2013-08-05, Komentarze na gorąco
Strasznie mnie bawi jak czołowy gorzowski celebryta i niespełniony polityk w czołowej lokalnej telewizji wypowiada się na różne tematy. Bawi mnie jak tonem wytrwanego konesera ocenia nie tylko gorzowską politykę, ale krajową, europejska a nawet światową; jak z miną poważnego znawcy i eksperta poucza, łaje i dzieli się swoimi życiowymi doświadczeniami. Nie tylko zna się na sporcie, kulturze, gospodarce, nauce i wielkiej polityce, ale jest przy tym biegły w sprawach psychologii, ekonomii i spychologii.
Ostatnio wśród różnych ocen, rad i pouczeń był uprzejmy okazać swoje zdumienie i zgorszenie postawą pracowników szpitala, którzy po swoje pieniądze poszli do sądu. Szpital okrutnie zadłużony, bliski upadku, a oni chcą podwyżek?! I tu przywołał na przykład swoje osobiste zachowanie, kiedy ileś lat temu – będąc prezesem firmy - obniżył sobie i pracownikom pensje bodajże o 20%, bo taka była sytuacja i potrzeba chwili. Zapomniał jednak dodać, że jako współwłaściciel firmy ratował w ten sposób swój majątek i stan posiadania. O tym, że nawet po owej obniżce pozostało mu całkiem sporo na godne życie nie wspominając.
Tymczasem pracownicy szpitala, którzy poszli do sądu wcale nie chcą podwyżek! Nie godzą się jedynie na znaczącą obniżkę płacy, przy jednoczesnym zwiększeniu obowiązków, co jest konsekwencją m.in. redukcji stanu zatrudnienia. Oni tylko walczą o godną płacę za wcale niełatwą pracę. A to chyba robi jednak różnicę? Tym bardziej, że szpital nie jest ich prywatną własnością. Pielęgniarka, salowa czy elektryk w niczym tu nie zawinili, chociaż tu pracują. I niczym nie zasłużyli sobie na potępienie czy słowa przygany. Ale przedstawiciele partii dobrego samopoczucia tego już nie rozumieją.
Leszek Zadrojć
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.