2015-07-28, Na szlaku
Właśnie Grecja jest w tym roku krajem najczęściej odwiedzanym przez naszych rodaków.
I trudno im się dziwić – pewna słoneczna pogoda, mnóstwo antycznych zabytków, przyjaźni ludzie, soczyste i tanie owoce, umiarkowane ceny.
Pierwszy raz Grecję odwiedziłem latem 1977 r. jako student. Młodszych czytelników to pewnie zdziwi, ale przed wyjazdem na obóz wędrowny trzeba było odbyć przeszkolenie z oficerami Służby Bezpieczeństwa. Pouczali nas, jak się zachowywać, by nie przynieść wstydu socjalistycznej ojczyźnie. No i w czasach, gdy równowartość przeciętnej PRL-owskiej pensji wynosiła 20 dolarów, trzeba było oszczędzać dewizy przydzielone wspaniałomyślnie przez ówczesny rząd. Dziś jest inaczej, każdy bierze tyle euro, ile uważa za stosowne i na ile go stać. Dla przeciętnie zarabiającego Polaka ceny w Grecji są tylko trochę wyższe niż w naszym kraju, swobodnie może sobie codziennie pozwolić na obiad w tawernie za 10-12 euro, na owoce i napoje. No i na bilety wstępu do zabytków. Kosztują one od 3 do 12 euro.
Nie jest moim zamiarem opisywanie poszczególnych zabytków, które widziałem w Grecji. Od tego są przystępne przewodniki turystyczne i portal YouTube. Na tym drugim wystarczy wpisać np. Meteora, Akropol, Ateny, Kanał Koryncki, Mykeny, Delfy, Epidauros, Olimpia czy Saloniki, by obejrzeć filmiki pokazujące szczegółowo tamtejsze zabytki, z polskimi objaśnieniami.
Najkrótsza droga do Grecji prowadzi przez Słowację, Węgry, Macedonię i Serbię. Pierwsze dwa kraje są w układzie z Schengen, zatem mieszkańcy Unii Europejskiej przekraczają granice bez kontroli. Pogranicznicy Macedonii i Serbii z reguły skanują nasze dokumenty – dowody osobiste lub paszporty – co wydłuża przekraczanie granicy. Zwłaszcza, gdy przed naszym pojazdem trafi się kilka autokarów wycieczkowych.
Dla amatorów morskich kąpieli w Grecji przykra niespodzianka. Plaże są z reguły kamieniste i do wody wypada wchodzić w klapkach, gdyż przy brzegu często pływają jeżowce. Ale przy ośrodkach turystycznych są piękne baseny, gdzie można bezpiecznie popływać w słodkiej wodzie, bez narażania się na pokaleczenie stóp.
Przyznam, że najpopularniejsze greckie potrawy – musaka (bakłażan, mięso mielone i sos beszamelowy) oraz suflaki (mięso mielone na patyku) rozczarowały mnie. Za to sałatki owocowe i warzywne oraz przystawki tzatziki zawsze mi bardzo smakowały. Najpopularniejsze tamtejsze piwo Mythos nie powala smakiem, bez problemu można jednak kupić Amstela czy Heinekena. Rewelacyjna – ale dopiero po powrocie do domu – okazała się kupiona w drodze powrotnej na granicy grecko – serbskiej w tamtejszej strefie wolnocłowej ich narodowa wódka – ouzo, o anyżowym smaku. Za litr zapłaciłem tylko 7,50 euro.
Ponieważ w Grecji latem jest bardzo ciepło, trzeba pić sporo wody. Półlitrowa schłodzona butelka w kiosku lub sklepie z reguły kosztuje 0,50 euro. Bardzo smaczna mrożona kawa frappe czy małe zimne piwo w kafejce to przeważnie wydatek 3 euro.
Przy upalnej pogodzie wypada chronić naszą skórę przed zdradliwym słońcem, stosując odpowiednie olejki lub kremy.
Tyle się teraz mówi o kryzysie finansowym w Grecji. Dla zagranicznego turysty oznacza on jedynie widok kolejek tubylców przed bankomatami. Grecy wypłacać mogą wszak ,,ze ściany’’ ograniczone kwoty, 60 euro dziennie. W sklepach i na targowiskach nadmiar towaru, tylko klientów niezbyt wielu.
Drażnią nieco cygańscy żebracy i sprzedawcy nielegalnych papierosów, ale oni nie byli w stanie zepsuć bardzo przyjemnych wrażeń ze słonecznej i gościnnej Grecji. Przynajmniej – mnie.
Andrzej Włodarczak
Jedno z ulubionych przez rzymian na letni wypoczynek miejsc – niewielkie Anzio to nie tylko piaszczysta plaża i lazurowe morze. To także miejsce nasiąknięte historią i to taką z wyższej półki.