Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Na szlaku »
Alfa, Leonii, Tytusa , 19 kwietnia 2024

Leśnym szlakiem jezior i bagienek

2014-01-11, Na szlaku

To jedna z piękniejszych dróg w okolicach Gorzowa. I nie liczy się pora roku, kiedy się w nią wybierzemy, bo za każdym razem zachwyca.

medium_news_header_6139.jpg

A prowadzi od jeziora do jeziora.

Szlak zaczyna się w Wojcieszycach przy ul. Strzeleckiej. Nazwa nie bez kozery, bo za jakiś kilometr z haczykiem niewielkim mijamy rzeczywiście odbicie do strzelnicy. Świadczy o tym odpowiednia tablica ozdobiona metalowym królikiem lub też zającem. Na razie prowadzą nas znaki czerwonego szlaku pieszego.

Zaczyna się woda

Za niewielką chwilkę przekraczamy Kanał Srebrnej, czyli tej rzeczki, która wpada w Gorzowie do Kłodawki. Kanał jest uregulowany, czyli wyremontowany za unijne pieniądze, co naturalnie zaświadcza specjalna tablica. Ale my idziemy dalej. Szlak prowadzi pomiędzy polami i nieużytkami z jednej strony, a starą monokulturą sosnową. Po kilkuset metrach docieramy już do samej rzeczki Srebrnej. O tym, że ją przekraczamy, świadczy solidny most. Bo innych pomniejszych, na różnych kanałach i kanalikach, jest znacznie więcej na tej drodze. A jak już przejdziemy Srebrną, to ukażą nam się oparzeliska, czyli bagienka rozliczne, które są bardzo malownicze. I tu należy uważać, bo za jakieś 200-300 metrów szlak zechce nam gwałtowanie i pod kątem 90 stopni skręcić w lewo.

Zostawiamy więc pola i nieużytki i wchodzimy w już w stary sosnowy las. Cały czas za znakami czerwonymi pieszymi, bo mogą się też pojawić znaki szlaku zielonego rowerowego lub jeszcze inne.

Jezioro i jeszcze jedno jezioro

I tak sobie spokojnie wędrujemy czerwonym szlakiem pieszym, aż nam nagle po prawej stronie łyśnie jezioro Ostrowite. To nieco oddalone od mocno oblężonych szlaków jezioro w leśnej głuszy najczęściej odwiedzane przez wędkarzy i pieszych łazików. I tu znów uwaga, bo po jakichś 200-300 metrach nagle należy skręcić w lewo i też pod kątem 90 stopni, i tylko po to, aby przejść się brzegami malutkiego, ale jakżesz urokliwego jeziora Jeż. Co ciekawe, na wielu mapach nie ma nazwy tego zbiornika i panuje przekonanie, że Jeż to jeziorko bezimienne. Ale tak już jest, że wszystkie jeziora, górki, pagórki, rzeczki i rzeczułki nazwy mają. Teraz poprowadzą nas znaki międzynarodowego szlaku końskiego. Droga jest cudna. Bo z jednej strony Jeż, gdzieś około 10 m poniżej szlaku, a brzegi są strome, z drugiej przepiękny las bukowo-dębowy. I tak sobie idziemy, aż dochodzimy do łąki powstałej po wyschniętym bagnie, na której stoi ambona myśliwska.

I jeszcze jedno jezioro i następne

Kiedy ją przejdziemy, szlak wywija w prawo, my jednak idziemy dalej prosto, aby dojść do kolejnego ślicznego jeziora, czyli do Jezierzyce.  I znów idziemy brzegiem jeziora, które niekoniecznie jest masowo odwiedzane przez turystów. Kiedy dojdziemy do końca jeziora, to przy młodniku ogrodzonym siatką techniczną skręcamy w prawo i po chwili znów jesteśmy na końskim szlaku, tu skręcamy w lewo i dalej sobie idziemy po pięknym sosnowym lesie. Jeśli boimy się zostawić koński szlak, to możemy iść nim cały czas, ale wówczas nie zobaczymy Jezierzyc.

Droga w pewnym momencie prowadzi wśród takiego podrośniętego sosnowego młodnika. Na tyle on jest duży, że już nie ochrania go ogrodzenie, ale na tyle niedorosły, że przed zębami saren i innych leśnych zwierzątek ochrania go takie specjalne opakowanie. Dzięki nim drzewka wyglądają cokolwiek egzotycznie. I w końcu droga wyprowadza nas do kolejnego jeziora, to Mrowinko. A dla nas znak, że skręcamy w lewo, bo tak nam szlak nakazuje. I po niewielkiej chwilce jesteśmy nad Santoczną. Przy mostku warto zrobić sobie przerwę, bo miejsce jest zachwycające. Rzeczka  nie jest regulowana, można pooglądać wiatrołomy. Poza tym koryto przecina niezbyt wysokie wzgórza morenowe, to przedsmak tego, co można obejrzeć przy Zdroisku, gdzie rzeczka ma status rezerwatu, który nazywa się „Zdroiskie Buki”.

Ale my idziemy dalej i po chwili ukazuje się kolejne jezioro. To Lubie, czyli znak, że szlak nasz powoli dobiega końca. Za Lubiem rozciągają się stawy hodowlane, po chwili widać dachy Lip. I tu szlak koński skręca w lewo, my jednak idziemy dalej prosto, aby po chwili dojść do przystanku PKS. A za nim łyska kolejne jezioro, to Portki, jeden z najpiękniejszych akwenów w okolicy. I tak przeszliśmy 17 km. Bez wysiłku, za to z przyjemnością.

W drogę wybrała się Nasza Chata, prowadził mecenas Stanisław Żytkowski, a pisząca te słowa tym razem zachwycała się głównie ulubionym swoim jeziorem, czyli Jeżem właśnie.

Renata Ochwat

z

0.santoczna.jpg
1.santoczna1.jpg
2.santoczna2.jpg
3.santoczna3.jpg
4.santoczna4.jpg
5.santoczna5.jpg
6.santoczna6.jpg
7.santoczna7.jpg
8.santoczna8.jpg
9.santoczna9.jpg
0
0123456789

z

Warto wiedzieć:

Wojcieszyce

Najstarsze stwierdzone ślady obecności ludzi na tym terenie pochodzą z około 8300 - 4300 p.n.e.  Wieś powstała na dobre w drugiej połowie XIII wieku, kiedy rozpoczęła się kolonizacja Doliny Warty. Świadczy o tym skarb wojcieszycki odnaleziony 1975 (warto wiedzieć, że ręki do jego odnalezienia dołożył pan Stanisław Sinkowski, dziś kierownik działu archeologii Muzeum Lubuskiego im. Jana Dekerta w Gorzowie, mieszkaniec wsi). Składał się on z 248 monet: denarów, oboli i brakteatów guziczkowych, wybitych w mennicach brandenburskich, anhaltskich, czeskich, krzyżackich, szwedzkich i polskich, ukrytych po 1261, a przed 1290 r. Wieś leżała wówczas na ruchliwym szlaku z Gorzowa na Pomorze zachodnia i być może skarb był zaskórniakami jakiegoś zamożnego kmiecia, który bał się napadu? Nie ma źródeł, można pospekulować.

Pierwsze źródła pisane pochodzą o wsi pod nazwą Wormswelde z 1337 z Księgi Ziemskiej, spisanej na zlecenie margrabiego Ludwika Starszego, władcy Nowej Marchii. Wieś, wówczas rycerska, należała do rodziny von Rakow. Miała aż  64 łany ziemi, co powodowało, że była to duża osada. Cztery łany należały do kościoła, pozostającego w jurysdykcji biskupstwa kamieńskiego i do połowy wieku XVI będącego świątynią parafialną.

Wurmsfelde na początku XV w. stanowiły razem z Różankami, Janczewem i Santokiem część majątku rodziny von Strauss, która sprawowała również patronat nad kościołem. W wyniku ruchów reformatorskich został on w XVI w przekazany gminie ewangelickiej. Skonfiskowano dawne dobra kościelne, a miejsce katolickich księży zajęli pastorzy. W 1714 właścicielem Wojcieszyc w został polski szambelan dworu Żychliński. W 1715 r. miejscowość należała do polskiego generała-majora von Marwitza. Po jego śmierci została sprzedana przez wierzycieli. W 1736 margrabia Heinrich Friedrich von Schwedt, wnuk Wielkiego Elektora, kupił całą wieś razem z Różankami i częścią Santoka za sumę 56 330 talarów. Wkrótce potem podarował Wojcieszyca i Różanki swojej córce, Ludwice Henryce i zięciowi z książęcego rodu - Leopoldowi Fryderykowi von Anhalt-Dessau. W 1808 majątek ten stał się ordynacją rodową Anhaltów. Podczas wojny siedmioletniej wieś została spalona przez Rosjan. Po zawarciu pokoju w Hubertsburgu, król Fryderyk II osiedlił w Wojcieszycach swoich żołnierzy i nakazał im zajmować się rzemiosłem.

W 1929 roku w sklepie spożywczym Fryderyka Schreiera wybuchł pożar. Spłonęło wówczas 11 gospodarstw chłopskich z 36 budynkami, 15 krów, zebrane z pól zboże i wiele maszyn rolniczych. Wieś szybko została odbudowana i w 1933 r. liczyła 575 mieszkańców.
Podczas II wojny światowej wieś nie uległa zniszczeniu. 30 stycznia 1945 około godziny 11.00 wojska radzieckie wkroczyły do Wojcieszyc od strony Różanek. W pobliżu wsi zostało urządzone lotnisko frontowe. Od października 1945 we wsi opuszczonej przez Niemców zaczęli osiedlać się Polacy, głównie przesiedleńcy zza Buga. Wojska radzieckie, stacjonujące wówczas we wsi, zgodziły się na powołanie komisji repatriacyjnej składającej się z Polaków. Każdy przybywający, który chciał się osiedlić w Wojcieszycach, otrzymywał przydział pustego domu.

Kościół w Wojcieszycach

Przepiękna kamienna późnoromańska świątynia zbudowana z kwader granitowych, jeden z najstarszych kościołów w regionie. Usytuowany w centrum wsi i orientowany kościół zachwyca do dziś.

Przebudowany podczas baroku przetrwał do lat 30. XX wieku. Po pożarze w 1929 r. przeprowadzono gruntowny remont świątyńki. Wymieniono pokrycie dachu, posadzki, stolarkę drzwi i okien. Zamurowano również okno na osi ściany wschodniej i dwa wejścia do krypty. Opierzono ściany latarni wieży deskami i wymieniono pokrycie hełmów. Dwuskrzydłowe drzwi wejściowe pochodzą z lat trzydziestych XX w. W 1931 roku ufundowano nowy dzwon do wnętrza wieży. We wnętrzu kościoła ustawiono żeliwny, ozdobny piec, który podłączono do nowo wybudowanego komina. W końcu XIX wieku zlikwidowano przykościelny cmentarz, a działkę ogrodzono ceglanym murem z trzema ozdobnymi bramami, umieszczonymi po stronie zachodniej, południowej i północnej. Tuż za murem po wschodniej stronie kościoła stała plebania, zniszczona w czasie ostatniej wojny. Kościół przetrwał II wojnę światową.

Santoczna

Rzeka wypływa z jezioro Okunino, w jeziorze Mrowino łączy się z Chłopią. Uchodzi w Górkach Noteckich do Kanału Rana, czyli jest dopływem Noteci, a następnie Warty. Długość całkowita rzeki wynosi 28,1 km, a powierzchnia zlewni całkowitej 111,7 km2. Biegnie przez Puszczę Gorzowską, w końcowym biegu płynie w wąwozie o wysokich zboczach. Teren objęty ochroną i zwany Rezerwatem Zdroiskie Buki.

Korzystałam z informacji zawartych na:

http://www.santok.pl/asp/pl_start.asp?typ=14&menu=31&strona=1

http://www.wojcieszyce.info/

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x