Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Na szlaku »
Agnieszki, Amalii, Czecha , 20 kwietnia 2024

Od Orzelca do bunkra grzybowym szlakiem

2013-10-18, Na szlaku

W naszych stronach wybrać się na grzyby nie jest problemem. 

medium_news_header_5283.jpg

Mieszkamy w najbardziej zalesionym województwie w kraju (circa 48% terenu). Ale zadać sobie trud i przejść 15 km i przy okazji zebrać grzybki oraz zobaczyć coś ciekawego, ot wyprawa godna trampa i grzybiarza.

Trudno się zebrać w drogę, kiedy za oknem jest szaro i ponuro. Chciałoby się pobarłożyć w łóżku, poczytać zaległą książkę czy też „Gazetę o Książkach”. Ale szlak wzywa. Drogę trzeba przejść. Idziemy więc na grzyby, ale i nie tylko.

Od starego cmentarza

Zaczynamy w Orzelcu. To wieś blisko Gorzowa. Po lewej stronie drogi do Lubniewic. Kojarzy się głównie z kurnikami i innymi farmami drobiu. I dobrze się kojarzy, bo wszak w królestwie pieczonego kurczaka jesteśmy, tak, tak, w gminie Deszczno jesteśmy, w gminie tuż pod Gorzowem, którą od kilku lat świetnie administruje wójt Jacek Wójcicki. Wjeżdżamy do wsi, jedziemy jakiś kawałeczek prosto, a potem, kiedy dobra, bardzo utwardzona droga się kończy, wysiadamy i już cały czas pieszo prosto idziemy. Po jakichś 500 m uwaga. Po obu stronach rozciąga się stary ewangelicki cmentarz. To przepiękne miejsce jest, gmina dołożyła starań, aby zielsko nie zarosło tego miejsca. I choć trochę ziela tu rośnie, no cóż, trudno się dziwić, jesteśmy jesienią, to jednak widać czyjąś troskliwą rękę.

Mijamy nekropolię i idziemy dalej prosto, aż dochodzimy do miejsca, gdzie przebiega energetyczna linia wysokiego napięcia. Stoją wieże. I tu już w lewo.

I dalej po lesie

Wieże wyznaczają szlak. Idziemy cały czas tak, aby wieże energetyczne mieć w kącie oka. Jak ktoś pójdzie prawą stroną, to pamięta, że wieża ma być w lewym oku, przeciwnie po drugiej stronie.

Warto wiedzieć, że idziemy lasami, które niegdyś, w koszmarnych czasach II wojny światowej obłąkany diabeł w ludzkiej skórze Adolf Hitler kazał pielęgnować, bo służyły mu do niecnych, a jakżeszby inaczej, celów. Ale my, nie pomni nauk historii, idziemy sobie i przy okazji, jesienią, zbieramy grzyby. A jest ci ich tu dostatek. Ot choćby maślaki czy inne podgrzybki, Specjaliści znajdą prawdziwki, czyli borowiki. O rydzach, co też się trafiają, nie wspomnę, bo się na nich nie znam. No i zanim dojdziemy do tak zwanej kostrzyńskiej szosy, czyli wygodnej prostej drogi łączącej Skwierzynę z Kostrzynem nad Odrą i granicą z Niemcami minie dobre dwie godziny, może nawet trzy, jak pobuszujemy po lesie i w pasie pod wieżami. Grzybów ci tutaj dostatek, trzeba mieć wręcz tragarza, aby nosił za nami nasze znaleziska. Ale jak mówi Aleks – Zobacz jaki piękny – i tylko nóż w pogotowiu trzeba mieć,

co by sprawdzić, czy on zdrowy, bez robaków jakowychś jest. Zdrowy, to do koszyka i dalej…

W górach i bunkrach

No i dochodzimy do takiego miejsca, że linia energetyczna przekracza asfaltówkę między Skwierzyną i Kostrzynem. No i my idziemy za nią, znaczy za linią energetyczną. I za chwilę małe podgorzowskie kolejne już Bieszczady lub też Beskidy. Krajobraz robi się mocno pofałdowany. Wzniesienia coraz wyższe. Stoki do zejścia też. Tak w deniwelacji to około 20 do 30 m będzie. Sporo, jak na plaskatą krainę, za którą ta część regionu uchodzić chce.

No fantastyczna sprawa. I tak sobie za linią energetyczną podążamy, aż w końcu… No tak dochodzimy do linii Obry. Tu przystanek po to, aby odsapnąć, napić się herbaty i wybieramy drogę. Są dwie, jedna idzie blisko Obry, druga trochę odbija w las. No i my tę właśnie wybieramy. Idziemy nią jakiś czas. I ciągle zachwycamy się tym, że nie w górach, ale jednak tak. Po pewnym czasie trzeba nam zboczyć w prawo, w las, w maleńką ścieżynkę – widoczną, a jakże, turysta zobaczy, bo ona nas zwiedzie do bunkrów, tak, tak, do bunkrów. Do fortu Ludendorff. Do najbardziej wysuniętego na północ punktu oporu Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego, czyli MRU. To, w nazewnictwie tutejszych, do których i pisząca te słowa się zalicza, Lisia Góra.

Władze gminy dołożyły starań, aby miejsc oznaczyć, opisać, nawet drogi oznaczyć. Oglądamy i wychodzimy przed mostem na Obrze. I tu wygodny szlak nas wyprowadza w lewo. Do leśnego parkingu. I tu kończy się nasz szlak.

Trochę grzybowy, trochę historyczny, trochę turystyczny. Ale na pewno warty przejścia, jak i inne drogi blisko nas.

W drogę, trochę pokrętną, przez grzyby oczywiście, poszli członkowie Klubu Turystki Pieszej Nasza Chata pod światłym kierownictwem Stanisława Żytkowskiego. Marcin Wasilewski poszedł inną drogą, Małgonia, nasza prezeska czekała na nas na mecie i liczyła, czy już wszyscy doszli, pomagał jej pan Michał, nasz super kierowca, a pisząca te słowa zbierała grzyby i przekomarzała się z Aleksem. Który nota bene został królem grzybobrania. Nagrodę, tę dla dorosłych odebrała mama Beata.

Renata Ochwat

Warto wiedzieć

- Kostrzyńska szosa, czyli dziś wygodny trakt, był zapasowym lotniskiem (w latach II wojny światowej), no może nie lotniskiem, ale pasem, gdzie spokojnie mogły lądować nawet duże samoloty. Stąd takie duże przestrzenie wokół i naprawdę długie proste.

- MRU – Międzyrzecki Rejon Umocniony, system umocnień, jaki miał powstrzymać wojska radzieckie w trakcie II wojny światowej. No cóż, się nie udało. Relikty są.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x