Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Czytaj ze mną »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Komu wierzyć bardziej?

2014-09-11, Czytaj ze mną

Czuję się rozczarowana książką Andrzeja Chmielewskiego „1945 Bledzew – zapomniana bitwa”. Autor i zarazem wydawca z Międzyrzecza od dłuższego czasu drąży zdarzenia w swoim regionie z okresu wojny i bezpośrednio po jej zakończeniu. Wykonał w tym celu gigantyczną robotę: przez kilka lat zbierał wspomnienia chyba wszystkich, którzy w tamtym czasie żyli w Międzyrzeczu i okolicach i teraz je wydaje w tematycznych opracowaniach.

medium_news_header_8727.jpg

Już ukazały się: „Widziałem Gomorę w Rokitnie” i „1945 – Policko”. Teraz – „Bledzew” a w przygotowaniu „1945 – Przełamanie MRU” i „Koniec miasta Meseritz”, czyli Międzyrzecza. Konsekwentnie więc autor przybliża najważniejsze i najbardziej dramatyczne wydarzenia z 1945 roku.

Teraz proponuję rzut oka na geografię regionu. Powiat międzyrzecki włącznie z Bledzewem do rozbiorów znajdował się w granicach Polski, ale w okresie międzywojennym obszar ten nie wszedł do naszego kraju. Zawsze, nawet gdy była tu Polska, Niemcy stanowili co najmniej połowę mieszkańców. Gdy w 1939 roku granicę między Polską z Niemcami zniesiono, liczba Polaków znacznie wzrosła: przywieziono tu robotników przymusowych do pracy w niemieckich gospodarstwach, ale także samorzutnie przyjechali w poszukiwaniu pracy bezrobotni z niedalekich, wielkopolskich wsi. Gdy w 1945 roku zmieniły się granice i powiat międzyrzecki znów stał się polski, wielu czasowych mieszkańców zdecydowało się na osiedlenie.

 

Przez obszar powiatu przebiegała linia Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego dzieląc go na połowę. Bledzew znajdował się po zachodniej, niemieckiej stronie. Wiele osób uważało, że to miejsce bardziej bezpieczne od wschodniej części, na której spodziewano się walk podczas zdobywania MRU. Tymczasem złamanie tej linii przyszło Armii Czerwonej nadspodziewanie szybko i bez niemal żadnych walk. Andrzej Chmielewski kwestionuje właśnie to „żadnych”, drobiazgowo śledzi, jak wyglądało wkroczenie żołnierzy radzieckich do kolejnych miejscowości regionu. Tyle że nie opowiada o tym z pozycji stratega ani historyka, a świadków tego procesu, na pierwszy plan wysuwając ich obawy, przerażenie, a także nadzieję.

 

Zajęcie Bledzewa okazało się niełatwe, bo drogę do miejscowości przecina rzeka Obra, a na niej most z przęsłem, które można schować, a tym samym uniemożliwić przejazd. Ale Niemcy nie od razu podnieśli przęsło, a najpierw wpuścili radziecki czołg i wóz opancerzony. W ten sposób stworzyli pułapkę, w którą wpadli żołnierze sowieccy. Trzeba więc było przypuścić atak z innej strony. Bitwa o Bledzew trwała od południa do wieczora 30 stycznia, kiedy Niemcy wycofali się na zachód. Na szczęście nie zniszczono elektrowni położonej po wschodniej stronie miasta, bo Rosjanie zajęli ją jako pierwszą. W różnych częściach miasteczka zginęło 20 żołnierzy radzieckich, liczba poległych Niemców nie jest znana.

O tych zdarzeniach, a także je poprzedzających i następnych, opowiadają polscy i niemieccy mieszkańcy Bledzewa i okolic. Ale z tych relacji bardziej niż przebieg zdobywania miasta wybija się przerażenie przed wkroczeniem żołnierzy, ich pijaństwo, gwałty, rabunki, a nawet samobójstwa Niemek jako odpowiedź na zagrożenie. Obrazy brutalne, mocne, choć opowiadane prostym językiem. Tyle że po latach, niestety, już bez uprawnionej emocji. Opowieści te poszatkowane są na kawałki, autorowi bowiem zależało na ułożeniu ich chronologicznie. Niestety w wyniku tego zabiegu, nie powstała historia, a relacje straciły napięcie. Przyznam, że bardziej niż odtworzenie marginalnych dla historii zdarzeń, bardziej interesowaliby mnie ludzie: skąd się tam wzięli, czy nadal mieszkają w Bledzewie i okolicach, jak przyjęli propozycję wspomnień i wreszcie czy ich relacje po latach mają prawdziwą wartość historyczną, czy może są wspomnieniami wspomnień.  Większość relacji pochodzi z 2008 roku, a więc 60 lat po wyzwoleniu. Opowieści mogli więc snuć tylko ludzie starsi. Czy można zawierzyć ich pamięci?

 

Przyznaję, Andrzej Chmielewski sięga także do innych źródeł, do dokumentów, ale proporcje między tym, co oglądane przez świadków, a tym, co mówi historia, zdecydowanie przesuwają się na stronę świadków. Nie bardzo im ufam. I nie dlatego, że mówią nieprawdę. Oni przekazują własną prawdę, którą historyk powinien umieć wykorzystać, powinien opowiedziane zdarzenia przenieść na szersze tło. I tego najbardziej brakuje mi w książeczce o podobno zapomnianej bitwie w Bledzewie w 1945 roku. W świetle zgromadzonych opowieści wypadki w Bledzewie wcale bitwą nie były, a zwykłym zdarzeniem na trasie do Berlina.

 

 

Andrzej Chmielewski, „1945 Bledzew – zapomniana bitwa”, wyd. Wydawnictwo „Literat” Andrzej Chmielewski, Międzyrzecz 2014, s.100.

Korzystałam z egzemplarza w Dziale Regionalnym Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Zbigniewa Herberta w Gorzowie Wlkp. Zainteresowanym podaję stronę internetową wydawnictwa: www.wydawnictwo-literat.cba.pl      

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x