2016-12-31, Czytaj ze mną
Mikołaj Leszczyk wydał „Album – Spacerownik” po Gorzowie jako formę rozliczenia się z przyznanego mu stypendium prezydenta miasta. Jest plastykiem, stąd wybrane przez siebie miejsca pokazuje na rysunkach lub akwarelach. Namalowane miejsca wskazał na planie miasta i zaproponował, aby odbiorcy udali się na tę trasą. Sam jednak dotąd jej nie przeszedł.
We wstępie tak Mikołaj Leszczyk deklaruje swoje wybory miejsc:
Stworzony przeze mnie przewodnik jest subiektywną wizją Gorzowa opartą o istniejące miejsca i elementy, które wydały mi się szczególnie ciekawe, bliskie. Dzięki nim czuję się w tym mieście jak w domu, a czasami z zaskoczeniem odkrywam nowy element otoczenia i stwierdzam, że zachwyca mnie w swojej powszedniości.
W części zasadniczej znalazły się rysunki kilku starych kamienic. Przy każdej lokalizacja i bardzo często dopisek: obiekt opuszczony. Dalej: stary tramwaj, pusta hala produkcyjna (obiekt nieistniejący), ruiny innej hali w trakcie rozbiórki, bocznica kolejowa odgrodzona bramą z siatki. Bo Mikołaja Leszczyka najbardziej frapuje destrukcja. Jemu podoba się to, co przestało być potrzebne lub użyteczne, co straciło swoją funkcję, a teraz w te miejsca wkracza czas i natura. Jerzy Synowiec wydał album „Sto miejsc wstydu”, w którym pokazuje obiekty zaniedbane, ale po to, by je wyremontować, odnowić, przywrócić życiu. Mikołaja Leszczyka zachwyca przemijanie. W odniesieniu do ludzi jest to proces naturalny, a więc dlaczego rzeczy także nie miałyby jemu podlegać? Zdaniem Mikołaja wiele miejsc w Gorzowie mogłoby służyć jako naturalna sceneria do filmów katastroficznych lub fantastycznych.
Jest tylko jeden problem. Z rysunków ta destrukcja rzeczy wcale nie wynika. A pokazywane podczas promocji w dużym powiększeniu, obiekty wręcz mogły się podobać. Zwłaszcza, że autor dodał jeszcze kilka rysunków starych, ozdobnych drzwi, jakby dla podkreślenia, że takie ładne, a usuwane są na naszych oczach.
Te drzwi, a także przeniesiony na okładkę stary numer domu „48”, bo ma oryginalną grafię, są dla mnie dowodem, że Mikołaj Leszczyk jest czuły na prawdziwą urodę starych miejsc, a ideologię związaną z pięknem z destrukcji trochę sobie dorobił dla fasonu.
*
Nie wiem, kto się wybierze na spacer trasą wyznaczoną przez Mikołaja Leszczyka. Ja nie, bo miejsca obejmują dość rozległy teren i po drodze na pewno coś zwróci moją uwagę. Coś ładnego albo coś brzydkiego. Wolę ładne miejsca, ale Mikołaj Leszczyk pokazał mi, że to co brzydkie też ma w sobie swoistą urodę.
*
Spojrzenie na miasto, dobre rysunki i akwarele – to bezsporne atuty tego rozliczenia się stypendysty. Ale zarobienie albumu to kolejny próg, którego autor jeszcze nie pokonał. Bo nawet nie wiem, jaki tytuł nosi publikacja. Nie ma karty tytułowej, a z graficznej koncepcji okładki nie jestem pewna, czy „Gorzów Wlkp.” jest częścią tytułu, czy elementem graficznym. Małe rysunki, choć miejsca na ich powiększenie trochę by się znalazło. Błędy rzeczowe w tekście: jest ulica Jana Henryka Dąbrowskiego, a nie Wojciecha Dąbrowskiego, na rogu Obotryckiej nie „mieścił się ratusz”, a budynek ten pełnił funkcję ratusza. Innych nie wyciągam. Wniosek: nawet dla plastyka przygotowanie albumu może być trudne.
*
Mimo wszystkich moich uwag, jestem zdania, że Mikołaj Leszczyk rozliczył się z przyznanego mu stypendium. Pokazał nam inny Gorzów. I dowiódł, że umie dobrze rysować.
***
Mikołaj Leszczyk, „Album – Spacerownik” a może „Gorzów Wlkp. Album – Spacerownik”. Brak miejsca i roku wydania, brak wydawcy. Partnerem wydawnictwa była Drukarnia „Sonar”. 32 s.
Podczas promocji w Miejskim Ośrodku Sztuki egzemplarze były rozdawane za darmo. Radzę tam zasięgnąć informacji, gdzie zdobyć książkę.
Po raz pierwszy zapraszam do czytania „Pegaza Lubuskiego” online, a nie na wydruku. Bo nie ma wydruku, nie było także zwyczajowej promocji numeru z udziałem autorów tekstów i osób zainteresowanych literaturą tworzoną w Gorzowie. Takie czasy. Ale czytać można.