Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Na szlaku »
Marka, Wiktoryny, Zenona , 29 marca 2024

Tam turyści zaglądają rzadko, albo prawie wcale

2016-12-08, Na szlaku

Lwów to Cmentarz Łyczakowski, kaplica Boimów, Stary Rynek i inne wielkie atrakcje.

medium_news_header_16974.jpg

Ale stolica Zachodniej Ukrainy ma wiele takich kątków, które są intrygujące, a turystów tam jednak trudno spotkać. Jak choćby w knajpce, w której żyją koty.

Na Ukrainę, a dokładnie do Lwowa pojechałam właściwie po wyciskarkę do czosnku, bo moja mama uważa, że jedyne porządne wyciskarki można kupić właśnie tam. No i coś w tym jest, ale trzeba wiedzieć, gdzie takie urządzenia można nabyć. No i nagle w poszukiwaniu tego urządzenia odsłonił mnie się Lwów, do jakiego rzadko docierają turyści.

Jak na wschodnim bazarze

Szkiełkiem, w jakim odbija się prawdziwe życie Lwowa są bazary. Ale nie takie, jak przy ul. Chmielnickiego, na który ciągną wszyscy turyści, bo opisał go przewodnik z serii Lonely Planet. Mam na myśli takie bazary, na których zakupy robią zwykli mieszkańcy tego pięknego miasta. Największy znajduje się tuż przy dworcu PKP i nazywa się bezpretensjonalnie „Bazar przydworcowy”. To setki zadaszonych metrów kwadratowych, gdzie można kupić wszystko, poczynając od warzyw, na owej wyciskarce do czosnku kończąc. No i jest jak na azjatyckich bazarach. Można popróbować „kusoczka” – kęska sera, bo jest nadzieja, że kupi się go więcej. Tu kuszą żywe albo oskubane kury, ryby, słodycze, w tym słynne ukraińskie konfietki – cukierki, jeden z obowiązkowych suwenirów z Ukrainy. Ale też można tu kupić wszystko inne.

Bazar ma swój puls. Nie trzeba się spieszyć. A jak sprzedający usłyszą, że człowiek z Polski jest, to automatycznie przestawiają się na nasze narzecze. Mnie ten bazar zauroczył już dawno temu.

Piękny kościół i aleja Stepana Bandery

Z barażu najlepiej przemieścić się na aleję Stepana Bandery. Tu u wlotu stoi pięknie odremontowany kościół pw. Św. Olhy i Elżbiety. Dziś to kościół katolicki z bardzo nowoczesnym wystrojem wnętrz, które zapiera dech w sercach. Ale ja mam go w oczach, jak prawie 30 lat temu byłam we Lwowie pierwszy raz i właśnie ten kościół straszył, był tak zniszczony i zaniedbany. I to jest jedna z tych świątyń, gdzie turyści też rzadko zaglądają. Polacy chyba z przyczyn ideologicznych, bo stoi na ul. Stepana Bandery, twórcy idei ukraińskiego nacjonalizmu i ideowego sprawcy mordów na Wołyniu.

Zresztą duży monument Bandery na placu utrzymanym w modernistycznym stylu stoi tuż obok świątyni. I to jest jedyne miejsce we Lwowie, gdzie można na co dzień zobaczyć barwy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, czyli czarno-czerwone chorągwie.

A niemal naprzeciw, w kamienicy pod nr 89 urodził się wielki polski kompozytor, Wojciech Kilar. Fakt ten upamiętnia zresztą stosowna tablica po polsku i ukraińsku.

Do kociej knajpki i pewnego sklepiku

No i warto się wybrać na spacer właśnie ulicą Bandery. Bo idzie się wśród pięknych secesyjnych kamienic, dochodzi się do Politechniki Lwowskiej. No i tu już warto zmóc czujność, żeby nie przegapić jedynej w swoim rodzaju knajpki, a mianowicie Kociej Kawiarni. I uwaga, tam naprawdę mieszkają koty. Mają swoje poduszki w oknach, specjalne półki na ścianach. Lokalik jest malutki, nie opisał go jeszcze żaden modny przewodnik, więc jest szansa, że znajdzie się miejsce na kawę w towarzystwie ukraińskich Mruczków.

Po kawie idziemy dalej ul. Bandery. Po dłuższej chwili trzeba skręcić w prawo w ul. Kopernika. I tu obowiązkowo należy wejść do takiego malusiego sklepiczku. Bo jak się okazuje, to sklep słynny na całą Ukrainę. Tu bowiem zaopatrują się wszyscy hafciarze słynnych ukraińskich koszul. A sklepiczek jest maleńki i przypomina nasze na Nowym Mieście, te w piwnicach…. A taki słynny.

Z pewnym teatrem

Innym ciekawym miejscem jest zaułek tuż przy prospekcie Swobody, czyli po naszemu przy placu Wolności. Tu plac przy Operze Lwowskiej, gdzie podczas Pomarańczowej Rewolucji na Ukrainie był lwowski majdan. No taki nieduży on był.

Zaułek to ulica Lesia Kurbanka. Można go łatwo rozpoznać, bo przy wejściu do niego stoi przy pubie figurka znudzonego dandysa w meloniku. To uliczka, w której mieszczą się szalenie drogie sklepy, ale jest też słynny teatr Łesi Ukrainki. To jedna z najlepszych, czy nie naljepsza scena drmatyczna stolicy Zachodniej Ukrainy. Warto się zatrzymać i popatrzeć na fasadę, bo można obejrzeć teatralne maski. Jak zajeżdżamy do Lwowa na dłużej, to naprawadę warto się wybrać na spektakl. A my idziemy dalej po to tylko, żeby odkryć fasade z napisami po polsku i żydowsku oraz niemiecku. Kilka lat temu właściciel kamienicę odnowił. Podczas prac okazało się, że pod łuszczącą się farba zachowały się stare napisy. Odnowono je i one teraz zachwycają tych, którzy tam przez przypadek zajdą. Ja je zwyczajnie lubię, dlatego tam zaglądam.

Inne kątki też

Takich nieoczywistych miejsc, gdzie naprawdę można poznać puls miasta, a turystów tam nie ma. Tak jest dla przykładu na bazarku naprzeciw Teatru Skarbka. Samo centrum Lwowa. To jarmark staroci. Ale i miejsce, gdzie można kupić najpiekniejsze haftowane koszule. Drugi bazar mieści się przy prospekcie Szewczenki. Wejście jest lekko zamaskowane, ale to taka mniejsza wersja tego przy dworcu głównym. Też jest wszystko. Poza tym warto zajść na Łyczaków. Spokojna dzielnica, ładne kamienice, ale i sklepy pod wdzięczną nazwa Produkty, znaczy typowe sklepu spozywcze, jakich się nie spotyka na turystycznych szlakach. Jedyne w swoim rodzaju.

Renata Ochwat

Warto pamiętać:

Przelicznik waluty jest taki 1 zł równa się 6 hrywien.

Najpopularniejsze noclegi we Lwowie, to hostele, których w ostatnich czasach przybyło niczym grzybów po deszczu.

Narodową potrawą są warenniki, czyli małe pierożki z serowo-kartoflanym nadzieniem. Drugą – barszcz, taki trochę jak nasz barszcz ukraiński, ale jednak nieco inny. Obowiązkowo z kleksem gęstej śmietany.

Jak na piwo, to warto się wybrać do knajpki Mons Pius przy ul. Ormiańskiej. Trudno znaleźć, ale jak się znajdzie, to niebo w gębie. Jedno ciemne, koniecznie ciemne, kosztuje 30 hrywien, jak na standardy lwowskie drogo, ale naprawdę warto.

Z Ukrainy przywozi się konfietki, znaczy cukierki, chałwę, drewniane zabawki i wyciskarki do czosnku.

Bilety na środki miejskiej komunikacji – tramwaj, trolejbus, czy marszrutkę – taki żółtek – kosztują 2 hrywny i najczęściej kupuje się je u motorniczego.

Po Lwowie lepiej nie jeździć inną komunikacją niż miejska. Drogi to raczej poligony czołgowe, łatwo uszkodzić samochód. Komunikacja miejska działa świetnie.

0.P1011622.JPG
1.P1011633.JPG
2.P1011635.JPG
3.P1011646.JPG
4.P1011651.JPG
5.P1011656.JPG
6.P1011808.JPG
7.P1011974.JPG
8.P1011987.JPG
0
012345678
X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x