Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Na szlaku »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Do Chin najlepiej z kieszenią pełną dolarów

2017-01-26, Na szlaku

Najkrótsza droga z Polski do Chin wiedzie przez Antwerpię, skąd po całonocnym przelocie samolot ląduje w Pekinie.

medium_news_header_17385.jpg
Zamieszkałe przez 6,5 mln osób Xi’an jest głównym ośrodkiem administracyjnym prowincji Shaanxi. Kiedyś było stolicą chińskich dynastii. Tu się zaczyna Jedwabny Szlak, łączący Chiny z Europą.

Nie każdy, kto zapłacił za przelot, hotele, przejazdy i przewodnika, może zwiedzać Chiny, o czym przekonała się moja znajoma.

Po przejściu do pawilonu na pekińskim lotnisku moja znajoma kichnęła raz, potem jeszcze raz. Dostrzegł to inspektor sanitarny i kiedy podała paszport strażnikowi granicznemu, poprosił ją na rozmowę. Badanie w lotniskowym gabinecie potwierdziło, że moja znajoma gorączkuje, a to oznaczało, że zamiast podziwiać zabytki kultury chińskiej i smakować wschodnie potrawy, do końca wycieczki będzie się kurowała w szpitalu. Nie pomogło błaganie, straszenie, płacz. Było to tym dziwniejsze, że w największych miastach, a tylko do takich zaglądałem, większość młodszych mieszkańców miała zasłonięte usta i nosy. Ulice wyglądały tak, jakby jeszcze nie podniosła się mgła. To smog.

Tyle samochodów, tyle kominów i chyba ciężkie powietrze może być przyczyną zamglenia Pekinu, Szanghaju, Luoyangu, Suzhou. W innych miastach nie byłem. Przy okazji: najbardziej powszechnym autem w Pekinie (na moje oko) jest volkswagen. Najbardziej popularnym pojazdem jest rower. Niewiele mniej riksz jeździ ulicami wielkich miast.

Kto ma zamiar wybrać się do Chin, powinien mieć kieszeń pełną dolarów. Euro raczej nie chodzi. Banki, a w każdym hotelu jest placówka banku narodowego, wymienią wszystko. Za dolara dają po 8 z ułamkiem ichniego yuana. Ćwiartkowa butelka wody w sklepie i autobusie kosztuje 4 yuany, tyle samo piwo w puszce, cola – 5. Za zwykłą herbatę w herbaciarni trzeba zapłacić nawet 20 yuanów. Kawa troszeczkę jest droższa. Bejdźing kaoja, czyli kaczka po pekińsku niczym nie różniła się od tej, którą jadłem w chińskiej restauracji w Zielonej Górze, a może nawet przyrządzona w Zielonej Górze była smaczniejsza. Na jedzenie nigdy nie narzekałem, chociaż często nie wiedziałem, co jest na talerzu. Jajka na twardo, gotowane w herbacie, wyglądały jak zbuki, ale smakowały jak jajka z chrzanem. Gdyby nie kształt i kolor nie wiedziałbym, że na półmisku jest sałatka pomidorowa. Zielone ogórki też miały inny smak. To samo kapusta, kalafior i co tam jeszcze było na stole. A w ogóle to kelnerzy nie podsuwają pod nos dań, tylko układają półmiski na obrotowych nadstawkach i każdy bierze to, na co ma ochotę. Turyści biorą wszystko i nawzajem się przepytują. Gdyby spytać kelnera, pewnie by odpowiedział, ale nie wyjaśni, że bo iło gu lao żoł to wieprzowina w sosie słodko-kwaśnym, tsu liu baj tsaj – kapusta pekińska, ju mi geng – zupa kukurydziana, dziao dzy – pierożki, mi fan – ryż, baj dziou – wódka, hong cza – czarna herbata, liu cza – zielona herbata, ke le – coca cola.

Z miasta do miasta jeździłem pociągami i autokarami. Dworce kolejowe były zapchane, za to pociągi czyste i szybkie. Z Szanghaju wyjechałem wieczorem, rano byłem w Pekinie, a to około tysiąca kilometrów w wagonie sypialnym. Autostrad też musi być wiele, skoro ich numeracja jest trzycyfrowa. Przed wyjazdem do Chin trochę poczytałem o Państwie Środka. Przewodnik turystyczny podał, że jest tam 123 tys. km autostrad i dróg szybkiego ruchu.

Byłem, widziałem i drugi raz tam nie pojadę do Chińskiej Republiki Ludowej. M.in. dlatego, że byłem zdany na przewodników, a za granicą Rzeczypospolitej lubię sam zaglądać. Poza hotelem, gdzie napisy były po angielsku, czułem się jak analfabeta.

Tekst i zdjęcia

Alfred Siatecki

Plac Bramy Niebiańskiego Spokoju bardziej znany jako Tiananmen w Pekinie to jeden z największych publicznych placów na świecie. Nie każdy może tam się dostać, a kto wejdzie, będzie pod czujnym okiem tysięcy strażników bez mundurów. Wokół placu znajduje się parlament i wiele instytucji rządowych. Oraz Mauzoleum Mao Zedonga. Smog wiszący nad miastem uniemożliwia wpatrywanie się w otoczenie placu.

Ptasie Gniazdo, czyli stadion olimpijski w Pekinie, na którym w 2008 r. odbyły się ceremonie otwarcia i zamknięcia igrzysk oraz konkurencje lekkoatletyczne powstało tam, gdzie stały domu biedniejszych Chińczyków. Położony w parku Olimpijskim stadion może pomieścić 91 tys. widzów.

Od 1987 r. Wielki Mur Chiński jest na liście światowego dziedzictwa UNESCO. W 2007 r. znalazł się wśród siedmiu nowych cudów świata. Łączna długość budowli to 8,8 tys. km. Turyści mogą oglądać tylko niektóre jej fragmenty, te odrestaurowane i jako tako zabezpieczone. Najwięcej takich miejsc jest w pobliżu Pekinu.

Dopiero w 1974 r. pracujący na polu w pobliżu Xi’an chłopi odkryli to miejsce. Dziś jest ono znane jako Muzeum Terakotowej Armii. To 7,5 tys. oficerów, żołnierzy i koni naturalnej wielkości, wykonanych z wypalonej gliny. Całość znajduje się w grobowcu pierwszego chińskiego cesarza Qin Shi z III wieku p.n.e. Według wierzeń, armia miała strzec cesarza i pomóc mu odzyskać władzę w życiu pozagrobowym.

W pobliżu liczącego 2 mln mieszkańców miasta Zhengzhou znajduje się klasztor Szaolin. Na  świecie jest bardziej znany jako miejsce turystyczne niż ośrodek buddyzmu mahajana i sekty chan. Jego sława bierze się z tego, że jest to legendarne miejsce dla chińskich sztuk walki, rozpowszechnione przez kino. W pobliżu klasztoru znajduje się wiele szkół kształcących chłopców i organizujących pokazy dla turystów. Pochodząca z 495 r. świątynia buddyjska znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO.

Położony nad Jangcy Szanghaj, nazywany Paryżem Wschodu, jest największym miastem Chin. Przewodniki podają, że mieszka w nim ponad 23 mln ludzi. To ośrodek gospodarczy i finansowy, trzeci co do wielkości port na świecie, a także miasto drapaczy chmur i nowoczesnej architektury. Ci, którzy byli w Nowym Jorku twierdzą, że w sklepach przy głównej ulicy Nankińskiej można kupić to samo co w największym mieście Stanów Zjednoczonych.

To budowle postawione z myślą o turystach. Wyglądają na zabytkowe, a w rzeczywistości jeszcze pachną świeżą farbą. W Chinach chodzi o to, żeby jak najwięcej dolarów wyciągnąć z kieszeni przyjezdnych.
X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x