Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Na szlaku »
Alfa, Leonii, Tytusa , 19 kwietnia 2024

Uznamskie opowieści z Bądzinem w tle

2016-10-12, Na szlaku

Cesarskie kurorty, piękne plaże, ale i szalenie ciekawe kościółki są powodami, dla których warto się wybrać na Uznam, jedną z bałtyckich wysp.

medium_news_header_16391.jpg

Jak się ma szczęście, to i na prom przyjdzie czekać niedługo.

Uznam to jedna z trzech blisko siebie leżących wysp bałtyckich, graniczna, bo cząsteczka jej należy do Polski. Na wschodnim skrawku leży bowiem szalenie popularne kąpielisko, czyli Świnoujście. I od Świnoujścia zaczynamy naszą niezbyt długą, ale szalenie ciekawą wycieczkę po wyspie.

Przyszła ze Skandynawii

Uznam, podobnie jak i Rugia czy Wolin, to wyspa, która powstała jakieś 12 tysięcy lat temu, kiedy to lądolód utworzył Morze Bałtyckie. Wyspy powstały z gruntów, kamieni i innych lądotwórczych materiałów naniesionych z Półwyspu Skandynawskiego. Pofałdowaną powierzchnię, jeziora ze słodką wodą oraz sieć rzeczek wyspa zawdzięcza morenie dennej i bocznym. Od stałego lądu wyspę oddziela Świna, ta rzeka w istocie oddziela Uznam od Wolina – to od wschodu. Od zachodu granicą jest rzeka Piana.

Ciekawostką jest także, że Uznam ze swoimi szerokimi plażami ma największe nasłonecznienie i dlatego bywa nazywana Słoneczną Wyspą.

Zanim jednak trafimy na piękne plaże, kierujemy się na malutką wioseczkę Zirchow, czyli Czerchów po polsku. Tu warty zobaczenia jest czynny kościół ewangelicki pod wezwaniem św. Jakuba. To kamienno-ceglana budowla z XIII wieku. Wewnątrz można obaczyć XV-wieczne malowidła ścienne, zamalowane po przejściu dziś Meklemburgii, a wówczas Prus na protestantyzm. Odkryte zostały dopiero w połowie lat 90. Minionego wieku. Dziś zachwycają urodą. A że to czynny kościół, świadczy tablica psalmowa oraz przystrojona ambona.

Kościółek stoi na wzniesieniu, góruje nad okolicą. Przed nim stoją dwie tablice. Jednak poświęcona jest ofiarom I wojny światowej, czyli żołnierzom z tych okolic poległych na różnych frontach. I o ile jest to widok dość standardowy w Niemczech, o tyle tablica z nazwiskami poległych w II wojnie jest czymś niezwykłym. Na obu zresztą pojawiają się te same nazwiska.

Do zamku na wodzie i zupy kartoflanej

Ruszamy dalej, jedziemy do Mellenthin, małej wsi, która jako jedna z nielicznych na wyspie nie ma dostępu do wody, czyli nie ma jeziora, nie przepływa przez nią żadna rzeczka, ani nie sięga do morza. Za to ma zamek na wodzie… Zamek, renesansowa budowla otoczony jest mokrą fosą, stąd nazwa. Do zamku, dziś hotelu i restauracji wiedzie kamienny most, a przy moście stoi budka. W budce siedzi strażnik i pobiera myto za przejście – 2 euro.

Okazuje się jednak, że każdy, kto zdecyduje się na wejście do restauracji i zamówienie czegoś do jedzenia, to myto odzyska z powrotem, bo owe 2 euro odlicza się od rachunku.

I jak się okazuje, właśnie ów most i strażnik są magnesami, które ściągają rzesze turystów. Karta restauracji jest obszerna. Można się napić lokalnego piwa z tutejszego browaru lub zjeść fantastyczną zupę z ziemniaków i selera z lokalną kiełbasą pokrajaną w grube talarki. Ceny są strawialne dla polskich kieszeni.

Zamek w Mellenthin wybudował Rudigier von Neuenirchen, niemiecki magnat, o którym historia raczej milczy, ale którego grób znajduje się w pobliskim kościele z XIV wieku. Ale aby go zobaczyć, treba być w czasie nabożeństwa, bo od niedługiego czasu kościół jest zamknięty o innych porach. Można za to przejść się po okalającym go cmentarzu. To szalenie urokliwe miejsce, które potrafi zachwycić.

Ale w Mellenthin można zobaczyć to coś, co jest w Polsce nie do pomyślenia. Otóż stoi tam sobie regał z wyrobami z owoców wykonanymi czyjąś pracowitą ręką. Jest także skarbonka i cennik – 2 euro za słoiczek domowych konfitur z różnych owoców. Nikt tego nie pilnuje, nikomu bowiem do głowy by nie przyszło, aby coś ukraść czy zniszczyć. Inny stopień cywilizacji?

Do kurortów cesarskich droga wiedzie

Po posiłku i spacerze pora ruszyć dalej. Droga wiedzie prosto nad morze. Do kurortów cesarskich, czyli Bansin, Heringsdorf i Ahlbeck. I tu pojawia się Bądzin Morski, bo taką dźwięczną nazwę ma po polsku Bansin. Heringsdorf to nic innego jak Śledziowa Wioska, tylko Ahlbeck się nie doczekał spolszczonej nazwy.

Cesarskie kurorty to zapierające dech bogactwem architektury, molami wychodzącymi w morze, kafejkami, restauracjami i ciągnącą się przez 12 km promenadę ekskluzywne i drogie kąpieliska. Do połowy XIX wieku były to zwykłe rybackie osady. Ich kariera zaczęła się wówczas, gdy zaczęli tu przyjeżdżać członkowie rodziny panującej von Hohenzollern. Wtedy zaczęły powstać bardzo ekskluzywne pensjonaty. Dość dodać, że owe trzy miejscowości stały się ulubionymi kąpieliskami i miejscami wypoczynku niemieckich cesarzy z Wilhelmem II. Ale i bywał w nich sam najjaśniejszy pan, czyli Franciszek Józef von Habsburg, czyli cesarz Austrii.

W Bądzyniu mieszkał i tworzył Rolf Werner, niemiecki malarz prymitywista, ale także Lyonela Feiningera, amerykańskiego malarza niemieckiego pochodzenia, który na Uznam bywał.

Poza tym należy pamiętać, że w Bądzyniu znajduje się plaża dla nudystów oraz plaża dla ludzi z psami. No cóż, kolejny nieco wyższy stopień cywilizacji.

Trzy kurorty łączą się ze sobą, granice są trudne do uchwycenia.

Warto jednak wejść na molo w Ahlbeck, bo pięknie z niego widać polskie kurorty. A potem przejść się pieszo do leżącego o 6 km na wschód Świnoujścia. Promenada to marzenie spacerowiczów i cyklistów. Szeroka, z całą infrastrukturą typu ławeczki, lampy, stojaki dla rowerów, kosze na śmieci.

Na kilometr przed Świnoujściem dochodzimy do symbolicznej granicy polsko-niemieckiej. Ale czyjeś troskliwe ręce zadbały, aby pozostała też i taka granica, jaka rozdzielała NRD od PRL w przyjaznym ponoć KDL. Tylko usunięto kłęby drutu kolczastego, jaki rozciągał się na całej ówczesnej granicy. Ku przestrodze to miejsce pozostawiono.

No i osiągamy Świnoujście. Zamyka się nasza mała pętla uznamska.

Renata Ochwat

0.P1010540.JPG
1.P1010553.JPG
2.P1010577.JPG
3.P1010589.JPG
4.P1010604.JPG
5.P1010605.JPG
6.P1010617.JPG
7.P1010655.JPG
8.P1010694.JPG
9.P1010698.JPG
0
0123456789

Warto wiedzieć:

Do Świnoujścia z Gorzowa jest 250 km i trzeba liczyć około 3 godzin na pokonanie trasy. Należy uwzględnić czas oczekiwania na prom. Pętla ze Świnoujścia przez Mellenthin i cesarskie kurorty do Świnoujścia liczy około 55 km. Ale sensownie jest sobie zaplanować czas tak, aby z Ahlbeck przejść się do Świnoujścia pieszo. Naprawdę warto.

Za lokalne piwo z lokalnego browaru płaci się 4 euro. Zupa z porów, ziemniaków i z kiełbasą w talarki kosztuje w Mellenthin 6 euro. W cenę wliczane jest myto z kamiennego mostu.

Wejścia na plaże oraz mola w cesarskich kurortach są bezpłatne. Płaci się natomiast za wypożyczanie koszy plażowych. Na niemieckich plażach raczej nieznany jest obyczaj polskiego parawaningu. Owszem, stosuje się parawany, ale innego typu i nie ma zwyczaju zawłaszczania plaży.

W Niemczech nie obowiązuje nakaz prowadzenia psów w kagańcu. Dlatego widok czworonoga na smyczy i bez namordnika nie jest czymś niezwykłym.

W Świnoujściu warto poszukać dość niepozornie wyglądającej restauracyjki przy ul. Juliusza Słowackiego. To ukraińska restauracja serwująca przysmaki tamtejszej kuchni. Znakomity barszcz ukraiński z dużym kleksem śmietany, którą Ukraińcy dodają nawet do rosołu, kosztuje 12 zł. Porcja jest naprawdę duża. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x