Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Na szlaku »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Ta joj, ta Lwów, ta miasto, o niezwykłym klimacie

2016-12-30, Na szlaku

W parku Stryjskim karmi się wiewiórki. Na kopcu Unii Lubelskiej siedzi się dłuższą chwilę, bo panorama piękna.

medium_news_header_17180.jpg

Lwów ma w sobie magię, która powoduje, że się tam wraca.

Na zwiedzenie Lwowa potrzeba dwa do trzech dni. Oto kolejna propozycja spaceru po królewskim mieście, w którym cały czas można się porozumieć po polsku. Tym razem będzie to moja duża pętla spacerowa, ale po ciekawych miejscach.

Tu Andrzej Szeptycki jest pochowany

Szlak zaczyna się w katedrze św. Jura, czyli głównej cerkwi archidiecezji lwowskiej Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiegometropolii halickiej – bo taka jest oficjalna nazwa tej świątyni. Położona jest ona na jednym ze wzgórz okalających centrum Lwowa. Jest to jedna z ciekawszych świątyń w skali Europy, bowiem łączy w sobie cechy architektury rokokowej z planem kościołów wschodnich. Jak podkreślają znawcy – największe i najdoskonalsze dzieło późnego baroku.

Świątynia znajduje się przy placu św. Jura, na którym od 2015 roku stoi figura biskupa Andrzeja Szeptyckiego, kontrowersyjnej głowy diecezji. Po wejściu za bramę ukazuje się sam budynek – sprawia wrażenie wielkiego, ale po wejściu do wnętrza okazuje się, że katedra w gruncie rzeczy jest malutka. Ma jednolite wyposażenie sakralne, jest kościołem, w którym odprawiane są nabożeństwa w rycie wschodnim, co też może być ciekawe.

W podziemiach, w krypcie pochowani są biskupi tego kościoła z Andrzejem Szeptyckim na czele. Zresztą na jego grobie zwykle leżą świeże kwiaty.

To ciekawa postać. Urodził się w hrabiowskim domu, a jego matką była Zofia, hrabianka Fredro, córka wybitnego dramaturga Aleksandra Fredry. Był prawnikiem z tytułem doktora, ale wybrał służbę Cerkwii. Głęboko wierzył w niepodległą Ukrainę. To między innymi jego postawa doprowadziła do pogromów na Wołyniu i rzezi Polaków.

A tragizm tej postaci polegał miedzy innymi i na tym, że jego bracia uczynili inne wybory:

Prawda, że niezwykła rodzina?

Do dzielnicy studenckiej

Z katedry św. Jura przemieszczamy się do Dzielnicy Studenckiej. Choć akademiki piękne nie są, to jednak warto je zobaczyć, bo mamy przykład budownictwa z początków XX wieku. Na niektórych zachowały się jeszcze ślady socrealistycznych ozdób. Ale tak naprawdę przychodzimy tu, przynajmniej ja, na Wzgórza Wuleckie. To miejsce szczególne dla polskiej nauki. Tu bowiem nad ranem 4 lipca 1941 Einsatzkommando zur besonderen Verwendung, specjalna jednostka policyjna Sicherheitsdienst– policji bezpieczeństwa III Rzeszy dokonała pierwszego mordu polskich naukowców, wykładowców Uniwersytetu i Politechniki Lwowskiej. Kolejne kaźnie odbyły się 11 i 26 lipca 1941. W historiografii przyjęte jest określenie omawianych wydarzeń mianem mord profesorów lwowskich, jednak ofiarą zbrodni tej padli również docenci wyższych uczelni Lwowa oraz członkowie rodzin i współlokatorzy naukowców. 3 lipca 2011 roku w tym strasznym miejscu został odsłonięty pomnik. Udało się to dzięki staraniom władz Uniwersytetu Wrocławskiego. Tu też warto zerknąć na drewniany kościółek – cerkiewkę, która jest świątynią studencką.

Do wiewiórek i Kilińskiego

Wśród ofiar mordu na wzgórzach był między innymi Tadeusz Boy-Żeleński. I to właśnie ulica jego imienia wyprowadza nas z Dzielnicy Studenckiej w kierunku do parku Stryjskiego. Po drodze mijamy park im. Chmielnickiego i Akademię Wojsk Lądowych, no i już jesteśmy w parku Stryjskim, najpiękniejszym i najbardziej ulubionym miejscu spacerów lwowian i nie tylko.

To górzyste miejsce z alejkami, sztucznymi ruinami, ale i oswojonymi wiewiórkami. Warto mieć dla nich jakoś orzeszek albo kawałek suchej bułki.

Szlak prowadzi do pomnika Jana Kilińskiego oraz ślicznego stawu z łabędziami i kaczkami. Tu warto przysiąść na ławce i zjeść przyniesione ze sobą kanapki. Bo miejsce jest czarowne.

Po chwili odpoczynku ruszamy w dalszą drogę. Z parku wyprowadza nas z lekka kiczowata brama, która wiedzie na ul. Parkową. No i tu pełen zachwyt, bo zachowała się jednolita architektura z przełomu XIX i XX wieku. Są nawet wille z polskimi nazwami. Jeden z bardziej urokliwych, choć słabo znanych zakątków miasta.

Cmentarz z niebywałą historią

Z parku Stryjskiego przemieszczamy się na Łyczaków, na słynny cmentarz, jedną z najbardziej znanych polskich nekropolii znajdujących się obecnie poza granicami kraju. Cmentarz ma własną wielką bibliotekę, ale warto wiedzieć, że pochowani są tu zarówno Polacy, jak i Ukraińcy czy Ormianie. Dla nas najważniejsza jest kwatera Orląt Lwowskich, bohaterów walki o Lwów, która rozpętała się tuż po zakończeniu I wojny światowej.

Prowadzi do niej główna aleja, ale są też tabliczki, nie sposób zabłądzić.

Zanim uda się wejść do kwatery Orląt, przechodzi się przez cmentarz bojowników ukraińskich.

Sama kwatera, usytuowana na wysokiej skarpie, robi wrażenie. Przy symbolicznym pomniku zawsze leżą świeże kwiaty, nierzadko palą się znicze. Wiele lat trwało, aby cmentarz ten uzyskał taki kształt.

Od 2015 roku u stóp kwatery Orląt Lwowskich znajduje się kolejne ważne miejsce. Zostali tam pochowani bohaterowie Majdanu, czyli ci, co wzięli udział w walkach o zachowanie wolnej i demokratycznej Ukrainy. Każdy krzyż przepasany jest ukraińską flagą narodową. Też miejsce, które robi niezwykłe wrażenie.

Ale na cmentarzu można znaleźć nagrobki wybitnych Polaków, jak choćby Gabrieli Zapolskiej czy Marii Konopnickiej. Trudno nie zauważyć wielkiego pomnika generała Juliana Ordona, obrońcy Warszawy, bohatera wiersza Adama Mickiewicza. Zresztą na błądzenie alejkami cmentarza warto poświęcić trochę czasu. Bo nagrobki są prawdziwymi arcydziełami sztuki funeralnej, a i sporo znanych nazwisk można dostrzec.

Do Wysokiego Zamku

Po wyjściu z cmentarza przemieszczamy się na Wysoki Zamek. To też kompleks parkowy z wieżą telewizyjną, która w nocy jest tak oświetlona, że przypomina Wieżę Eifla. Tuż obok niej widać stary mur. To są właśnie pozostałości po Wysokim Zamku króla Kazimierza III Wielkiego. W1648 roku, w czasie powstania Chmielnickiego, zamek został zdobyty i spalony przez wojska kozackie pod dowództwem Maksyma Krzywonosa. Pomnik atamana zresztą znajduje się w parku. Zamek odbudował komendant Lwowa w 1653 roku. W 1704 roku został on zdobyty i ostatecznie zniszczony przez wojska szwedzkie pod wodzą Karola XII.

W 1869 roku, w 300-lecie unii lubelskiej, na ruinach jednej z baszt usypano kopiec nazwany Kopcem Unii Lubelskiej. Wielkim orędownikiem jego budowy był Franciszek Smolka, prezydent sejmu galicyjskiego, który nie tylko dał duże pieniądze na budowę, to jeszcze sam osobiście w taczkach ziemię na kopiec woził.

Na górze jest punkt widokowy, z którego przepięknie widać Stare Miasto oraz nowe, powstałe już za ZSRR.

Do centrum

No i z Kopca Unii Lubelskiej schodzimy krętą uliczką Krzywonosa do centrum, aby spacer po dużej pętli lwowskiej zakończyć przy gmachu Opery Lwowskiej i na skwerze Wolności.

Opera – eklektyczny budynek wypełniony dziełami sztuki jest największą sceną teatralną Zachodniej Ukrainy. Nosi imię wybitnej artystki Salomei Kruszelnickiej, która zresztą jest pochowana na Łyczakowie, a która występowała na tych deskach. Jedną z cenniejszych rzeczy w teatrze jest kurtyna na scenie głównej autorstwa Henryka Siemiradzkiego. Warto wejść do środka, bo wnętrze naprawdę przyprawia o zawrót głowy.

Jak jest czas, to można zostać na spektaklu – i nie ma różnicy, czy to coś dla dzieci lub też dla dorosłych. Wykonanie za każdym razem jest perfekcyjne i znakomite.

No i tu właściwie kończy się długa, ale jakże intrygująca trasa. Przed nami Skwer Wolności z Muzeum im. Biskupa Andrzeja Szeptyckiego ze wspaniałymi zbiorami sztuki głównie sakralnej, dalej pomnik Tarasa Szewczenki, pomnik Adama Mickiewicza, trzy studnie lwowskie, i w końcu Hotel George – różowy budynek, tak samo sławny jak miasto, w którym, stoi. Tu obowiązkowo trzeba wejść na kawę i ciastko, bo być we Lwowie i nie napić się kawy w George’u, to nie być we Lwowie.

Pisząca te słowa od lat jest zafascynowana galicyjską stolicą dzisiejszej Zachodniej Ukrainy i z radością plącze się po uliczkach i placach oraz parkach tego magicznego miasta, co zresztą niedawno uczyniła po raz kolejny.

Renata Ochwat

0.lwowII-1.JPG
1.lwowII-10.JPG
2.lwowII-11.JPG
3.lwowII-12.JPG
4.lwowII-13.JPG
5.lwowII-14.JPG
6.lwowII-15.JPG
7.lwowII-2.JPG
8.lwowII-3.JPG
9.lwowII-4.JPG
10.lwowII-5.JPG
11.lwowII-8.JPG
12.lwowII-9.JPG
0
0123456789101112

Warto wiedzieć:

Przy katedrze św. Jura zwykle urzędują handlarki ukraińskimi słodyczami – konfietkami czyli cukierkami i chałwą. Jak się nie chce lub nie można się wybrać na bazar, to najlepiej się u nich zaopatrzyć. Ceny o hrywnę albo dwie wyżej niż na bazarze.

Po II wojnie światowej kadra naukowa Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, która przeżyła masakrę na Wzgórzach Wuleckich, w całości przeniosła się do Wrocławia i podjęła pracę na tamtejszym uniwersytecie.

W grobie w Pomniku Nieznanego Żołnierza w Warszawie złożone jest ciało bezimiennego 14-letniego chłopca, Orlęcia Lwowskiego. Stało się to w 1921 roku.

O Franciszku Smolce jest taka anegdota. Był już starszym panem z legendarnymi sumiastymi wąsami, kiedy zaczęła się budowa kopca Unii Lubelskiej, zresztą przez niego zainicjowana. Smolka niemal codziennie tam przychodził i fizycznie z innymi pracował. Zaintrygował tym pewnego żołnierza, który z rosnącym zdziwieniem patrzył na jego pracę. I odezwał się razu pewnego żołnierz do Smolki – Tak pan ciężko pracuje przy tym kopcu. Nie ma pan innej pracy? Na co Smolka mu odpowiedział, że ma a kopiec sypie tylko w chwilach wolnych. Na co żołnierz zaczął dopytywać, co to za praca, skoro tak dużo wolnych chwil jest. A Smolka na to – no prezydentem sejmu galicyjskiego jestem.

Bilety do Opery Lwowskiej kosztują od 40 do 300 hrywien, cena zależy od tego pory spektaklu – rano lub wieczorem oraz od usytuowania na widowni.

Tuż obok Opery jest Teatr Skarbka,w którym urządzono izbę pamięci Salomei Kruszelnickiej. W wolnej chwili warto zajrzeć.

Przy skwerze Swobody, po naszemu placu Wolności można się natknąć na rzeźbkę dobrego wojaka Szwejka. Czytelnikom powieści Jaromira Haška wiadomym jest, że Szwejk i we Lwowie gościł.

Przy skwerze Wolności roi się od knajp, knajpek, restauracji i barów. Jest nawet McDonald’s. Ale akurat w tym miejscu trudno jest znaleźć restaurację z ukraińskim jedzeniem. Fani barszczu czy warenników muszą się przemieścić na Rynek.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x