Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Czytaj ze mną »
Alfa, Leonii, Tytusa , 19 kwietnia 2024

Dzieje Rokitniańskiej Madonny

2015-08-10, Czytaj ze mną

Książka „Z orłem pokoju” wydana została ponad 20 lat temu, ale przypominam ją, bo jest ważna dla naszego regionu. Główną bohaterką tej opowieści jest Matka Boska Rokitńiańska, a przy niej – dzieje kościoła w Rokitnie.

medium_news_header_12100.jpg

Książkę napisała Ewa Ferenc, która pochodzi z Międzyrzecza i wyrosła w sąsiedztwie Rokitna. Z wykształcenia jest prawnikiem, wykładała historię prawa na uniwersytetach we Wrocławiu i w Opolu. Obok książek naukowych równolegle pisała książki o tematyce religijnej: „Rok kościelny a polskie tradycje”, „Największa łaska”, „Z orłem pokoju” oraz książkę poświęconą świętej Klarze.

Swoją opowieść o obrazie Matki Boskiej Rokitniańskiej Ewa Ferenc oparła na głębokich badaniach historycznych, dotarła do wielu dokumentów, a w posłowie przyznaje, że podstawą były dla niej badania ks. Bolesława Dratwy, proboszcza Rokitna, który dogłębnie przestudiował archiwum kościoła. Z suchych informacji lub zapisków kronikarskich Ewa Ferenc stworzyła barwną opowieść, ożywiła wiele postaci, nakreśliła problemy społeczne i polityczne, które przez lata towarzyszyły katolickiemu kościołowi najpierw na dalekim, zachodnim pograniczu Polski, a po rozbiorach w protestanckim środowisku Prus. Dzieje obrazu i kościoła opisała językiem stylizowanym na staropolski, ale łatwo czytelnym.

*

Początkowo Rokitno jak i obraz Matki Boskiej od zawsze słynącej łaskami należały do klasztoru cysterskiego w Bledzewie. Budowę kościoła w Rokitnie rozpoczęto w latach 30. XVIII wieku, ale posadowiono go na niestabilnym gruncie. Dopiero opat Józef Michał Górczyński, który objął swoją funkcję w 1742 roku, zdecydował o zmianie miejsca świątyni i zainicjował prace przy budowie. Zmarł w 1747 roku, gdy budowa nie była jeszcze ukończona. Dopiero po dziewięciu latach funkcję opata objął Michał Józef Loka, który za dzieło swego życia uznał dokończenie tej budowy.

Moment decyzji Ewa Ferenc tak opisuje:

„Nadszedł styczeń 1757 roku. Choć drogi były zawiane, opat Loka wybrał się do Rokitna. Konie miejscami grzęzły po brzuchy, ale sanie sunęły lekko. Jadąc do Rokitna wśród pól wszędzie jednako białych, gdzie oko nie znajdowało zaczepienia, przemyśliwał o dziele, które o pracę, modlitwę woła od lat dziesiątków końca czekając. Od czego zacząć, kiedy wszystko naraz trzeba: dachu, wież, okien, drzwi, posadzek, gradusów, bram. (…)

Opat z myśli wytrącony uniósł głowę i spojrzał ku rysującemu się w dali kościelnemu wzgórzu, coraz wyraźniej widząc kształt budowli na szczycie rozsiadłej. Patrzył w jedno tylko miejsce i wzroku przykutego odwrócić nie mógł, choć oczy łzami z wytężenia mu zaszły. Widział płaskie zakończenia wież i czuł, że serce jego napełnia się buntem i żałością. „O Jezu Chryste! O wieżyce nieszczęsne! Ramiona ucięte do Boga wyciągnione!” – wołał w duszy. A kiedy ochłonął ze wzburzenia, wiedział już, że od owych wież rozpocząć trzeba.

Ledwie do klasztorku pod lipami wkroczył, zaraz skrzynię, gdzie abrysy Karla Martina Franza trzymano, przynieść kazał. I nie zasiadł do nakrytego stołu, nie posilił się ciepłą strawą, póki nie rozwinął rulonu, gdzie królewski architekt koronny wieże wyrysował.

Nie minęło dni wiele, gdy blacharze przez opata Józefa Lokę najęci kuć blachę miedzianą według kształtów na planach wyrysowanych rozpoczęli.

Jeszcze tej zimy zatroszczył się opat o kontakty z cieślami, kamieniarzami, rzeźbiarzami, sztukatorami, malarzami, złotnikami. Gdy tylko śniegi i lody odsłoniły żywe oblicze ziemi, zaroiło się na rokitniańskim wzgórzu”.     

*

Kościół w Rokitnie  to trzynawowa hala z dwuwieżową fasadą od południa i trójbocznie zamkniętym prezbiterium od strony północnej ujętym w zakrystię i kaplicę. Wnętrze świątyni nakryte jest sklepieniem pokrytym polichromią ze scenami maryjnymi wykonaną przez Jerzego Wilhelma Neuenhertza. Wyposażenie wnętrza złożone m.in. z ołtarza głównego, ambony, prospektu organowego, zrealizował Chrystian Grunewald z Legnicy. W książce „Z orłem pokoju” plastycznie opisane są zmagania artystów z materią, poszukiwanie najlepszych rozwiązań, by ukazać świętość.

*

Ostatnie chwile, ostatnie decyzje i pogrzeb opata Loki Ewa Ferenc tak przedstawia:

„Od początku 1762 roku opat Loka chorował. (…) Wieść o chorobie Józefa Loki rozeszła się po niemal całej Rzeczypospolitej. Niektórzy z jego przyjaciół przyjeżdżali do Bledzewa, żeby się pożegnać z umierającym. (…) Dowiadywali się o wielkim dziele, o różnorakich dokonaniach powstałych w opactwie za rządów Józefa. On to, cierpliwą i wytrwałą troską przywiódł kościół rokitniański do pełni blasku, on to – piąty z kolei abbas Bladzoviensis – ukończył to wspaniałe dzieło, by przez pokolenia służyło Bogu. Zatroszczył się też o przysporzenie dochodów do utrzymania kościoła w Rokitnie. Jeszcze dwudziestego pierwszego kwietnia 1761 roku, jakby w przewidywaniu rychłej swojej śmierci, kazał sporządzić dokument. Zapisano tam, że odtąd do kongregacji rokitniańskiej należeć będzie część lasów klasztornych, wiatrak, w którym mieszkańcy Rokitna będą mielić swoje zboże, nowo założona winnica, prawo połowu ryb w stawach opackich, folwark w Osiecku wraz z kilkoma kmieciami, rola w Chełmsku puszczona w dzierżawę dziedziczną panu Bertrandowi, karczma i dom w Chełmsku, ponadto folwark Rosental i Popowo.  (…)

Pogrzeb świętej pamięci opata bledzewskiego Józefa Loki odbył się 27 kwietnia 1762 roku. Ciało złożono w podwójnej trumnie w podziemiach kościoła rokitniańskiego. Trumnę tę, z inicjałami J jak Józef, L jak Loka, A jak Abbas i B jak Bledzoviensis ustawiono pod prawą ścianą krypty. Znieśli ją tam bracia, którzy od prawie dwóch miesięcy dnia każdego reqiem aeternam w nabożnym, pełnym żałości skupieniu od dwóch miesięcy śpiewali. I każdego dnia cały dom cysterski – dwudziestu ośmiu mnichów – odmawiał psałterz. Wokół trumny gorzały woskowe świece. W ich blasku odmawiano co wieczór officium pro deffunctis. Każdego dnia jeden z ojców, najpierw przeor Franciszek Łodzia Rogoziński, następnie kustosz rokitniański ojciec Nepomucen Rautenstrauch, wziąwszy w ręce czarno oprawną księgę tłoczoną w złote litery, odczytywał tekst nabożeństwa żałobnego, a rozłożywszy ją w bliskości świec, skupiony na treści słów, nie widział, że gorące woskowe łzy spadają na pergamin i zastygają tam na wieki. Niezliczone Requiscat in pace wyszeptano w tych dniach, a Matka Boska rokitniańska cierpliwie wysłuchiwała te życzenia”. 

*

Dzieje obrazu i kościoła przedstawione w książce kończą się 18 czerwca 1989 roku, gdy „na skronie Matki Boskiej Rokitniańskiej włożono koronę i nad delikatną, dziewczęcą twarzą Madonny zalśniła korona niby złota lilia z zastygłymi kroplami szmaragdowej, rubinowej i diamentowej rosy”.  

***

Ewa Ferenc, „Z ogniem pokoju”, Gorzów 1992, wydawca Gorzowskie Wydawnictwo Diecezjalne, s. 248.

Książka jest dostępna w wielu filiach gorzowskiej biblioteki. Rok wydania sugeruje, że raczej nie ma szansy na jej kupno, ale na pewnie warto wznowić edycję książki bardzo silnie związanej w naszym regionem, co niniejszym podpowiadamy wydawcy.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x