2013-12-29, Czytaj ze mną
Krótko przed Świętami ukazał się drugi w tym roku numer „Lamusa”, dwunasty za nowej redakcji i 28 w swojej historii.
Dwunasty: dialog loci
O historii może kiedyś jeszcze napiszę. Nowa redakcja to: Gabriela Balcerzak jako redaktor naczelna, także Zbigniew Sejwa i Monika Szalczyńska jako redaktor graficzny. Od 2008 roku ten zespół wydaje w Kamienicy Artystycznej „Lamus” pismo kulturalno-artystyczne, które ukazuje się co pół roku, a każdy numer ma inny temat wiodący. Były już: 1 - Dialog idei 2 – Pamięć, 3 – Pośpiech, 4 – Podróże, Mistrzowie, 5 – Płeć kultury, 6 – Kontrkultura i inne rewolty, 7 – Miejsca, 8 – Fotografia/Refleksy, 9 – Degradacje, 10 – Tolerancja: Mitologizacje?, 11 – Pospolitość. Najnowszy, 12 ma podtytuł Dialog loci.
Podczas promocyjnego spotkania red. Gabriela Balcerzakowa rekomendowała pismo jako międzyuczelniane, w którym swoje artykuły publikują specjaliści różnych dziedzin i z różnych polskich ośrodków akademickich, a czasami nawet zagranicznych. W „Od redakcji” napisała: Zamierzamy przyjrzeć się rozmaitym sposobom wypełniania i konkretyzowania miejsc, czyli architekturze; ściślej zaś – każdorazowo przez architekturę (i architekta) podejmowanym dyskursem z miejscem, rozmaitym interakcjom (ideowym i rzeczywistym) z takiej dyskusji wywiedzionym oraz odległym nieraz ich skutkom.
Moja królowa
Tu muszę złożyć osobistą deklarację: kocham architekturę. Podziwiam architektów tworzących świat, który otacza im współczesnych oraz parę następnych pokoleń, fascynuje mnie ich wyobraźnia uzewnętrzniona w bryle wpisanej w sąsiedztwo przyrody lub innych brył tworzących całość. Architekturę traktuję jako królową sztuk. Z takim dawno ukształtowanym przekonaniem przystąpiłam do czytania ostatniego „Lamusa”.
Wykaz, przepraszam, że długi
Kolejne artykuły tego numeru:
Co z wykazu wynika?
Świadomie przedstawiłam ten dość długi spis artykułów, by pokazać ich nie tyle rozmaitość, co przypadkowość. Nie mogę się dopatrzeć związków między nimi. W moim odczuciu „dialog loci” jest dla nich taką samą daleką płaszczyzną jak parę innych o podobnym stopniu ogólności np. ludzkie pomysły, świat się zmienia albo co pan (pani) ma w szufladzie. Każdy sam w sobie niesie coś ciekawego, ale przecież wokół nas jest bardzo dużo ciekawych problemów, ludzi i spraw, dlaczego więc te, a nie inne znalazły się w piśmie „Lamus” – nie wiem. Podejmowane problemy bardzo luźno wiążą się z naszym miastem i regionem, bo w takim samym stopniu dotyczą innych miast i regionów. Tylko Barbara Grumber dodała zdanko o gorzowskiej Dominancie (Co się działo w głowie projektanta gorzowskiej Dominanty, wolę się nawet nie domyślać). Natomiast jestem przekonana, że pokazując zdjęcie domu towarowego Tietza w Berlinie, Katarzyna Janicka nie wiedziała, iż twórcy tego domu – Herman Tietz i jego bratankowie – Oskar i Leonard urodzili się w pobliskim Międzychodzie.
Zazwyczaj redakcja dawała szansę pokazania się na łamach „Lamusa” zaproszonym gorzowianom, najczęściej pracownikom naukowym z PWSZ. Tu nie ma nikogo spośród naszych humanistów. A tak się właśnie składa, że czytałam niedawno na wydruku szkice doktora Macieja Dudziaka z PWSZ na temat wpływu miejsca na człowieka. Na wydruku, bo nie ma funduszy na książkę.
Świat czy Gorzów?
Poddaję tu pod dyskusję dylemat stary jak świat: czy w Gorzowie powinniśmy zajmować się światem, czy raczej eksponować swój świat, swoje miasto, swoich ludzi, swoje problemy. Od lat opowiadam się za „swoim światem”, bo nikt za nas tego nie zrobi, natomiast reszta świata świetnie da sobie radę bez zaproszonych za nasze pieniądze gości. Rozumiem jednak, że są tacy, którzy niezależnie od miejsca zamieszkania chcą zajmować się światem. Ale ile świata powinno być w piśmie wydawanym w Gorzowie za pieniądze gorzowskich podatników? Od 1993 do 2008, czyli przez 15 lat „Lamus” był pismem wyłącznie gorzowskim, czyli podejmującym problemy dotyczące miasta, których autorami byli przede wszystkim gorzowianie. Pismo było wtedy płaszczyzną prezentacji dokonań ludzi kultury, regionalistów, naukowców zajmujących się miastem. Wokół tytułu skupił się zespół miejscowych autorów. Wraz z nową formułą pisma stracili oni płaszczyznę prezentacji swoich przemyśleń i dorobku.
Dwa gorzowskie akcenty
Są jednak w ostatnim „Lamusie” dwa mocne akcenty gorzowskie. Pierwszy to obrazy Jerzego Michalskiego. Szkoda jednak, że nie w głównej notce o malarzu, a dopiero w tekście o nim zawarta jest informacja, że urodził się w Gorzowie. Szkic Grażyny Banaszkiewicz (reżyserka filmów m. in o sztuce) pt. „Amfilada do Nike” o twórczości Michalskiego to – moim zdaniem – najlepszy materiał w numerze. Tu także ciekawa wzmianka o Akademii Jana Korcza, w której pierwsze kroki robił Jerzy Michalski. Teraz mieszka on na końcu świata – na Tasmanii. Szkoda także, że czarno-biała formuła pisma odebrała tym obrazom kapitalną kolorystykę z ulubionym przez artystę kolorem czerwonym. Mimo to bronią się one znakomicie klimatem i kompozycją.
Obrazy Jerzego Michalskiego obficie wykorzystała Monika Szalczyńska do zbudowania świetnej strony graficznej numeru. Brawo! Monika kapitalnie je dobrała, a nawet zwielokrotniła ich życie przez powtarzalność fragmentów. Ta młoda artystka gorzowska miała szczęście, że redakcja dała jej szansę pokazania swoich umiejętności plastycznych. Inni gorzowianie takiej możliwości nie mieli.
Sześciu czy więcej?
Nie wiem, ilu gorzowian zainteresują artykuły zmieszczone w „Lamusie”. Nie wiem, ile osób w całym kraju kupi pismo rozprowadzane m. in. przez Empik. W Ameryce ustalono, że artykuł w piśmie naukowym czyta przeciętnie sześć osób. Wierzę, że w tym aspekcie jesteśmy lepsi od Ameryki.
***
Podczas wieczoru promocyjnego pismo było rozdawane za darmo. Może zainteresowani dostaną je w „Lamusie” także za dziękuję. Do kupienia we wszystkich salonach Empiku.
Po raz pierwszy zapraszam do czytania „Pegaza Lubuskiego” online, a nie na wydruku. Bo nie ma wydruku, nie było także zwyczajowej promocji numeru z udziałem autorów tekstów i osób zainteresowanych literaturą tworzoną w Gorzowie. Takie czasy. Ale czytać można.