Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Balladyny, Lilli, Mariana , 30 kwietnia 2024

Nowy Jork w pewnej piwnicy

2015-01-05, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Nikt i nic mnie nie uprzedził ani nie przygotował na to, co się wydarzyło w sobotnią noc w znanej gorzowskiej piwnicy jazzowej przy ul. króla Władysława Jagiełły w mieście nad trzema rzekami. No nic.

Miało być jak zwykle, czyli najpierw teatr z włoskimi piosenkami, najnowszą premierą pana Artura Barcisia, potem Jazz Club Pod Filarami. No i oczywiście nie było jak miało być, bo było jak zawsze. Ze względów prywatnych nie zdążyłam do Teatru Osterwy. Mam tak zawikłane sprawy rodzinne, że nie dało się zdążyć do teatru, choć szalenie chciałam. No cóż, zobaczę za czas jakiś.

Ale cudem zdążyłam do jazzowej piwnicy. I tu kolorowy zawrót głowy. Za sprawą Prezesa oraz Marka Konarskiego klimat jak w Cotton Club w Nowym Jorku, albo w grungeowych piwnicach Seattle albo Cleveland w latach 80. i 90. W Cotton nie byłam, bo nie byłam w NY, Big Apple, lub cokolwiek, ale byłam w Cleveland/Ohio w latach 80. W drugiej połowie tych lat. I tam wówczas słuchałam garażowego rocka, różnych jego odmian, i tam też zaczarowała mnie atmosfera takich imprez. Gdzie grają młodzi i bardzo młodzi, gdzie może muza jest dziwna, ale ludzie, jacy się tam pojawiają, to wartość. Bo im się chce.

No i właśnie taką atmosferę w sobotnią noc wyczarowało w jazzowej piwnicy w mieście na siedmiu wzgórzach czarodziejów dwóch. Pierwszym jest Prezes, bo zawierza swoim wychowankom, a drugim jest Marek Konarski, wychowanek MAJ i piwnicy, dziś wytrawny saksofonista, robiący karierę gdzieś tam w świecie. Ale Markowi właśnie chciało się zaprosić swoich przyjaciół i znajomych do piwnicy jazzowej w mieście nad trzema rzekami, a za nimi do piwnicy zawitał cały tłum fajnych, kolorowych ludzi. Nawet nie bardzo mnie było dane pogadać z Prezesem, bo latał jak w ukropie, bo zwyczajnie ukrop był. Bo składy się zmieniały, bo muzycy albo w barze, a za chwilkę niewielką na scenie. Jakoś trzeba było tym kolorowym, żywiołowym towarzystwem zarządzać. No i jeszcze główny akustyk klubowy Hubert, który uzbrojony w jakiś tajemniczy dla mnie sprzęt, przemieszczał się po klubie, z zafrasowaną miną patrzył (zwykle napisałabym gapił się, ale Hubertowi tego nie zrobię) i sterował dźwiękiem. Bo zasada podstawowa, ma być dobry dźwięk. I był. Co zaskoczeniem nie jest. Hubert i jego uczniowie zęby na ustawianiu dźwięku zjedli. No i dobrze. Tak ma być.

A w tle te tłumy ludzi, jakie się widzi przy okazji Nocnego Szlaku Kultury. Tym razem nie był to szlak, ale fantastyczne jam session. Do małej, szalenie wysmakowanej piwnicy zawitał tłum ludzi, który lubi muzykę, dobrą muzykę, ale też i lubi siebie, lubi się poznawać. Było cudnie. Trochę się tam snułam, trochę siedziałam ze znajomymi, trochę słuchałam, trochę gadałam z różnymi ludźmi. No było jak w grungeowym klubie w Cleveland/Ohio, gdzie też tak się działo. Jakaś muza, jakieś jazdy towarzyskie, a wszędzie fantastyczne uczucie, że to tak ma wyglądać, że o to chodzi.

I co bardzo ważne. Nie był to happening, jak pewien „znawca kultury” z wrażej gazety chce, aby nam happeningi wyznaczały wydarzenia kulturalne i ogólny trend, w jaki powinna pójść gorzowska kultura. Nie był to happening w prostym znaczeniu. Bo było to wydarzenie, mistrzowsko przygotowane i mistrzowsko wyreżyserowane. Jak już powiedziałam, nad całością czuwało czarodziejów dwóch.

I jak tam siedziałam, to myślałam sobie jedno. Jaki szczęście ma to miasto, że ma takiego czarodzieja, który nie dość, że wyławia talenty, potem je wychowuje, hołubi, a na koniec robi coś z lekka przypominający kipisz w klubie, aby znów wychowanek zagrał i to taki rozbudowany program, z własnymi przyjaciółmi. No i było barwnie, cudnie, przyjacielsko. A jak ci przyjaciele czarodzieja od instrumentu, mam na myśli Marka Konarskiego, wrócą znów do świata, tam gdzie mieszkają, opowiedzą, jak im dobrze było w jazzowej piwnicy w pewnym niekoniecznie rozpoznawalnym, ale dla nich od tej nocy bardzo mocno rozpoznawalnym od tej chwili mieście. Mieście G.

I na pewno tu wrócą. I to jest ta prawdziwa promocja. Bo miasto, powtarzam, miasto, ma klub. Nasze pieniądze w postaci podatków tam idą na utrzymanie. Ale ten klub w taki, mocno spektakularny, a czasem niechętnie widziany przez urzędników (vide byłe władze i obecna pani dyrektor wydziału kultury. Ina, nie ty) sposób sprawia, że dzieje się bardzo wiele i to naprawdę w bardzo wielkiej skali, ale nadal jest nieszczególnie dobrze postrzegany i co więcej, nie ceni się tego, co w piwnicy się dzieje. A czasami, nawet bardzo często dzieje się tak, że uczestnicy myślą, no Cotton Club tu jest, albo przynajmniej grungeowa piwnica ze Seattle lub z Cleveland/Ohio. Taki klimat.

Nie było urzędników od kultury tej nocy w klubie, nie było nikogo z magistratu. Nikt z decydentów nie pofatygował się, aby zobaczyć tych czarów, które udały się dzięki czarownikom dwóm. I za te czary czarownikom dwóm bardzo, ale to bardzo dziękuję. Prezesa, jak znam, to będzie wyławiał kolejne talenty i je wspierał. A Marek, życzę mu gwiazd światowych scen, nie zapomni małej, ale wysmakowanej piwnicy w mieście nad trzema rzekami, czego również mu życzę.

A w sobotnią noc w Jazz Clubie był klimat Nowego Jorku, Seattle, Cleveland, La Jolla w San Diego, Soho w Londynie, pubów Berlina, knajpek w Kopenhadze, barów w Gruzji, knajpek Pradze, małej nory w najbardziej pozytywnym znaczeniu tego słowa na Słowacji w Lewoczy, w końcu Ampstronga w Zakopanem. Nie byłam tylko w Cotton…

Oczywiście miało być o czym innym. Ale wobec magii czarodziejów dwóch zwyczajne się nie da.

P.S. Jaskółki oniemiały z tej oto obrazy, bo wpadłam do domu, wypadłam i proszę, znów muza. Nie szczebioczą… No strach się bać. Dżin też się nie odzywa. Przeżyjemy. Może. A do La Jolla to bardzo, ale bardzo bym chciała, zwłaszcza do takiej pewnej knajpki nad zatoką, gdzie francuska kelnerka z pięknym akcentem pyta, Ca va… No dajcie…

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x