Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Na szlaku »
Alfa, Leonii, Tytusa , 19 kwietnia 2024

Błękitne kafelki, dobre wino i jedyny taki most

2017-02-08, Na szlaku

Już tylko dla widoku starej dzielnicy Ribeiry malowniczo położonej na Douro warto się wybrać do portugalskiego Porto.

medium_news_header_17489.jpg

A jak do tego dołożyć jeszcze intrygujące zaułki, błękitne kafle azulejos oraz kieliszek właśnie porto, to wycieczka staje się zwyczajnie intrygująca.

Do Porto poleciałam w styczniu i już wiem, że to najlepsza pora do zwiedzania tego intrygującego miasta na północy niewielkiego kraju na zachodzie Zachodniej Europy. Styczeń jest miesiącem zimowym dla Portugalczyków i wiosną dla nas ze wschodu Europy. Niezbyt wielu turystów powoduje, że nie ma tłoku, wszystkie atrakcje są dostępne bez stania w kolejkach, można spokojnie poszwendać się po malowniczych parkach i zaułkach. Oraz zrobić trochę zdjęć w miejscach, gdzie zwykle kłębią się właśnie turyści.

Długi spacer pobrzeżem Atlantyku

Zwiedzanie miasta zaczęłam bardzo nietypowo. Pojechałam bowiem na Plażę Surferów. Był styczniowy, lekko pochmurny dzień. Szeroka plaża, lekkie fale, a na nich kołyszący się surferzy. Widok doprawdy niezwykły. Ale jak wyjaśnił mi miły pan spotkany na plaży, tak się składa właśnie w styczniu, że woda jest ciepła, pianki nowej generacji chronią przed chłodem, a ludzi, w tym i adeptów pływania na desce mało, dlatego miasto i słynna plaża jest także atrakcyjna dla nich.

Od plaży przez dwa forty i pod jednym z mostów wiedzie wygodna trasa spacerowa. To szalenie atrakcyjne miejsce, bo idzie się między oceanem a bardzo wytworną dzielnicą. No i nagle zaskoczenie, bo pomiędzy tymi eleganckimi, wysmakowanymi budynkami co i krok widać stare domy. Małe, niektóre opuszczone, ale wyłożone azulejos, ceramicznymi kafelkami z reguły błękitno glazurowanymi. Ale to nie reguła, bo bywają kolorowe.

No i szlak nagle wyprowadza do pomnika Żeglarza. Ubrany w sztormiak mężczyzna stoi przy kole sterowym statku i intensywnie wpatruje się w dal. To symbol tych wszystkich żeglarzy, którzy przez wieki wyprawiali się z tego najstarszego miasta portowego w morza i oceany świata. Przecież Portugalczycy to naród żeglarzy, odkrywców, ale i kolonizatorów. Robi wrażenie i warto dodać, jest jednym ze znaków miasta.

Szlak doprowadza do ujścia rzeki Douro do Atlantyku. I tu też jest jeden z fortów, ale i dwie ostrogi wychodzące w ocean. Na jednej stoi latarnia morska, zresztą jedna z dwóch w mieście. Na obu widać mnóstwo wędkarzy. Przecież ryby i owoce morza to podstawa diety Portugalczyków.

Potem szlak wiedzie obok starych domów, gdzie można spotkać malutkie kawiarenki i rodzinne restauracje z sardynkami atlantyckimi z rusztu i do tego gotowanymi ziemniakami. To najprostszy, ale jednocześnie jeden z najsmaczniejszych posiłków w tym zachwycającym mieście.

I tak wolno idąc, obok mariny, wiszących ogrodów Pałacu Kryształowego, pod jednym z mostów Porto, obok Muzeum Wina, dochodzimy do centrum Starego Miasta, Ribeiry, miejsca, które nie pozostawia nikogo bez wzruszeń.

Otwiera się wspaniały widok na Ponte Dom Luis I. Jest to dwukondygnacyjny most stalowy, który stanowi wizytówkę Porto, a który został tak nazwany na cześć króla Ludwika I. Łączy on brzegi rzeki Douro. Jego całkowita długość to 385,25 metrów (w momencie budowy był to najdłuższy most na świecie w swojej kategorii). Budowa mostu Ponte Dom Luís I została rozpoczęta w roku 1881, a inauguracja nastąpiła 31 października 1886 roku. Projektantem mostu był inżynier Teófilo Seyrig z grupy Gustave Eiffel.

Docieram tu, kiedy zapada zmierzch, rozświetlają się światła. Robi się magicznie. Wiem, że jeszcze tu wrócę. I wracam.

Tu urodził się Harry Potter

Księgarnia Livraria Lello to kolejne miejsce, które trzeba zobaczyć. Położone w ścisłym zabytkowym centrum znane jest z przepięknego, jakby z bajki wyjętego wnętrza. Słynne kręcone schody można zobaczyć w filmach o przygodach Małego Czarodzieja, Harry Pottera.

Jak chce legenda, Joanne K. Rowling pracowała tu podczas swego pobytu i miejsce to ostatecznie ją natchnęło do napisania przygód Harry’ego oraz stało się ramą do wymyślenia Hogwartu. Zwykle płaci się 3 euro za wejście. Ja miałam szczęście, że trafiłam tam w 111 urodziny księgarni. Było tłoczno, ale nikt nie pobierał opłat.

Ta księgarnia to miejsce wymarzone i jedyne dla miłośników książek.

Tuż obok, na sąsiednim placu stoi fontanna Trzech Lwów oraz dwa słynne kościoły też wyłożone azulejos, z pysznymi wnętrzami pełnymi zabytków słynnego portugalskiego baroku. Warto, a nawet trzeba wejść, bo choć to katolickie kościoły, to jednak ich wnętrze może dostarczyć i dostarcza niezwykłych doznań.

Plątanina uliczek i sprzedawcy kasztanów

No i już czas na połażenie sobie po uliczkach. Tak po prostu, bez jakiegoś określonego planu, bez rozglądania się za zabytkami, bo tych tu co kawałek bardzo dużo można zobaczyć.

Porto to miasto położone na wielu wzgórzach. Dlatego trzeba się nastawić na nieco forsowne łażenie. Ale co krok zachwycają sklepy z lokalnymi przysmakami – winem, sardynkami w puszce, wędzonym mięsem, w tym dla nas egzotycznymi świńskimi łbami, owocami, orzechami i czym kto chce. Poza tym jest tu zatrzęsienie ciekawych antykwariatów, dobrych sklepów, kawiarni, restauracji i to na każdą cenę.

Na wielu skrzyżowaniach i obowiązkowo przy Dworcu Kolejowym Sao Bento – jeden ze znaków turystycznych Porto – stoją sprzedawcy pieczonych kasztanów. I co dziwne, nie są oni nastawieni na turystów, ale właśnie dla Portugalczyków, bo to ich podstawowy przysmak. Poza tym można się natknąć na sklep z wyposażeniem baletowym – to rzadkość i coś pięknego. Poza tym warto pooglądać sklepy z zabawkami, bo ich witryny zmieniają się codziennie.

No i zwyczajnie trzeba wejść do najpiękniejszej ponoć restauracji sieci McDonald’s. I w tym przypadku określenie restauracja nie jest na wyrost. To miejsce znacznie się różni od typowych McDonald’s, jakie można spotkać wszędzie. Jest bowiem utrzymane w stylu Art Deco. Tak, tak, w tym barokowym mieście mamy wnętrze jakby prosto z Pragi czeskiej.

A przed restauracją zwykle urzęduje jeden albo dwóch pucybutów. Nie spróbowałam tej atrakcji. Moje nubukowe buty do chodzenia po górach zwyczajnie nie potrzebowały usług pucybuta. Zresztą chyba jakoś by mnie uwierało korzystanie z usług akurat tego specjalisty. Ale trochę się gapię.

Wyczerpujący dzień kończę oczywiście na Ribeirze. Tu kawa, kieliszek porto i czekanie na naturalny spektakl, jakim jest wolno zachodzące Słońce i rozświetlanie się lampami elektrycznymi tego czarownego miejsca. Jeszcze tu wrócę. I wracam.

Renata Ochwat

0.1.JPG
1.10.JPG
2.11.JPG
3.12.JPG
4.13.JPG
5.2.JPG
6.3.JPG
7.4.JPG
8.5.JPG
9.6.JPG
10.8.JPG
11.9.JPG
0
01234567891011

Warto wiedzieć

O Porto, najstarszym mieście w Portugalii, od którego ten czarowny kraj wziął nazwę, jest cała wielka biblioteka, dlatego nie uważałam za słuszne opisywać szczegółowo zabytków.

Po Porto najlepiej poruszać się metrem i miejskimi autobusami. Nowoczesne metro jest świetnie oznaczone. Komunikaty podawane są też po angielsku. Raczej trudno się zgubić. Obowiązuje zintegrowana karta podróży, niezbędna, aby zakupić bilety pojedyncze lub dobowe lub tygodniowe. Przy wejściu do metra stoją słupki-czytniki, tu się jakby kasuje bilety. I nie warto zapomnieć tego zrobić, bo kary są dotkliwe. Jak kto nie bardzo wie, jak to zrobić, nie musi się martwić. Zawsze się znajdzie pracownik metra, który pomoże. Nawet jak nie mówi po angielsku, to i tak pomoże. Portugalczycy jakoś tak mają, że się dogadują nawet z Chińczykami, co mówić z nami, Polakami.

Już na lotnisku można się zaopatrzyć w darmowe mapki miasta i komunikacji. Rozeznanie się w siatce połączeń nie zabiera dużo czasu.

Ceny żywności w lokalnych sklepach są na poziomie polskich. W Portugalii poza Lidlem istnieje tylko jedna podobna sieć, ich własna. Od znanych nam Biedronek czy Netto różni się tylko intensywnym zapachem ryb i owoców morza. Poza tym trzeba wiedzieć, że oprócz sera, bułek, mleka i innych typowych produktów można tam kupić naprawdę dobre wino za bardzo nieduży pieniądz – od 2 euro wzwyż… Te za 2 euro to u nas kosztują coś w okolicach 20 zł, ale przecież jesteśmy w jednym z centrów i serc produkcji tego wyśmienitego trunku.

Wino z doliny Douro jest wpisane na listę Niematerialnego Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Samo Porto również, ale już jako dziedzictwo materialne.

Kieliszek porto na Ribeirze albo na drugim brzegu rzeki to wydatek 2 do 4 euro. Ja trafiałam w miejsca, gdzie płaciłam 2 euro.

Cena kawy w restauracyjkach i kawiarniach waha się od 80 centów do 3 euro. Ale można być mile zaskoczonym, kiedy w samym centrum dostanie się znakomitą kawę za 1,50 euro, czyli za 6 zł. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x