2019-07-26, Komentarze na gorąco
Gorzów jest najbiedniejszym miastem wojewódzkim w Polsce.
Dochód za 2018 rok w przeliczeniu na jednego mieszkańca wyniósł u nas nieco ponad 4180 zł, podczas gdy w najbogatszej Warszawie było to 7740 zł. Tak przynajmniej wynika z rankingu samorządowego pisma Wspólnota.
Z tego powodu wielu gorzowskim samorządowcom i politykom jest zwyczajnie przykro, jak mówią. Bo ostatnie miejsce to bieda i wstyd. A mnie tam wcale przykro nie jest. Biedy specjalnie nie widzę, a i powodów do wstydu nie znajduję. Wytłumaczenie jest bowiem proste i dające nadzieję. Po pierwsze Gorzów jest najmłodszym i najmniejszym miastem wojewódzkim w kraju. I choćby gonił inne stare wojewódzkie miasta, to i tak je nie przegoni. Tym bardziej nie dogoni choćby Zielonej Góry, a to z powodów, o których wiele razy tutaj pisałem. Po drugie bogactwo gorzowian, a tym samym i Gorzowa, jest jednak znacznie większe, niż podają statystyki. A to z tej przyczyny, że całkiem spora część mieszkańców miasta i okolic pracuje lub dorabia w euro na zachodzie Europy. Tylko w Berlinie są to setki osób z gorzowskim rodowodem, co łatwo zauważyć podróżując w weekendy na tej trasie. Można ubolewać, że oficjalnie wielu z nich podatków tutaj nie płaci, ale sporo grosza w naszym mieście jednak zostawia i inwestuje lub oszczędza na przyszłość. I miasto także na tym korzysta, choć ta korzyść co do zasady wymyka się ze statystyki. Ale ze statystykami tak bywa, że są prawdziwe, acz całej prawdy nie pokazują, a nawet czasami rzeczywistość zafałszowują.
Jan Delijewski
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.