Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Na szlaku »
Hugona, Piotra, Roberty , 29 kwietnia 2024

Z wizytą w ukochanym miejscu Fryderyka II Wielkiego

2015-10-14, Na szlaku

Już tylko kompleks Sansoucci warty jest wycieczki do Poczdamu.

medium_news_header_12749.jpg

A przecież samo miasto oferuje tyle różnych atrakcji, że warto nie jeden, a kilka dni poświęcić, aby dobrze się w nim rozejrzeć.

Poczdam, podobnie jak i Berlin leży w zasięgu ręki. Wystarczy tylko chcieć. Można do niego dojechać w dwojaki sposób – koleją przez Kostrzyn i Berlin Lichtenberg, a potem S7. Albo samochodem. My tym razem wybraliśmy wariant samochodem. Wyruszamy spod pomnika Mickiewicza o 7.00, aby o 11.00 zaparkować na tyłach Neue Pale – uwaga: miejsca do stawiana samochodów są bezpłatne, co jest istotne. I zaczynam naszą przygodę z pięknym parkiem wpisanym na  Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Nowy Pałac czyli Fanfaronada

O Poczdamie napisano bardzo wiele, tak więc nie ma sensu powtarzać przewodników. Dość powiedzieć, że ta wioska zawdzięcza swej miejski charakter oraz wygląd obecnemu od 1415 w Berlinie domowi Hohenzollern, a zwłaszcza najwybitniejszemu jego przedstawicielowi – Fryderykowi II Wielkiemu, w Polsce pogardliwie nazywanego Starym Frycem. Trudno się też i dziwić, bo to on doprowadził do I rozbioru Polski.

Także on nakazał budowę Nowego Pałacu po zwycięskiej wojnie siedmioletniej. Nie lubił tego miejsca, i pogardliwie nazywał swoją Fanfaronadą. Bo rzeczywiście pałac jest ozdobny, wnętrza też ma wyszukane.

Od jakiegoś czasu zwiedzanie jest proste, ponieważ w cenie biletu – 8 euro jest tzw. Tourguide, czyli urządzenie z nagranym tekstem po polsku. Każdy sobie sam idzie i słucha, co mu przewodnik o pałacowych wnętrzach opowiada. Na zwiedzanie trzeba przeznaczyć około 1 do 1,5 godziny.

Do ślicznego pałacu

Po zwiedzeniu pałacu ruszamy w park. Kusi nas główna aleja, ale warto od niej odbić w kierunku na Charlottenhof, to klasycystyczna willa w pięknym otoczeniu, która była przeznaczona dla Fryderyka Wilhelma IV, ostatniego pruskiego króla i jego żony. Władca jednak nie chciał tam mieszkać, bo imponował mu jego przodek, król Fryderyk II Wielki, i chciał mieszkać tam, gdzie on. Dość dodać, że Fryderyk Wilhelm IV to ten, który pod koniec życia stracił rozum i obowiązki kierowania krajem przejął jego młodszy brat Wilhelm, obwołany cesarzem Wilhelmem I. Miał wdzięczny przydomek – cesarz od kartaczy.

Charlottenhof zwykle jest zamknięty, więc ruszamy dalej ku Rzymskiej Willi. I właśnie wraz z nią przenosimy się do Toskanii. Tu obowiązują bilety, ale raczej nie warto wchodzić do wnętrza, bo jest puste, stoi tam antyczna wanna oraz trzy rzymskie posągi. Droga wiedzie teraz do kolejnej willi nad wodą oraz obok szkółki roślinnej zaopatrującej cały kompleks w kwiaty. Następnie trafiamy do chińskiej herbaciarni, która nie pełni tej roli. Warto ją jednak obejrzeć, bo jest najbardziej egzotycznym budynkiem w całym kompleksie. Wchodzić do wnętrza również nie warto, bo jest puste.

Po obejrzeniu droga wyprowadza na główną aleję, po chwili mijamy Starą Oranżerię, która do dziś jest oranżerią oraz… najbardziej upragnionym adresem w Poczdamie, bo w części pomieszczeń mieszkają pracownicy kompleksu.

Z ziemniakiem na pamięć

I powoli dochodzimy do najpiękniejszego budynku – pałacu Sansoucci, czyli Bez Trosk. Wybudował go sobie Fryderyk II Wielki i było o najbardziej ukochane jego miejsce na ziemi. Spędzał tu lata, na zimę się przenosił do Berlina, bo  w pałacu nie ma pieców. Ale pod koniec życia zamieszkał tu na stałe. Zdziwaczał i popadł w dziwne stany umysłowe. W testamencie nakazał, aby go tu pochować, wśród swoich psów. Zadość woli królewskiej stała się dopiero po zjednoczeniu  Niemiec. Fryderyk spoczywa rzeczywiście w otoczeniu swoich psów, na trawniku po prawej stronie, jak się stoi twarzą do fasady. Nie sposób przeoczyć prostej piaskowcowej płyty z napisem Friedrich die Grosse, bo leżą zwykle na niej ziemniaki. To znak pamięci, że oświecony władca, nakazując uprawę tego warzywa, na zawsze zlikwidował problem głodu w Prusach. A że początkowo sadzenie i zbiór odbywały się pod lufami królewskich żołnierzy, to już inna bajka.

Gustawem po Haweli

Po spacerze, który jednak trochę czasu zajmuje, warto się wybrać na rejs Białej Floty – bo można zobaczyć wiele innych zabytków związanych z Hohenzollernami. My mieliśmy szczęście, trafił nam się zabytkowy parowiec Gustaw z 1906 roku. Było jak na porządnym statku – komin się składał i rozkładał po przekroczeniu mostu, pan palacz szuflował węgiel, kelnerzy roznosili piwo. A widoki jedyne w swoim rodzaju, bo i na bajeczny pałac Babelsberg, co do dziś przyprawia o zawrót głowy i niedowierzanie architektów i na dziwadło – pałac Fryderyka Wilhelma II na Pawiej Wyspie i na piękny kościół Zbawiciela nad samym brzegiem rzeki oraz na Cecilienhof, pałac, gdzie podpisano Traktat Poczdamski zatwierdzający na pół wiek podział Europy.

Jednak olbrzymim doświadczeniem jest przepłynięcie pod mostem Gliniecke, czyli pod słynnym Mostem Szpiegów. Tam w czasach zimnej wojny trzykrotnie USA i ZSRR wymieniały swoich szpiegów. W drugiej udział wzięło dwóch słynnych Polaków – Marian Zacharski i Jerzy Pawłowski.

Rejs trwa półtorej godziny, kosztuje 14 euro, piwo na statku 3,40 euro.

Do innych zakątków Europy w Poczdamie

Z przystani prosta droga prowadzi do Dzielnicy Holenderskiej. Po lewej ręce mamy Muzeum Filmowe Babelsberg, ale to wyprawa na inną okazję. Po prawej odbudowany Zamek Królewski. Zza niego majaczy kopuła kościoła św. Mikołaja zaprojektowanego przez Carla Schinkla. Po 10 minutach zaczynają się pokazywać charakterystyczne czerwone budynku. To 134 budowle wzniesione w stylu holenderskiego baroku, największe takie skupisko poza Holandią. To tu mieszkali holenderscy osadnicy sprowadzeni do Prus przez króla Fryderyka Wilhelma I i jego syna Fryderyka II Wielkiego do melioracji podmokłych ziem Poczdamu właśnie i Berlina.

Można tu zjeść coś pysznego, ale nas pociągnęło do Aleksandrowki, czyli do Rosji z 1809 roku. To 12 plus jeden i plus jeden oraz cerkiew – tak, tak, w taki sposób się podaje liczbę domów na Aleksandrowce, domów w tradycyjnym rosyjskim stylu. To były domy podarowane przez króla Fryderyka Wilhelma III 12 muzykom z rosyjskiej kapeli, jacy zapragnęli się tu osiedlić. A wzięli oni udział w walkach z Napoleonem. Do dziś mieszkają to potomkowie dwóch osadników.

Tu też działa klimatyczna knajpka. Zupa solianka plus moskiewskie piwo to wydatek rzędu 8 euro. Tu też kończy się nasz szlak. Na pewno wrócimy tu kolejny raz, kolejny raz do Poczdamu, barkowej perły domu Hohenzollern.

Tym razem pisząca te słowa gadała non stop, bo robiła za przewodnika, a słuchali jej przemili znajomi, którzy uznali, że się do tej roli nada.

I jeszcze jedno. Zanim do Poczdamu, to warto sobie poczytać o Fryderyku II Wielkim choćby książkę Niny Kracherowej „Partyzant moralności” czy Stanisława Salmonowicza „Fryderyk Wielki”, Barbary Szymczyk „Fryderyk Wielki” oraz kilka innych książek odnoszących się do innych władców z tej niepospolitej dynastii. Bo kłopot z Hohenzollernami polega między innymi i na tym, że powtarzalność imion powoduje, iż zgubić się siatce genealogicznej jest niezmiernie łatwo.

Renata Ochwat

Fot. Dagmara Kotwicka

0.fanfaronada2.jpg
1.ganfaronada1.jpg
2.gustaw.jpg
3.herbaciarnia.jpg
4.holendrz.jpg
5.kosciol.jpg
6.mostszpiegow.jpg
7.sansoucci.jpg
8.zbiorowka.jpg
0
012345678

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x