2016-09-10, Czytaj ze mną
Urząd Marszałkowski jest wydawcą książki „Świat militariów i fortyfikacji” w serii „Lubuskie po drodze”. Województwo lubuskie obejmuje ziemie zawsze przygraniczne, które przez wieki były terenami militarnych zmagań. Książka uświadamia, że niemal w każdej lubuskiej miejscowości są relikty walk lub form obrony.
Wstęp rozpoczyna się baśniowo i magicznie: Przyłóż ucho do ziemi, a być może usłyszysz szczęk oręża i tętent kopyt koni, które zmierzają w cwale na siły nieprzyjaciela. W cieniu wysokich miejskich murów może dojrzysz majaczącą postać rycerza – obrońcy, który raniony dawno temu usnął snem wiecznym. Pod kopułą bojowych schronów w labiryncie podziemnych korytarzy może wciąż niesie się echo wystrzałów z haubic, warczących gromów wysyłanych z ziemi.
Książka ma format dużego kwadratu, z trójdzielnym układem stron: dwie szpalty zajmuje opis zabytku, a jedną – atrakcje w okolicy. Miejscowościom z ważniejszymi zabytkami poświęcono dwie strony, pozostałym po jednej. Opisy są rzeczowe, interesująco podane, napisane dobrym językiem.
Pierwszy rozdział, zasadniczy i najobszerniejszy pod tytułem „Mury, co historię zwycięstw i klęsk pamiętają…” prezentuje 30 miejscowości, w których zachowały się materialne ślady świata militariów. W Gorzowie zasadniczym prezentowanym obiektem są mury miejskie przy ul. Zabytkowej, natomiast do atrakcji prezentowanych na marginesie zaliczono Muzeum Lubuskie z redutą na szczycie wzniesienia w jego parku, katedrę oraz galerię prac Władysława Hasiora.
Więcej moich zastrzeżeń budzą informacje dodane. Na przykład zmotoryzowanych informuje się, że w Gorzowie najbliższy parking znajduje się przy ulicy Berlinga. Gdzie Rzym, gdzie Krym? Natomiast zwiedzającym Santok, a nie Gorzów zaproponowano obejrzenie najstarszego na świecie lodołamacza „Kuny” przy gorzowskim nabrzeżu Warty. Przy Santoku jest też notka dla mnie kuriozalna: Na pytanie o nazwę najdłuższej rzeki świata niemal każdy gorzowianin odpowie bez wahania: Kłodawka. Jej rzeczywista długość nie ma tu absolutnie nic do rzeczy, bo czyż jest na świecie drugi ciek wodny opływający jednocześnie Wenecję i Casablancę? Ja postawiłabym raczej pytania, ilu gorzowian pamięta, gdzie była Wenecja, a gdzie Casablanca. Takie nazwy nosiły po wojnie dwa lokale, nieistniejące już od pół wieku: „Wenecję” rozebrano, a dawna „Casablanca” parę razy zmieniała nazwę.
Zamieszczenie takich wiadomości jest dla mnie sygnałem, że autorzy pracujący na zlecenie Urzędu Marszałkowskiego czerpali wiedzę z jakich starych źródeł, bez konsultacji z lokalnymi władzami lub przewodnikami turystycznymi. W stopce podano nazwiska siedmiu autorów tekstów, ale nie sposób ustalić, kto z nich wprowadził takie kuriozalne informacje.
Rozdział drugi „Ożywiając minione epoki. Rekonstrukcje bitew, turnieje rycerskie” zaprezentowano imprezy cykliczne związane z militariami. W Gorzowie takich nie mamy, najbliższe są w Kostrzynie („Dni Twierdzy”), w Międzyrzeczu („Rajd Karabanowa”) i w Skwierzynie (M.A.S.H.). Niestety, nie podano, kiedy się odbywają.
Książkę kończy rozdział „Śladem miecza, chorągwi i murów obronnych. Wycieczki z historią”, w którym zaproponowano sześć wycieczek samochodowych, w tym trzy w północnej części województwa:
Gorzów – Santok – Międzyrzecz – Pniewo,
Kostrzyn nad Odrą – Fort Sarbinowo – Kostrzyn
Ośno Lubuskie – Słońsk – Fort Żabice – Spudłów – Sienno – Ośno Lubuskie.
Tu opisy zabytków i trasy są krótkie, ale to może być początek dla nowych, poszerzonych przewodników. Wprawdzie w książce nie ma daty wydania, ale z dobrych informacji w Dziale Regionalnym naszej biblioteki wiem, że ukazała się ona w 2014 roku. Podtrzymuję więc moją wcześniejszą tezę, że od półtora roku nie ukazało się nic, co można uznać za materiały turystyczne o naszym regionie.
***
„Świat militariów i fortyfikacji”, seria „Lubuskie po drodze”, wydawca Urząd Marszałkowski Województwa Lubuskiego w Zielonej Górze, oprac. Euro Pilot Sp. z o.o. w Warszawie. 86 s. Korzystałam z egzemplarza z Działu Regionalnego Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej.
Po raz pierwszy zapraszam do czytania „Pegaza Lubuskiego” online, a nie na wydruku. Bo nie ma wydruku, nie było także zwyczajowej promocji numeru z udziałem autorów tekstów i osób zainteresowanych literaturą tworzoną w Gorzowie. Takie czasy. Ale czytać można.