Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Na szlaku »
Bony, Horacji, Jerzego , 24 kwietnia 2024

Bezdrożami drezdeneckiego szejkanatu

2013-07-01, Na szlaku

Lasy, głównie sosnowe, z rzadka poprzetykane bukami czy dębami i wszędzie obecną brzozą są domeną Puszczy Noteckiej. Piękne lasy, do których warto się wybrać na niedzielną wędrówkę. Nie ma przewodnika? Nie szkodzi. Zawsze można się zorientować w leśnych duktach i dojść do celu.

medium_news_header_4189.jpg

Szejkanat Drezdenko to miejsce urocze. Choć jak sama nazwa – nad wyraz nadana – szejkanat - sugeruje, że będziemy spacerować wśród odwiertów i szybów naftowo-gazowych jest myląca. Bo naturalnie, turysta nie wybierze się tam, gdzie jest dużo technicznej cywilizacji, poszuka bliskości z naturą, a tę znajdzie w tej czarownej krainie, porośniętej głównie sosną, gdzie niegdzie tylko przetkniętej wspaniałym lasem mieszanym, i z radością dojdzie do jezior, które tylko ubarwiają krajobraz.

Ale słówko szejkanatowi się należy. W okolicach Drezdenka odkryto bowiem spore złoża gazu i ropy i stąd nazwa – szejkanat, od podobnych miejsc w Azji. Tyle tyko, że oni tam lasów nie mają i to Arabię Saudyjską od Puszczy i Drezdenka różni.

Zaczynamy od bruku

Tym razem wycieczka trochę dalej od Gorzowa. Ale wszak gorzowianie tam jeżdżą na ryby, na grzyby, do zaprzyjaźnionych przyjaciół, którzy mają swoje dacze w Puszczy Noteckiej, więc dlaczego nie wybrać się tam na piesze szwędanie?

Puszcza Notecka to wielki kompleks leśny w Kotlinie Gorzowskiej zajmujący około 135 tys. ha (ok. 1350 km kw.). Centrum Puszczy to tereny ubogie w wodę, natomiast na pograniczu, nad Wartą i Notecią, zgrupowały się jeziora rynnowe stanowiące urozmaicenie, tzw. akcent w „morzu piasków”. No i my właśnie idziemy w te piaski i szukamy jezior.

Wycieczka zaczyna się w Trzebiczu. Trzeba zjechać z głównej drogi w prawo tuż przy kościele. Tu bruk, stare dobre, bo równe, kocie łby. Przy cmentarzu zaczynamy pieszą wędrówkę. Skręcamy za nekropolią w prawo i brukiem dochodzimy aż do tartaku. Tu droga rozwidla się na trzy strony. My wybieramy tę najmniej widoczną, idącą prosto – zwykły trakt z ubite ziemi i idziemy nią aż do linii wysokiego napięcia. Przez las biegnie linia, stoją słupy i wygolony pas ziemi pokazuje nam, że to tu. Wchodzimy w nią i kierujemy się na lewo. Tu po około 20 m widać leśny dukt. Wybieramy tę drogę i potem cały czas, prawie 2 km nią idziemy. Cały czas główną drogą, nigdzie nie skręcamy, żadne boczne ścieżki czy też dukty nas nie interesują. Idziemy cały czas wśród monokultury sosnowej. Małej lub dużej. Bo niestety, od połowy XIX wieku takie lasy tu sadzono. Ale i tak jest pięknie. Aż dochodzimy do jeziora Rąpino.

W chaszczach do Ireny i kamienia

Kiedy nagle wygodny dukt nam się kończy i widzimy pobłyskującą taflę jeziora, trzeba podjąć męską decyzję. No cóż, na los szczęścia Baltarzarze. Włazimy w krzaki, przede wszystkim to jeżyniska i pokrzywiska są i idziemy w lewo. W pewnym momencie znajdzie się ścieżynka – co prawda ledwo widoczna, ale jest, idąca wzdłuż jeziora Rąpino, bo to ono nam się odsłoniło. No i tak około 1 km idziemy. Może być miejscami niewygodnie, bo krzaczory, bo uschnięte drzewa, no takie tam różne niespodzianki. Jak jagodziska, lub też krzaczki poziomek (bo jeżyny to czas sierpniowy). Ale w końcu dochodzimy do tzw. punktu czerpania wody, czyli miejsca z maleńka plażyczką i pomostem wędkarskim. I tu postój. Wyciągamy kanapki i herbatę w termosie przytargane na własnych plecach i odpoczynek. Jezioro piękne, cisza i spokój, chyba że zdenerwujemy psa, co pilnuje obejścia nieopodal, więc będzie szczekał. Ale my już ruszamy w drogę. Dalej w prawo, po kilkudziesięciu metrach dochodzimy do krzyżówki i znów w prawo. Mijamy leśniczówkę Irena. Tak, tak, tak się nazywa leśnictwo w nadleśnictwie Barlinek. Tu chwileńka niewielka, aby popatrzeć na pieczołowicie odresturowany budynek. I dalej prosto. Po kilkuset metrach – może z 200 będzie, dochodzimy do rozdroża. I od razu widać stary, jeszcze niemiecki kamień – drogowskaz. Jeszcze na nim napisy widać. Pisane szwabachą – odczytać tylko fachowcy potrafią. My nadal idziemy prosto. Ale zdjęcie zawsze zrobić można, co więcej, wskazane jest, aby zrobić.

Do cywilizacji i kapliczki

Wygodna droga prowadzi nas do wsi Rąpin. Idziemy cały czas głównym szlakiem, nie sposób się zgubić. Aż widać cywilizację, czyli obejścia. Domy, płoty. Czasem jakiś pies zaszczeka. To wieś Rąpin. Okropnie rozciągnięta wieś. My cały czas trzymamy się drogi. Po chwili można obejrzeć instalację z koła młyńskiego i mniejszych kamieni, co ozdobą są dla skrzynki pocztowej w granatowym kolorze. No coś pięknego. Za jakąś dłuższą chwilę dochodzimy do asfaltu i kapliczki – dedykowanej Janowi Pawłowi II. Skłonić głowę należy i pójść dalej, czyli prosto. Znaczy przekroczyć asfalt. Tu na pierwszym dużym skrzyżowaniu trzeba się trzymać prawej strony i potem cały czas prosto. Nigdzie nie skręcamy, nie wabią nas dukty. Drogą leśną od czasu do czasu jadą jakieś samochody. No cóż trudno, cywilizacja jest wszędzie. Aż dochodzimy do jeziora Lubowo. Piękna plaża, pomost, ławeczki i żółte grążle w wodzie powodują, że robimy tu drugi przystanek.

Do lasu i chaszczy

Po chwili odpoczynku ruszamy. Drogą w prawo. Mijamy jakiś nieco zdewastowany ośrodek i wychodzimy nad rzeczkę Lubiatkę, przekraczamy ją i tuż za mostkiem w lewo, nad brzeg jeziora. No i tu pierwsza trudność. Musimy się przedrzeć przez chaszcze, jakieś urosły i trzeba się przedrzeć. Ale jezioro cały czas mamy po lewej i tak sobie wędrujmy. Zabiera to około 40 min. Chaszcze ustępują, pojawia się nadbrzeżna ścieżka. Aż dochodzimy do płotu, który chroni monokulturę sosnową – taką, co jest  większa od autorki, czyli ma ponad 1,5 m wysokości. Przy tym płocie wykręcamy w prawo, idziemy jakieś 100 m. Dochodzimy do kolejnego płotu i w lewo. Znakiem, że na dobrej drodze jesteśmy, jest tablica z informacją, że w ostoi zwierząt jesteśmy i wstęp wzbroniony. Ale my zachowujemy się cicho, swoje śmieci zabieramy ze sobą, więc idziemy dalej. I wśród tych płotów idziemy jakiś czas. Od tego miejsca warto liczyć czas. Bo choć szlak, znaczy wygodna leśna droga wśród starodrzewu sosnowego i jagodzisk wiedzie wygodnie, to po około 45 minutach, na rozdrożu przed dwoma kikutami brzóz wywijamy w znów prawo pod kątem 90 stopni. I już cały czas prosto, bez skręcania gdziekolwiek dochodzimy do Lubiatowa. Wsi w Puszczy, wsi z pięknymi domami, wsi, którą lubią gorzowianie, którzy mają tu swoje letnie domy.

W drogę poprowadził tym razem mecenas Stanisław Żytkowski, a szli ludzie z klubu Nasza Chata i wdzięczni są za pokazanie Szejkanatu Drezdenko z innej strony.

Renata Ochwat

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x