Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Balladyny, Lilli, Mariana , 30 kwietnia 2024

Przyszło kolejne święto

2015-01-05, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

No i znów mamy święto Trzech Króli. Na pamiątkę, kiedy do narodzonego właśnie Jezusa przybyli trzej egzotyczni władcy z darami. Przynieśli ze sobą mirrę, złoto i kadzidło. To znak, symboliczny oczywiście, że uznali Go władcy wszyscy, cały świat.

To katolicka tradycja, przy okazji bardzo widowiskowa, bo i osiołek powinien być, bo i przebrana ekipa odgrywająca Trzech Króli, ale i innych uczestników tego wydarzenia. No i Herod, bo bez tego okropnego króla tej tradycji nie ma. Ja, chociem nie katoliczka, bardzo lubię przedstawienia jasełkowe i zawsze czekam na kardynalną dla mnie kwestię, zapamiętaną jeszcze z dzieciństwa, kiedy kolędników na wsi wielkopolskiej za dziecka małego oglądałam. A idzie ona tak: „Królu Herodzie, za twe zbytki, idź do piekła, boś ty brzydki”. Oczywiście, w różnych szopkach, jasełkach, Orszaku Trzech Króli bywa mówiony innymi słowy, ale zawsze sens jest taki sam. Wredne królisko musi zapłacić za straszny czyn, czyli rzeź niewiniątek. No i w jasełkowo-teatralnej rzeczywistości płaci, bo trafia jednak do rzeczonego piekła.

Zawsze to było fascynujące widowisko, jak króla, wrednego jednak, szlag trafiał. A potem następowała radość, że złe zostało ukarane. Nawet ten straszny Turoń, co zawsze tam był, nie wydawał się już taki straszny. Fajne czasy, i równie fajnie, że znów odradza się tradycja kolędnicza, że znów grupy jasełkowe przemierzają miasta i miasteczka, więc chociem nie katoliczka, to zawsze na kolędników czekam. No i się w mieście małym, malutkim, w widłach Obry i Warty ich w tym roku nie doczekałam. Choć rodzina osobista ku naszej wielkiej radości nagle za kolędników zrobiła. Bo przybyła niespodziewanie z kolędą i darami, zasiedliśmy do świątecznego stołu, było bardzo rodzinnie i też fajnie.

A tu teraz, w mieście na siedmiu wzgórzach, proszę, oto jest. Orszak Trzech Króli pójdzie. Choć ja twardo na stanowisku stoję, że trzeba rozdzielać państwo od Kościołów różnych, bo co boskie to Bogu a co cesarskie cesarzowi, to może jest i sens w tym orszaku. Bo po prawdzie jest on znakiem prawdy, miłości, szacunku dla tradycji, no i w końcu znaku wiary, nie mojej, ale jednak wielu innych tak. Mnie tam nie będzie, bo sprawy rodzinne kierują mnie do S. Ale myślę jednak sobie, że wydarzenie może być ciekawe. Widziałam kilka razy orszaki, takie małe, które okrążały 6 stycznia katedrę. No i widziałam roześmiane gębusie małych i nieco większych, kiedy był ten osiołek. Żywy stwór, uparte zwierzę, które jak nie zechce gdzieś iść, to nie pójdzie. I nic ani nikt go do tego nie nakłoni. Szczęściem małych orszaków zawsze jednak dało się obejść katedrę. Osiołki nigdy nie odmówiły współpracy. Ciekawe, jak tym razem będzie?

I za każdym razem, kiedy patrzyłam na zwierzaki w mini orszaku, miałam takie oto nieodparte wrażenie, że wielcy hollywoodzcy reżyserzy mają rację, że zwierzę zawsze kradnie najlepszy nawet film wielkim aktorom. Tak było w przypadku Lassie, bo mało kto pamięta, że tam, w pierwszych seriach grała Liz Taylor, jeszcze nastolatka. Takie stare jak ja, pamiętają serial „Bella i Sebastian” i choć o Sebastianie mało można powiedzieć, to o Belli, pięknym owczarku, znacznie więcej. Tak samo jest z „Elzą z afrykańskiego buszu”. Bo jak o samym buszu i ludziach tam grających raczej niet, to o Elzie jak najbardziej, bo lwica to była i ciekawe przygody miała. Wyjątkiem jest „Księga dżungli” Rudyarda Kiplinga, zresztą noblisty, bo poza Mowglim pamięta się i Bagerę, i Kaa, i Baloo. Ale to wyjątek jest. Bo nawet orka z „Uwolnić orkę” czy wirtualny Nemo z „Uwolnić Nemo” są i będą zawsze najważniejsi. Jak mawia pan Janek (już niestety świętej pamięci ze świetnego reportażu-eseju-pamiętnika Marka Bieńczyka z tomu „Dryblując przez granice. Polsko-ukraińskie Euro 2012” wydanego przez Wydawnictwo Czarne, czyli Monikę Sznajderman i Andrzeja Stasiuka), też woli zwierzątka oglądać, co prawda te wykreowane przez Walta Disneya, czyli Myszkę Miki i spółkę, niż innych. No cóż.

Więc tam, gdzie zwierzęta występują, nawet te wirtualne, to jednak ludzie na drugim planie są. Niestety, ale tak już jest. I dlatego jak w Orszaku Trzech Króli pojawi się osiołek, to on będzie głównym aktorem wydarzenia. Oczywiście organizatorom orszaku tego nie życzę, ale… Szczegóły orszaku w innym miejscu na naszym portalu są. Wystarczy poszukać.

A teraz z innej mańki, tfu, kontka kulturalnego będzie. Jednego z moich najbardziej ulubionych, bo muzycznych. Otóż już w środę, tuż po Trzech Królach, o 18.00 spotkanie, pierwsze w tym roku, Klubu Melomana.

Jak zapowiada Marek Piechocki: „Filharmonia Gorzowska i Marek Piechocki zapraszają na kolejne spotkanie Klubu Melomana. To okazja, by w miłej, kameralnej atmosferze porozmawiać o muzyce, o tym, co wydarzy się w filharmonii w najbliższym miesiącu i na co warto zwrócić szczególną uwagę. Spotkania odbywają się w pierwszy wtorek miesiąca o godzinie 18.00 w sali kameralnej. W styczniu, z racji wtorkowego Święta Trzech Króli, wyjątkowo spotykamy się w środę. Tym razem nowość podczas spotkania Klubu Melomana! Otóż zamiast, jak to już było w tradycji tych wieczorów, występu muzyków Filharmonii Gorzowskiej, pokażą się nauczyciele  Szkoły Muzycznej I i II stopnia im. Tadeusza Szeligowskiego w Gorzowie. Pani Aneta Rajewska – skrzypaczka i pan Michał Grabowski – pianista przygotowali program muzyczny związany z osobą Oskara Kolberga – polskiego etnografa, folklorysty, kompozytora. Rok 2014 był Rokiem Kolberga, człowieka, który jako pierwszy badacz zebrał i usystematyzował muzyczną  kulturę ludową, dzieląc ją według regionów. Ale o tym więcej już na spotkaniu - z ekranu - prezentacje multimedialne – ze skrzypiec i fortepianu – Muzyka”.

No i to jest bardzo dobra informacja. Bo nagle poszerza nam się formuła. Formuła spotkań. Bardzo wielkie dzięki pani dyrektor Małgorzacie Perze, że zgodziła się na taką prezentację muzyczną, za to, że nie filharmonicy tym razem wystąpią, ale pani dyrektor Rajewska i pan Grabowski. Ale jak się myśli o tym, że FG jest też centrum edukacji muzycznej, to tylko się cieszyć wypada, że światła dyrekcja centrum, którego jeszcze nie ma, bo zamysłu nie udało się dokończyć, szczęśnie gości muzyków spoza instytucji i to na naszych spotkaniach, fanów i lubiących muzykę, prawda, trochę niszowych, ale chyba jednak wyraźnych, bo chyba jednak w życiu muzycznym miasta coś tam znaczymy. No tylko cieszyć się wypada i dziękować za wielkoduszność. Poza tym na afiszu spotkania jest opowiastka Marka o współczesnej muzyce rumuńskiej i polskiej. No i to będzie ciekawe, bo Marek akurat takiej muzyki nie lubi. Ale cóż, trzeba posłuchać.

No i słówko o tej muzyce właśnie. Bo to też wydarzenie będzie. W piątek FG zagra właśnie muzykę rumuńską. To znaczne wydarzenie, bo filharmonie w naszym kraju grają zwykle repertuar z Włoch, Niemiec i Polski oraz Rosji. Bardzo rzadko sięgają po klasykę hiszpańską, czeską czy z innych kątków. Słucham muzy od bardzo dawna, ale nie mam wiedzy żadnej o muzyce rumuńskiej, bo nigdy nie dane mnie było posłuchać jej na żywo. Nigdy na żywo, bo o kanałach muzycznych w Internecie nie wspomnę. Zresztą i tam mało jej jest. Wiem trochę o literaturze, teatrze nawet i filmie rumuńskim, ale muzyka? Zobaczymy.

Tak więc pamiętajcie, najpierw Klub Melomana, a potem Dzień Muzyki Rumuńskiej. Oj, to się będzie działo.

A w niedzielę, ja do lasu, bo tak mam, ale w całym mieście Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zagra i będzie zbierać pieniążki. No oczywiście złotóweńkę wrzucę. Bo akurat do tych skarbonek wrzucać trzeba. I tu ukłony Jurkowi Owsiakowi. Za tę dziwną, a skuteczną orkiestrę inne słowa podzięki się należą. Inna rzecz, że drażnią mnie mocno określenia: pieniążki, bo Jurek Owsiak każdą złotówkę, każdy grosz traktuje jak prawdziwy rzetelny pieniądz. I ja tak samo. Złotówka to będzie, albo nawet dwa. Bo akurat jemu się wierzy.

Ps. A jaskółki odtajały i oznajmiły. Może nas świadomie nie zabierzesz na spotkanie z melomanami, to wybaczymy. Ale na koncert idziemy, znaczy szlag, lecimy. I już w domu odbywa się przygotowanie. Prasowanie ogonów, polerowanie dziobów. Ktoś zna sposób, żeby ptaszory jednak na kanapie siedziały???? Ktoś zna? No nikt.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x