2013-07-18, Komentarze na gorąco
Stal Gorzów na różne sposoby próbuje przyciągnąć kibiców na stadion żużlowy. Właśnie rozdaje bilety na mecz ligowy tym, którzy się zgłoszą i pozwolą nakleić na swój samochód klubowa nalepkę. Taki marketing, który ma sprawić, że trybuny nie będą puste. Można i tak, można inaczej.
Niedawno się dowiedziałem, że w dającej się przewidzieć przyszłości nie zostanie wydana druga część historii gorzowskiego żużla. Od ponad pół roku książka, napisana poniekąd za moją namową przez Roberta Borowego leży i czeka, bo klub nie ma 20-25 tysięcy na sfinansowanie jej wydania. Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna, jako wydawca poniekąd zastępczy, nie ma zaś w ogóle na to pieniędzy, bo mieć nie musi.
Przykra to sprawa. Tym bardziej przykra dla mnie, jako autora pierwszej części (lata 1945-89), który widział głęboki sens w dokończeniu dzieła, które w naszym mieście – mimo żużlowych zasług – wcześniej nigdy nie powstało. Mogę się jedynie domyślać, że w klubowej kasie pustka, a może i niezapłacone rachunki… Mogę nawet próbować zrozumieć, ale nikt mnie nie przekona, że taka drobna inwestycja nie zwróci się z nawiązką. Bo to jest inwestycja w kibiców, sponsorów i działaczy. Akurat tym bardziej właśnie potrzebna, że w lidze nie układa się najlepiej i dla gorzowskiego mogą naprawdę nadejść trudne lata. Samo rozdawanie biletów tutaj nie wystarczy.
Rdzewieje i kruszeje ta nasza żużlowa Stal. Pod każdym względem. Trochę żal, a tego żalu może być jeszcze więcej. Taki marketing nie wystarczy.
Mimo wszystko mam nadzieję, że książka opisująca najnowszą historię gorzowskiego żużla nie będzie czekała kilkanaście lat na wydanie, jak było z moją, gdyż były ważniejsze rzeczy do zrobienia i książki do wydania. Za kilkanaście lat może już nie być żużla i kibiców w Gorzowie.
Jan Delijewski
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.