2013-07-27, Komentarze na gorąco
Marszałkowska administracja woj. lubuskiego, jak podała Gazeta Wyborcza w ślad za opublikowanym właśnie rankingiem Wspólnoty, należy do najdroższych w kraju. Średnio rocznie kosztuje ona każdego z nas 57,5 złotego, podczas gdy w oszczędnej Wielkopolsce w przeliczeniu na jednego mieszkańca wynosi to 25 złotych. To już są pieniądze warte zastanowienia i pochylenia się nad nimi.
Oczywiście da się to w jakiejś mierze wytłumaczyć, jak czyni to marszałek Elżbieta Polak, określonym zadaniami, licznymi obowiązkami i konkretnymi potrzebami. Nie da się jednak tego obronić do końca, o czym pisaliśmy już wcześniej na przykładzie rozbuchanych ponad miarę służb prasowych. Ponadto od dawna wiadomo, że często specjalnie wywołuje się pewne potrzeby, bo w ślad za nimi idą etaty, pieniądze... Zwłaszcza budżetowe. Biurokracja tak już ma, że niekontrolowana potrafi rozrastać się w nieskończoność, po drodze skutecznie uzasadniając rację takiego a nie innego swojego bytu.
Nie da się przy okazji nie zauważyć, że nasza lubuska biurokracja samorządowa jest wyjątkowo słabo kontrolowana, co jest konsekwencją politycznej i partyjnej zależności. Może jednak wreszcie radni sejmiku przejrzą na oczy, wzniosą się ponad polityczne i partyjne podziały i zechcą łaskawie sprawdzić te zadania, obowiązki i potrzeby, a przede wszystkim stojące za nimi etaty, pensje i przywileje. O najdroższych miejscach świata w samolotach z Babimostu nie wspominając.
A swoją drogą, dookoła kryzys, cięcia i oszczędności a nasza lubuska biurokracja ma się całkiem dobrze… Nie bez przyczyny urząd marszałkowski jest jednym największych zakładów pracy w Zielonej Górze. Obok uniwersytetu i szpitala.
L.Z.
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.