rzeczywiście promuje to miasto na marginesie. Nie, nie jestem rzecznikiem… Jestem melomanką, którą zauracza to, co na jej oczach się dzieje. Bo to szczęście, że akurat tak tu i teraz się dzieje. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x