Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Czytaj ze mną »
Agnieszki, Amalii, Czecha , 20 kwietnia 2024

O polsko-niemieckim wyciąganiu ręki ku sobie

2013-10-01, Czytaj ze mną

medium_news_header_5132.jpg

Przed laty dość często przed domem zamieszkałym teraz przez Polaków stawali mieszkający tu dawniej Niemcy. Zdarzało się, że aktualny gospodarz nie wpuszczał poprzednich, ale najczęściej byli oni przyjmowali życzliwie, częstowani kawą i ciastem, zawiązywały się kontakty, czasami nawet przyjaźnie. Polscy mieszkańcy niemieckich dawniej domów zazwyczaj też musieli opuścić swoje domy na wschodzie, więc rozumieli zwyczajną, ludzką tęsknotę za miejscami dzieciństwa. I wyciągali przyjazną rękę.

A przecież jeszcze długo po wojnie programowo wpajano Polakom polityczną nienawiść do wszystkich Niemców, jako że to przecież oni wywołali wojnę… Tymczasem w płaszczyźnie międzyludzkich kontaktów częstsze było życzliwe wzajemne rozumienie. O tych początkowo nieśmiałych, potem stopniowo rozszerzanych, aż do oficjalnych polsko-niemieckich kontaktów miast i wsi traktuje książka zainicjowana przez Zbigniewa Czarnucha pod tytułem „Samozwańcze konsulaty. Rzecz o emocjonalnym stosunku Niemców i Polaków do tego samego skrawka ziemi”.

Początek dali landsberczycy

Początek  pojednaniu dał Hans Beske – duchowy przewódca landsberczyków, który ideę wspólnej pracy na rzecz Gorzowa głosił od wczesnych lat 70. W Gorzowie znalazł zrozumienie, choć ciągle było to stąpanie po cienkim lodzie. Ale z roku na rok jego idea zyskiwała coraz więcej zwolenników. Po 1989 roku otwartość obu stron była już oczywista. Wiele miast podpisało umowy o współpracy z niemieckimi miastami, które były patronami ziomków. Niemcy przyjeżdżali przede wszystkim po wspomnienia, ale także bardzo wiele robili dla upamiętnienia swojej historii: stawiali pamiątkowe kamienie na cmentarzach, dostarczali dawne zdjęcia i materiały historyczne, w Gorzowie odtworzyli fontannę Pauckscha, na 750-lecie miasta ufundowali Dzwon Pokoju. Teraz niemiecka historia naszych ziem jest dla nas oczywistością. Wspólnym pojednaniem kończy się trudny proces, w którym na początku wszyscy byli dla siebie wrogami.

Jak to było u nich

Książkę o tych procesach rozpoczyna długi esej Zbigniewa Czarnucha o społecznej sytuacji po niemieckiej i po polskiej stronie. Niemcy, którzy musieli opuścić nasze strony, traktowali tę decyzję zwycięzców wojny jako ogromnie dla nich krzywdzącą. Zwłaszcza, że w niemieckich miastach i wsiach wcale nie przyjmowano ich z otwartymi ramionami. Oni, wysiedleni, także byli traktowani jako zbędni, niepotrzebni w nowych środowiskach. A przecież musieli tam swój świat budować od początku, bo tu pozostawili domy, wspomnienia, korzenie. Zaczęli więc od jednoczenia się we wspólnoty religijne, szukali dawnych sąsiadów, ustalali miejsca dorocznych spotkań. Długo nie mogli odwiedzać rodzinnych stron, bo Polska zamknęła swoje granice przed nimi, obcymi.

Idea Hansa Beske, aby w tych warunkach jednoczyć dawnych i nowych mieszkańców dla dobra wspólnego miasta, była wręcz utopią. Przecież Polacy także najpierw przez wiele lat mieli poczucie tymczasowości, a swoją przyszłość budowali na zniszczeniu wszystkiego, co niemieckie. Ale myśl, aby z polityką wygrały prawa człowieka, szerzyła się systematycznie.   

Opowieści bardzo osobiste

W książce dwunastu polskich i ośmiu niemieckich autorów wspomina przebieg tego zbliżania w Gorzowie, Witnicy, Sulęcinie, Międzyrzeczu, Skwierzynie, Barlinku, Dębnie i w innych sąsiednich miejscowościach. Są to opowieści bardzo osobiste o własnym udziale autorów w budowaniu polsko-niemieckich pomostów. O początkowej nieufności, ale przede wszystkim o ludzkiej życzliwości, o radości ze zwykłego gestu. Pamiętać przy tym trzeba, że jako pierwsi rękę do pojednania wyciągali Niemcy. Oni też obawiali się odrzucenia przez nas ich starań o dawniej swoje miasta i wsie. A przecież się udało. Nam, mieszkańcom Gorzowa, może być miło, że to od nas, od rozsądku Hansa Beske, gorzowskich władz, a także – choć bez rozgłosu – akceptacji księdza biskupa Wilhelma Pluty ten proces miał szansę się szerzyć.    

Ochodzą

W ostatnich latach rozwiązują się stowarzyszenia ziomkowskie, odchodzą ci, którzy proces ten budowali. Książka o „Samozwańczych konsulatach” zatrzymuje dla przyszłych pokoleń kolejne etapy jednania się niegdyś wrogów, a obecnie przyjaciół oraz upamiętnia ludzi, którzy na jego rzecz pracowali. Bardzo ważna i potrzebna dla wczoraj i dziś naszego regionu.

*

„Samozwańcze konsulaty. Rzecz o emocjonalnym stosunku Niemców i Polaków do tego samego skrawka ziemi”, koncepcja, wybór i współautorstwo Zbigniew Czarnuch, wydawcy: Polsko-Niemieckie Stowarzyszenie Educatio Pro Europa Viadrina i Towarzystwo Przyjaciół Archiwum i Pamiątek Przeszłości, Witnica - Gorzów 2013,  s. 368 tekstu + 40 stron ilustracji.

Promocja książki odbędzie się 8 października o godz. 17.00 jako pierwsza impreza w nowym budynku Archiwum Państwowego przy ul. Mościckiego 7.            

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x