2013-09-12, Komentarze na gorąco
Wojewoda lubuski podjął wczoraj ministra od środowiska i głównego inspektora od ochrony tegoż środowiska.
Oczywiście w Zielonej Górze, bo tam przecież mieści się odpowiednia służba zespolona z administracją wojewody, czyli wojewódzki inspektorat ochrony środowiska, który w ramach lubuskiego partnerstwa i równouprawnienia znalazł się winnym grodzie, choć powinien pozostać w Gorzowie.
Wojewoda w towarzystwie pani marszałek oraz lubuskich samorządowców porozmawiali sobie z ministrem i innym przedstawicielami rządu nie tylko o praktycznych aspektach ustawy śmieciowej, ale również o budowie największego w regionie laboratorium analityczno-badawczego, które ma powstać w Parku Naukowo-Technologicznym w Nowym Kisielinie na potrzeby ochrony środowiska i jego inspektorów, a przy okazji zielonogórskiego uniwersytetu.
Tak po prawdzie, jest to nawet logiczne, że tam właśnie przyjeżdża właściwy minister, że tam powstaje owe laboratorium, że tam będzie się coś wielkiego budować, rozwijać i rosnąć na chwałę i pożytek środowiska. Oczywiście lokalnego. Taki jest przecież lubuski porządek rzeczy, takie są skutki grzechu pierworodnego popełnionego przy narodzinach woj. lubuskiego, którego tak bardzo chcieliśmy. Ale co nam po wojewodzie w Gorzowie, który przyjmować, urzędować i budować musi w Zielonej Górze? Żadnej wzajemności ze strony marszałka i jego urzędu jakoś nie doświadczamy. A marszałkowskie godziny zaliczone ostatnio w szpitalu nie liczą się tutaj, bo to był tylko nagły przypadek a nie rutynowa codzienność.
J.D.
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.