2014-07-08, Komentarze na gorąco
Były minister od sportu powiedział parę lat temu, że Polska to dziki kraj.
Taki dziki to on znowu nie jest, ale do normalności to mu jeszcze daleko. A może nawet jeszcze dalej, jak mówią ludzie młodzi, a starym czasami się tylko wydaje. I to w wielu obszarach życia.
Takim klasycznym przykładem nienormalnego myślenia i działania jest program modernizacji dróg lokalnych, zwany od nazwiska innego byłego ministra schetynówkami. O ile sama idea programu jest wręcz znakomita, bo służy poprawie lokalnej infrastruktury drogowej przy finansowym wsparciu z budżetu państwa, o tyle jego prawne i organizacyjne wymogi trudne są do zaakceptowania, bo nie zawsze sztywne terminy zrealizowania inwestycji są możliwe do dotrzymania. Nie z winy gminy czy powiatu, które występują w roli inwestora. Bo wyłoniony w drodze przetargu wykonawca może okazać się nierzetelny lub bliski bankructwa, bo nieprzewidziane warunki atmosferyczne lub terenowe mogą i to znacznie opóźnić przebudowę drogi… A do końca roku trzeba dokonać odbioru i przedstawić dokumenty do rozliczenia, by otrzymać dofinansowanie. Tymczasem nim w danym roku wojewoda przyzna dofinansowanie, nim rozstrzygną się przetargi i wykonawca przystąpi do pracy mamy maj, czerwiec, a może nawet i lipiec zaskoczyć. No i później zaczyna się wyścig z czasem. Zdążą nie zdążą…
Tak przecież było u nas w zeszłym roku z remontem ul. Kobylogórskiej. Pamiętne problemy z wykonawcą sprawiły, że trzeba było okroić ponad kilometrowy odcinek planowanego remontu o kilkaset metrów, by zdążyć na czas i otrzymać chociaż proporcjonalną część dofinansowania. I teraz dopiero w tym roku z nowego rozdania nowa firma ma kontynuować roboty. Wcześniej jednak na Kobylogórskiej pojawił ubiegłoroczny wykonawca, który na zrobionym już odcinku drogi kładzie asfalt od nowa. Bo w zeszłym roku z powodu deszczu i pośpiechu został źle położony. Dobrze, że miasto za to nie płaci, bo naprawa robiona jest w ramach gwarancji, ale strat i nerwów okolicznych mieszkańców nikt już zapewne nie zechce policzyć. Tym bardziej, jak usłyszałem, że nie byli o tym uprzedzeni.
W tej nienormalnej sytuacji, która jest w Polsce normalną rzeczą, jakaś dziwna dzikość się we mnie budzi i chce mi się tupać, krzyczeć i wyć, ale biurokratyczno-urzędnicza cywilizacja mi na to nie pozwala. Mogę jedynie o tym napisać, ale to jak pisanie na Berdyczów, albo i inne wołanie… Bo przecież tej rządowo-samorządowej drogi przekazywania pieniędzy w żaden sposób naprawić się nie da!
Jan Delijewski
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.