2013-06-11, Czytaj ze mną
Wielu mieszkańców Gorzowa i regionu ma kresowe korzenie. Przez lata był to temat tabu, a sentyment do tamtych stron uznawano za niepolityczny. Nareszcie nikt nie ogranicza pisania ani wydawania książek o miejscach rodzinnych.
W ubiegłym roku ukazała się książka „Wracajcie w gościnę” (pisałam o niej w jednym z pierwszych moich opowiastek w tym blogu) o rodzinach Dudziaków i Kuterebów rodem z Rychcic koło Drohobycza, po wojnie mieszkańców wsi w gminie Witnica.
A czy wiecie, gdzie leży Dżurków? Chyba tylko nieliczni odpowiedzą twierdząco, bo dawnego Dżurkowa już nie ma, a jest ukraiński Dziurkiw. Tamten, polski, przedwojenny Dżurków leżał w na Pokuciu, w powiecie Kołomyja, był dużą wsią liczącą prawie trzy tysiące mieszkańców, ale spośród których Polacy stanowili mniej niż połowę. Ci Polacy po zakończeniu wojny jechali na ziemie zachodnie w dwóch transportach: jeden skierowano w okolice Wałbrzycha, więc tam się osiedlili, a drugi dotarł do Witnicy. Mieszkańcy Dżurkowa zajęli wolne gospodarstwa w okolicznych wsiach. W rodzinie osiadłej w Kamieniu Małym był sześcioletni chłopak, po latach starosta gorzowski, wcześniej dyrektor Liceum i przewodniczący Rady Miasta Kostrzyna. No i teraz, gdy skończył pracę zawodową, ten chłopak, czyli Józef Żarski postanowił zachować swoją wieś na łamach książki. Tak powstała rzecz zatytułowana „Dżurków – ziemia ojców naszych” wydana niedawno przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Kostrzynie.
Z czasów Dżurkowa mały Józek zapamiętał tylko jedno zdarzenie. Pisze o nim: „Miałem niespełna pięć lat, gdy banderowcy w nocy z 14 na 15 marca 1944 roku podpalili nasz dom. Uciekaliśmy przez pola w kierunku rzeki. Do dziś słyszę świst kul nad naszymi głowami. Rano wróciliśmy do domu. Zastaliśmy pogorzelisko. Wszystko było spalone: zwierzęta, zboże, cały dorobek materialny moich rodziców. Pozostały tylko resztki zboża w nadpalonych workach. Ale żyliśmy…”
Wiele polskich rodzin doznało wtedy krzywdy ze strony Ukraińców. To boli do dziś. W książce Józefa Żarskiego członkowie kilku rodzin opowiadają o tamtym pogromie. Z poczuciem niesprawiedliwości mówią nawet ludzie, którzy urodzili się już tutaj, po wojnie, bo tamte doznania wyssali z mlekiem matki. Jak z tym żyć? O potrzebie naprawienia po latach relacji polsko-ukraińskich debatuje się na najwyższym szczeblu. Józef Żarski swoją książkę opatrzył mottem: Możemy wszystko przebaczyć, nie wolno nam niczego zapomnieć.
To nie jest książka zrodzona z sentymentu, a książka historyka, który życie przedwojennej wsi chciał pokazać obiektywnie. Ale wielka historia o jednej wsi mówi niewiele, natomiast dla żyjących tam ludzi była ona centrum świata. Józef Żarski dotarł chyba do wszystkich żyjących mieszkańców Dżurkowa, do ich dzieci i wnucząt, wysłuchał i spisał ich opowieści, z rodzinnych szuflad wydobył mnóstwo dokumentów i zdjęć. Z niekłamanym zainteresowaniem oglądałam zdjęcia, czytałam dokumenty pisane najpierw po niemiecku, rosyjsku, wreszcie po polsku. Autor zadbał o szczegółowe podpisy; tylko w wyjątkowych przypadkach nie udało mu się ustalić imienia i nazwiska postaci na zdjęciu W nagromadzeniu materiału, w osobistym zaangażowaniu w jego pozyskanie wyraża się sentyment autora, który wzrastał w atmosferze miłości do tamtej wsi. I w atmosferze miłości dla Polski bardzo starannie budowanej w okresie międzywojennym, szczególnie na tamtym terenie, gdzie obok siebie mieszkali Polacy, Ukraińcy i Żydzi. Spośród mieszkańców Dżurkowa wielu młodych ludzi służyło w Wojsku Polskim, walczyło w II wojnie w strukturach oficjalnych i podziemnych, wielu straciło życie.
Józef Żarski w oddzielnym rozdziale opowiedział o losach jednej rodziny – muzycznie uzdolnionych Skowrońskich wywodzących się z małego Dżurkowa, którzy walczyli i ginęli za Warszawę. Ojciec – Rudolf Skowroński był przed wojną zawodowym wojskowym w otoczeniu marszałka Piłsudskiego, został rozstrzelany w Warszawie. Matka – Stanisława, nauczycielka w szkołach podstawowych, była więziona w Ravensbrück. Ich syn Eugeniusz – także rozstrzelany w Warszawie, bliźniaczki – Zofia i Krystyna zmarły w okresie wojny m. in. na skutek warunków życia, Helena też zmarła po wojnie w Warszawie. Jedynie syn Juliusz przeżył wojnę, choć walczył w powstaniu warszawskim i był więźniem stalagu w Łambinowicach. Świetnie grał na saksofonie i klarnecie, więc po wojnie był cenionym muzykiem najlepszych zespołów rozrywkowych, propagatorem jazzu, na ile to wówczas było możliwe, akompaniował gwiazdom piosenki jak Natasza Zylska, Janusz Gniatkowski, Jan Danek, często występował w Polskim Radiu. Wielu znanych ludzi ma swoje korzenie w kresowych wsiach; z sąsiadującego z Dżurkowem Grodźca wywodzi się Jerzy Kawalerowicz, jeden z najlepszych polskich reżyserów filmowych.
W połowie lat 90. byłam na wycieczce na Kresy, zatrzymaliśmy się na jeden dzień w Kołomyi. Wtedy jeden z uczestników wycieczki urwał się, zamówił taksówkę i pojechał do wsi, z której się wywodzi. Nawet krótką chwilę na niego czekaliśmy, ale nikt nie miał o to pretensji. On musiał być tam, gdzie się urodził. Wtedy nie wiedziałam, że w taki sposób Józef Żarski po raz pierwszy po wielu latach dotarł do Dżurkowa i że podczas tej wizyty zrodził się pomysł odszukania dawnych mieszkańców tej wsi i napisania książki.
Drugi wyjazd w rodzinne strony, przede wszystkim do Dżurkowa, Józef Żarski zorganizował dla całej rodziny w 2011 roku. W książce mamy relację z tej podróży, ze spotkania z obecnymi mieszkańcami, z władzami wsi, gdzie goście byli bardzo serdecznie przyjęci.
Książka o Dżurkowie Józefa Żarskiego jest książką rodzinną, a jednocześnie ważną dla pokazania procesów społecznych, które toczyły się i jeszcze toczą w pokoleniu autora.
***
Książkę „Dżurków – ziemia ojców naszych” można kupić w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Kostrzynie nad Odrą.
Po raz pierwszy zapraszam do czytania „Pegaza Lubuskiego” online, a nie na wydruku. Bo nie ma wydruku, nie było także zwyczajowej promocji numeru z udziałem autorów tekstów i osób zainteresowanych literaturą tworzoną w Gorzowie. Takie czasy. Ale czytać można.