Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Na szlaku »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Spacer na leniwą niedzielę

2013-07-11, Na szlaku

To trasa o rzut kamieniem od Gorzowa. Wystarczy tylko w miarę wcześnie wyjść z domu, złapać autobus do Lubniewic i udać się w czarowną drogę brzegami jeziora Lubniewsko.

medium_news_header_4293.jpg

Uprzedzam, od punktu wyjścia z miasteczka do punktu powrotu będzie około 20 km. Ale warto się wybrać. Bo przejdziemy kawałeczkiem Szlaku św. Jakuba. To fajny spacer dla piechurów, którzy wybiorą się w trasę z rodziną lub znajomymi, co to niekoniecznie lubią chodzić, a wolą sobie poplażować. Tych od plaży zostawiamy w mieście – jest kilka miejsc, gdzie mogą rozłożyć leżaki i parasole, a sami – koniecznie uzbrojeni w butelkę wody i kanapki (bo po drodze żadnej cywilizacji nie ma) – ruszamy. Startujemy przy kościele i idziemy w kierunku na Sulęcin. Idziemy chodnikiem, przy którym już pojawiają się oznaczenia niebieskiego szlaku (piechurski to szlak to poziomo ułożone znaki, dwa białe paski a w środku kolor. My idziemy za niebieskim). Za jakieś 200-300 metrów trzeba ostro skręcić w prawo w ul. Świerczewskiego – dla wygody – na krzyżówce ze światłami. Znaki prowadzą, trudno zabłądzić. I jeszcze około kilometra, no może półtora przy asfalcie i dochodzimy do tablicy z napisem Nadleśnictwo Lubniewice i tu znaki, już po lewej stronie drogi wprowadzają nas w las.

Brzegiem cały niemal czas

No i nareszcie. Porzucamy cywilizację i wkraczamy między drzewa. To cudnie przemieszane monokultury sosnowe wymieszane z bukami czy dębami. Po lewej ręce mamy cały czas jezioro Lubniewsko. To rynna i dlatego jest tak urokliwe. Ma wiele zakoli, zatoczek, dlatego szlak cudnie nam się wije nad brzegiem. Tafla w lecie pobłyskuje refleksami, co i rusz widać pomosty wędkarskie, koś tam siedzi i ma nadzieję na wielką okazję. My latem zachwycamy się szuwarami i żółtymi grążelami, co lubią stojącą wodę. Zimą do tchnienie zachwytu zmusza nieruchoma tafla lodu na jeziorze ze stanowiskami wędkarstwa podlodowego. Co to dla maszerujących turystów oznacza? Ano tylko, że się można chwilę pogapić, jak ludziom w trzaskający mróz chce się łowić. Nam, turystom się chce iść, więc trudno się dziwić, że im, wędkarzom, też się chce, łowić.

Szlak – znaki niebieskie - pieszy - meandruje. Aż po jakimś czasie wyprowadza nas w takie miejsce, gdzie widać wysepkę nazywaną Rybakami. Po chwili dochodzimy do znaku, kiedy szlak ostro, pod katem prostym skręca w lewo. To chwilowe odbicie, które wiedzie do pomostu widokowego. Tu można się zatrzymać na postój, napić się kawy przyniesionej we własnym plecaku. Zaręczam, nic tak bardzo nie smakuje, jak ciepły napój przyniesiony na osobistych plecach. Po chwili odpoczynku wracamy tą samą drogą na główny szlak – to około 1,1 tys m , które można dopisać do licznika wycieczkowego. I dalej idziemy za znakami, znów w prawo, znów brzegiem jeziora.

Wąwozy, jary, rzeczki

Zachwycająca droga, bo Lubniewsko ze wszystkich stron otaczają zapierające dech w piersiach, wysokie i strome wzgórza morenowe. Trzeba pamiętać – III, najmłodsze, więc najbardziej czytelne zlodowacenie nam to uczyniło. Najwyższe wzniesienie zwane jest Lubniewką. Jego wierzchołek znajduje się na rzędnej 142 m n.p.m. Oznacza to w deniwelacji względnej całkiem spore wzniesienie. Tak coś około 100 m stromizym. Wzgórz pocięte są głębokimi jarami, o takich nazwach, jak np. Wąwóz Wielki, Żubrowski, Cienki, Sobierajski. Usiane są polodowcowymi głazami i porośnięte wspaniałymi, starymi, najczęściej bukowymi lasami. To znak, że jesteśmy już na terenie Zespołu Przyrodniczo-Krajobrazowy Uroczysko Lubniewsko.

Ze wzgórz do jeziora wpływają: Potok Glisno, Potok pod Grodziskiem, Struga Świerczowska i Stawki, a także Czerwony Potok. Ostatni strumień płynący bystro pomiędzy kamieniami i wpływający do południowo-zachodniego krańca jeziora jest uznawany za początek Lubniewki. Rzeka ta stanowi jedyny odpływ jeziora i opuszcza go w krańcu północnym. Bo te inne potoki i strugi to płyną, kiedy chcą. Znaczy jak jest deszczowa pogoda i mokro jest. Ważne dla turystów pieszych jest to o tyle, że wówczas warto się zaopatrzyć w ochraniacze na nogi, przeze mnie i innych turystów zwane chlapaczami. O tyle są one wygodne, że chronią zarówno nogawki spodni, jaki i buty przed przemoczeniem.

Szlak w pewnym momencie oddala się od jeziora, trzeba przekroczyć pewne bagienko i już tu zachwyt.

Na jakubowym szlaku

Bo nagle jesteśmy na naszym i na innym szlaku. Do znaków niebieskich i innych kolorów dołączają Muszle św. Jakuba z Compostelli (takie charakterystyczne – żółte przegrzebki na niebieskim tle, podpis też jest), Pokazują nam, że jesteśmy na polskim odcinku wielkiego europejskiego szlaku, który doprowadzi nas do tego końca cywilizowanego świata średniowiecznej Europy, czyli Santiago de Compostella w Hiszpani i jeszcze dalej, też w Hiszpanii, do oddalonego o 40 km od Copostelli przylądka Finisterra. Tu zwyczajowo pali się buty i wraca do cywilizacji. Nasi prapraprzodkowie wierzyli, że to już absolutny koniec świata i dalej już tylko bezkres wody. No kres ostateczny. My dziś też w to wierzymy, choć wiedzę mamy nieporównywalnie większą – oczywiście, jak kto chce, to wierzy. Ale my chcemy i jakoś nam tak fajnie, że przez chwilę wpisujemy się w najważniejszy, albo może najpopularniejszy szlak, którym szła – w Pirenejach aktorka Shirley Maclaine. Ale my jesteśmy cały czas w polskiej części Camino, bo tak ona się nazywa i  nie jest ważne skąd wyrusza (ważne, bo stara tradycja chce, by z progu własnego domu, byle tylko tam dotrzeć).

I choć do Santiago de Compostella się nie wybieramy, to jakżesz miło iść po tej największej i najbardziej znanej drodze pielgrzymkowej Europy. Pirenejski, czyli najważniejszy odcinek drogi pokonał w XVII wieku sam Jakub Sobieski, ojciec króla Jana III Sobieskiego a także paru innych ważnych wielmożów. Polski szlak wiedzie pomiędzy parafiami pod wezwaniem Świętego. Najbliżej nas jest imponująca parafia św. Jakuba w Ośnie Lubuskim. Ale o tym przy innej okazji i innej drodze.

Wśród majestatycznych robinii

Szlak – nasz niebieski i nasz już też Jakubowy, spokojnie się wije, jezior na widzimy, choć wiemy, że tam jest. Po lewej ręce. I nagle przed nami otwiera się majestatyczna aleja robinii, czyli inaczej mówiąc, akacji. Wielkie drzewa zachwycają majestatem. Dobrze się idzie. Droga prosta. I po chwili znów łyska nam jezioro. I tak sobie niespiesznie idziemy. Aż dochodzimy do kąpieliska. Latem można się wykąpać, zimą… Nie zdradzę.

I dalej za niebieskimi znakami i muszlami św. Jakuba dochodzimy do Lubniewic. Ale tu już cywilizacja. Najpierw wskaźniki do Ośrodka Wypoczynkowego Laguna, potem stadnina koni, potem jeszcze nieczynna stacja paliw, skąd skręcaliśmy ostro w prawo. Potem jeszcze kawałek prosto i wychodzimy na rynku w Lubniewicach.

A tu już do wyboru, do koloru, można pójść do Parku Miłości – znaki miejskie doprowadzą, albo na kąpielisko, albo do zamków. Jest co robić.

Tym razem znów w wędrówkę wybrała się Nasza Chata, a prowadziła Danuta Szeligowska. I towarzystwo jak zwykle zadowolone było.

Renata Ochwat

P.S. Korzystałam w części z przewodnika „Między Wartą a Pliszką”, wydanego przez powiat sulęciński.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x