Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Na szlaku »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

„Szampejn” w cieniu Góry Stołowej

2014-04-12, Na szlaku

RPA, kraj o powierzchni 1,2 mln km kw.

medium_news_header_7116.jpg

Prawie 50 milionów ludności, z tego 5 mln białych (Afrykanerzy i Anglicy), 1,5 mln Hindusów, kolorowi (Koloredzi) ok. 5 mln, a reszta to Murzyni Bantu, m. in. Zulusi (13 mln), o 11 językach urzędowych i 3 stolicach: Pretoria- administracyjna, Cape Town - siedziba parlamentu i Bloemfontein - siedziba władz sądowniczych. W obecnej formie ustrojowej istnieje od 1961.r., w 1991.r. zniesiono apart­heid, od 1994.r. państwem rządzi większość murzyńska.

RPA posiada 10 proc. (ponad 23 tys.) kwitnących gatunków roślin świata, z czego 19 tys., to rdzennie afrykańskie rośliny. Ma prawie 2 razy więcej gatunków kwiatów niż Brazylia. Jest tutaj więcej gatunków zwierząt niż w obu Amerykach lub w Europie i Azji razem. W mieście Paarl jest największa na świecie piwnica win o pow. 22 ha. Kanion rzeki Blyde jest trzecim co do wielkości kanionem na Ziemi i jedynym zielonym kanio­nem.

W Górach Smoczych jest drugi co do wielkości wodospad na świecie Tugela Falls o wys. 948 m (najwyższy jest w Wenezueli Angel Falls 979m). W Gauteng (okolice Pretorii) znaleziono szczątki człowieka sprzed 3,5 mln lat i miejsce to nazwano kolebką ludzkości. Największy na świecie baobab jest w prowincji Limpopo, ma 6 tys. lat, obwód 47 m, na gałęziach jest 5 domków dla 20 osób, a w środku bar z siedzeniami. Wszystko zatem „naj", jak, nie przymierzając w Związku Radzieckim, gdzie np. największa na świecie fabryka bananów produkowała banany na trzy zmiany, no i nie wspominając o USA, gdzie, zgodnie z obecną linią, bo my zawsze się jakiejś „linii” musimy trzymać, wszystko jest naj i super. Ale przeciętny zjadacz chleba najlepiej zna Południowa Afrykę z tego, że są tam Murzyni, Góra Stołowa i Przylądek Dobrej Nadziei.

Drugie najstarsze (po Cape Town - założonym w 1652 r.) miasto RPA, to Stellenbosch założone w 1679 r. Europejska, szczególnie holenderska architektura, dębowe aleje (ale dęby nie takie twarde, jak w Europie ze względu na klimat) i uniwersytet. Centrum, to wielki plac, a właściwie zielony skwer, na którym wylegują się ludziska. Ale nie wszyscy.

Część chodzi po chodnikach, ale jak? Jakoś tak dziwnie, bo co chwila na mnie wpadali. Ja sobie idę prawą stroną chodnika, a tu buch, zderzenie. Ale potem ich wyczułem. Zamiast podziwiać piękno architektury, zachowałem czujność i gdy jakiś osobnik pojawiał się na drodze, to ja „ w lewo" Widocznie chodzenie po lewicy to u nich norma.

Samochody zresztą też tak „lewo" jeżdżą.

Dookoła tego miasteczka są farmy winne. Oczywiście było zwiedzanie i degustacja. Odwiedziliśmy taką jedną farmę- winnicę, bo miała być degustacja, ale przed nią pokazano nam cykl produkcyjny oraz zapoznano z historią. Sama zaś degustacja, nawet jak na degustację, była superminidegustacją. Ale od początku. Nalewający wino do spróbowania pan był tylko jeden. Widocznie łatwiej jednego nauczyć, ile ma wlewać. Może przelać i turysta wyjdzie na rauszu, a to niepolitycznie.

Pan ów nalewał więc do kieliszków tyle, że degustujący był zdegustowany niewspółmiernością wysiłku włożonego w podniesienie kieliszka do ilości podnoszonego płynu, który trzeba było wypić i wypłukać kieliszek podstawioną w dzbanku wodą.

Chodziło o to, by przygotować naczynko na nalanie kolejnej porcji kolejnego, podobno innego wina i jego zdegustowanie.

Rozdano też karteczki i ołówki, bo degustujący mieli zapisywać swe uwagi co do bukietu wydzielanych aromatów, w których miało się wyczuć posmak dalekiej sawanny deptanej racicami roślinożerców obserwujących uważnie skradanie się drapieżników oraz powalającą woń ziół porastających okoliczne wzgórza, a co wrażliwsi wyczuwali też posmak przygody, jaka spotkała wielu rozbitków tonących w odmętach Przylądka Sztormów bez żadnej dobrej nadziei, że ich ktoś z tej kipieli wydostanie.

Dla lepszego podrażnienia kubków smakowych, to już inicjatywa indywidualna, dopuszczano możliwość wylizywania palcem dna kieliszków (językiem nie dało rady, bo szkło wąskie i głębokie), dzięki czemu oszczę­dzano na wodzie do płukania, a przy tym znacznie zwiększała się ilość degustowanego trunku.

Zaoszczędzona w ten sposób woda do płukania była dobrej jakości, a że w tym dniu upał był niesamowity, więc doskwierało pragnienie i ten zaoszczędzony płyn był jedynym zbawieniem, by je nieco przygasić.

Za to w przyzakładowym sklepiku wina było dużo, a nawet bardzo dużo z takimi cenami, że wielu degustującym przed chwilą, pragnienie przechodziło momentalnie. Od patrzenia na ceny. Stąd wniosek, że nawet w RPA odczucia są sprawą względną i mając silną wolę, można zapanować nad prozą życia.

Pierwsze wino zaczęto produkować wraz z założeniem Cape Town, ale dopiero wypędzeni z Francji hugenoci pod koniec XVII wieku dali początek szlachetnym odmianom tego trunku.

RPA jest dziesiątym producentem wina na świecie, ale ich plantacje są znacznie większe od europejskich.

W jeden z wieczorów odbyliśmy rejs po Atlantyku, by obejrzeć zachód słońca na oceanie. Ewa czatowała z aparatem na dziobie, a ja na rufie, bo tam mniej kolebie. Stałem sobie także z aparatem, bo może coś wystawi się „na strzał", gdy podszedł do mnie majtek.

Wyglądał na kapitana przynajmniej, bo pomiędzy kłami nie miał ani jednego zęba, co by znaczyło, że zjadł je na pływaniu, ale nie chował tego faktu wstydliwie, a przeciwnie, uśmiechał się szeroko i spytał:

Du ju łont szampejn?...

Pewnie. Tu nic nie musiałem płukać, ani wyczuwać smaku sawanny wpisywanego do kajecika, bo smak był jeden i wyraźny zdrowej, zagazowanej siarką oranżady, która na skutek upływu czasu sfermentowała robiąc za legendarny trunek.

Skąd jestem? Że z Polski, to nic mu nie mówi, z Europy, to prędzej. A jest u was śnieg, bo słyszał, że w Europie zawsze jest dużo śniegu? Jest.

A duży?

Taaki!

Oh! du ju łont szampejn?

Dlaczego nie, Dżordż.

Maj nejm is Kris, not Dżordż.

O’key, Dżordż. Sorry, Kris…

O'key, o’key, to jaki ten śnieg?

Taaaki!- pokazuję po pas…

Oh!, to może szampejna? O, yes!

Przy piątym kieliszku tej znakomitej „oranżady” śnieg już sięgał szyi, a oczy Krisa- Dżordża zdecydowanie były większe niż największe płatki śniegu. Szczególnie, gdy mu tłumaczyłem jak samochody poruszają się w takim wielkim śniegu. Przy bujającym się statku, szło to dość zręcznie.

W tym czasie koło nas przepływało wielkie stado delfinów dających pokaz niesamowitego tańca. Ale cóż to znaczyło przy utrwalaniu przyjaźni między narodami Południowej Afryki i Polski? A słońce i tak zaszło. Bez naszego udziału. Ewa była na posterunku i fakt ten uwieczniła. Jak zwykle niezawodna.

No i potem to czułe pożegnanie na nabrzeżu z Dżordżem, który po raz ostatni pożegnał nas swym szerokim, przepastnym uśmiechem, w którym zawierał się cały smak Prowincji Przylądkowej Zachodniej z niepowta­rzalnym aromatem szampejna na bezkresach oceanicznych wód. Także Ewa doznała na policzkach pocałunków sympatycznego pogromcy oceanu, dla którego zjawiskiem nadprzyrodzonym był taaaki śnieg w Polsce.

To usuwanie czterech górnych zębów w RPA było (jest?) rozpowszechnione wśród kolorowych (nie Murzynów) w Kraju Przylądkowym Zachodnim (okolice Cape Town).

Kolorowi, albo inaczej Koloredzi, to odrębna rasa zamieszkująca RPA i Namibię. W samej RPA jest ich ok. 5 milionów. Są to potomkowie ludów Khoisan, Burów i innych, w tym ludów azjatyckich. Jak wykazały badania genetyczne jest to najbardziej zróżnicowana rasa ludzka na świecie. W czasach apartheidu Koloredzi byli rasą uprzywilejowaną w stosunku do czarnych i Azjatów, gdyż bogobojni rasiści uważali, że Opatrzność postawiła tę rasę na wyższym etapie rozwoju. Zamieszkują głównie zachodnie obszary kraju.

W latach 60 - 70 była to moda. Kobiety i mężczyźni rwali zęby równo. Jakie powody? Nikt dokładnie nie zbadał. Ponoć dla lepszego seksu oralnego, ponoć z powodu panującej zgnilizny tych zębów (warunki klimatyczne i żywieniowe), ale główną przyczynę upatruje się w tym, że jest to pierwszy etap do wywindowania się na drabinie społecznej.

Zdrowe zęby usuwają przeważnie ludzie ubodzy, aby zrobić sobie miejsce na protezy ze złota. Czasem stać ich tylko na jedną protezę. Ale, gdy ma ich cztery, to uśmiechem pokazuje, że jest „gość"! Gdy nie ma jeszcze protez, jeno owe kły pobłyskują jak u „mojego" Dżordża, to uśmiechem pokazuje, że dąży do celu, że nie jest najgorszy.

Marek Bucholski

Fragmenty książki „Podróże na koniec świata”

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x