2014-05-14, Komentarze na gorąco
Krzysztof Kasprzak zerwał wiązadła w lewym kolanie.
foto: Bogusław Sacharczuk
To oznacza, że konieczna jest operacja i półroczna rehabilitacja. Prędzej lub później. Kasprzak planuje odłożyć ją na później. Jest przecież liderem Grand Prix i nie chce oddawać wymarzonego pola bez walki. Zbyt długo czekał na taki sezon, jak ten. To miał być jego sezon. Nie tylko w indywidualnych mistrzostwa świata, ale także w lidze. Przynajmniej takie były nadzieje. Jego i nasze.
Ja to nawet rozumiem. Wiem, że medycyna może zdziałać dzisiaj cuda. Mocno się jednak obawiam, że nie jest to dobry pomysł. Nawet odpowiednio medycznie czy ortopedycznie zabezpieczony to już raczej nie będzie ten Kasprzak z początku sezonu. Tym bardziej, że rywale także wiedzą o jego urazie i na torze nikt nie będzie go specjalnie oszczędzał. Kontuzja może więc jeszcze bardziej się pogłębić a z mistrzowskich aspiracji i tak nic nie wyjdzie. Stracić może bezpowrotnie nie tylko sezon, ale i zdrowie, które jeszcze będzie mu potrzebne. W następnych sezonach i latach.
Nie, nie chcę być złym prorokiem. Ja po prostu dmucham na zimne. Zbyt dobrze bowiem pamiętam inne sezony, innych żużlowców i podobne kontuzje. Zbyt często były one początkiem końca pięknej lub wcale niepięknej kariery. Ja wiem, że żużel to ich życie. To jednak także tylko sport, który niekoniecznie musi wypełnić całe życie. Zwłaszcza, że po żużlu także można i należy żyć. Trzeba żyć!
Taki to już urok i przekleństwo tego sportu. Można mieć plany, formę, nadzieję, ale kontuzji przewidzieć się nie da. Jeden przerwany bieg może przekreślić wszystko. To jednak ryzyko w ten sport wkalkulowane. Ryzyka nikt nie lubi, choć ryzykować muszą wszyscy. Krzysztof Kasprzak chce zaryzykować jeszcze więcej. Ma ambicję i dumę twardego sportowca. Czy jednak do końca wie, co właśnie chce zrobić? Z drugiej strony, jak nie spróbuje, nie będzie wiedział.
Oby mu się powiodło! Obym się mylił…
Jan Delijewski
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.