więcej

więcej
Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Żużel »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Dwaj przyjaciele z żużlowego toru

2016-05-29, Żużel

Jerzy Rembas i Marek Towalski, dwaj byli żużlowcy Stali, wielokrotni mistrzowie Polski wspólnie obchodzili 60 urodziny.

medium_news_header_14947.jpg

Jerzy Rembas to jedna z największych legend gorzowskiego żużla. Urodził się 18 kwietnia 1956 roku w Bogdańcu. Licencję uzyskał w wieku… 15 lat, ale w obawie przed jej odebraniem w lidze zadebiutował dopiero po skończeniu 16 lat w 1972 roku. Najbardziej został zapamiętany ze świetnego występu w finale indywidualnych mistrzostw świata w 1978 r. To wtedy ,,odczarował’’ londyński stadion Wembley i zajął piąte miejsce, najwyższe w historii startów biało-czerwonych na tym nieistniejącym już obiekcie.

Spełniony jako sportowiec

- Niewiele zabrakło a nie pojechałbym w zawodach, bo przecież miałem być rezerwowym – wspomina. – Zastąpiłem Niemca Hansa Wassermanna. Przez kilka dni poprzedzających turniej byłem u Edka Jancarza. On przygotował mi dwa motocykle. A po treningu zapytał, na którym chcę jechać? Swoim czy jego? Wybrałem jego i tylko w wyniku moich błędów nie stanąłem na podium. Mocno to przeżyłem, ale w pewnym momencie dotarło do mnie, że jestem piąty na świecie. To był w tym czasie wielki sukces – dodaje.

O talencie Rembasa kibice mogli przekonać się dużo wcześniej. A świat żużlowy poznał go tak naprawdę w 1975 roku. W finale DMŚ w niemieckim Norden Polacy pojechali fatalnie. Zaraz potem odbył się miniturniej, w którym Rembas nie tylko pokonał najlepszych zawodników poszczególnych drużyn, ale do tego pobił rekord toru.

- Przed biegiem Ole Olsen, zapytał czy nie chciałbym przejechać się na jego motocyklu. Czemu nie, odpowiedziałem i jak wsiadłem na niego to czułem, jakbym dosiadł jaką rakietę. To mu uświadomiło, jaka przepaść sprzętowa dzieliła Polskę od reszty żużlowego świata – wyjaśnia.

W finałach DMŚ gorzowianin wywalczył cztery medale - dwa srebrne (1976-77) oraz dwa brązowe (1978 i 1980). Na krajowych torach wywalczył 23 medale mistrzostw Polski. W latach 1978 i 1981 startował w lidze brytyjskiej w Leicester Lions oraz Wimbledonie Dons. Karierę zakończył w 1990 roku, krótko pracował jako drugi trener Stali, przyczyniając się do wywalczenia przez zespół srebrnego medalu w 1992 roku.

- Decyzję o zakończeniu kariery podjąłem świadomie, bo czułem, że nie oprę się atakowi młodszych konkurentów, a nie chciałem ciągle przyjeżdżać do mety na końcu stawki. Niczego nie żałuję, moja lista sukcesów jest bogata i choć brakuje na niej kilku pozycji uważam, że jako sportowiec w pełni się spełniłem – podkreślił.

Najważniejsze dobro drużyny

- Jak ten czas leci – powiedział Marek Towalski, odbierając życzenia urodzinowe. Na świat przyszedł on 18 maja 1956 roku. Pochodzi z Gorzowa, karierę sportową rozpoczął od dwóch nieukończonych wyścigów w swoim debiucie w meczu z Unią Leszno w 1973 roku, ale jednocześnie mógł świętować ze Stalą drużynowe mistrzostwo Polski. Ze względu na dużą konkurencję w drużynie chciał przenieść się do Gniezna, lecz na przeszkodzie stanęły mu poważne kontuzje, które miały duży wpływ na wyhamowanie rozwoju młodego zawodnika.

- Dzisiaj, jak sięgam pamięcią do tamtych lat, jestem szczęśliwy, że żaden z zawodników w wyniku mojej jazdy nigdy nie ucierpiał. Nie złamał nawet palca. Ja z kolei wielokrotnie byłem kontuzjowany w wyniku nie zawsze czystej jazdy rywali. Ale taki jest ten czarny sport – przypomina.

Jego lista sukcesów jest również imponująca. Zdobył ze Stalą dziesięć medali w lidze. Z Jerzym Rembasem w 1981 roku został mistrzem kraju w parach, a rok wcześniej wicemistrzem. W 1979 roku w Lesznie wywalczył srebrny medal MIMP. Jeździł w reprezentacji Polski, był finalista kontynentalny IMŚ (1981). Niestety, kiedy już było dobrze pojawiły się następne kontuzje i nie obyło się bez trudnych chwil. W 1982 roku postanowił zakończyć karierę.

- Powód tej decyzji był jeden. Nie dostałem zgody na wyjazd do ligi angielskiej, choć miałem to obiecane. Uznałem, że skoro ktoś nie potrafi dotrzymać danego słowa to nie może liczyć na mnie – mówi wprost, choć w połowie sezonu dał się przekonać do powrotu na tor. W 1983 roku ponownie świętował ze Stalą mistrzostwo Polski. Rok później wystąpił tylko w pierwszych czterech meczach ligowych. Po wypadku w spotkaniu z Apatorem już więcej nie powrócił na tor. Z czasem wyemigrował do Niemiec, tam założył działalność gospodarczą i dopiero przed kilkoma laty powrócił do Gorzowa.

Marek Towalski, jak sam przyznaje, na tle wielu bardziej utytułowanych kolegów nic wielkiego w żużlu nie osiągnął. Ci co pamiętają go z torów mają jednak inne zdanie. To był jeden z największych wojowników wielkiej Stali.

- Miałem taki charakter, że zawsze liczyło się dla mnie dobro drużyny. Wszystko jej podporządkowywałem. Dzisiaj jestem z tego dumny, bo choć minęło ponad 30 lat dalej tworzymy wspaniały zespół. Często się spotykamy przy różnych okazjach, jesteśmy przyjaciółmi. I tak już zapewne pozostanie do ostatnich naszych dni – przyznaje.

Wspólne urodziny

Obaj panowie często obchodzili swoje urodziny razem, gdyż dzieli ich zaledwie miesiąc. Podobnie było teraz, a dodatkową okazją była okrągła rocznica. Na bulwarze, gdzie w jednym z lokali miała miejsce miła uroczystość, nie zabrakło innych byłych żużlowców Stali – Jerzego Padewskiego, Ryszarda Dziatkowiaka, Romana Jóźwiaka, Ryszarda Fabiszewskiego, Bogusława Nowaka czy Stanisława Chomskiego. Ten ostatni przyznał, że choć nigdy wielkiej kariery sportowej nie zrobił to dzięki byciu w złotej drużynie wiele się nauczyć.

- Jako trener mnóstwo wiedzy wykorzystuję do pracy nabytej właśnie dzięki tym codziennym kontaktom z kolegami toru. To oni wielokrotnie zwracają uwagę na rzeczy, na której inni w życiu by nie spojrzeli. I ta suma doświadczeń procentuje na każdym kroku. Dlatego wszystkim moim kolegom dziękuję, gdyż każdy miał i dalej ma wpływ na kształtowanie mnie jako szkoleniowca – podkreślił.

Na spotkaniu byli działacze z prezesem Januszem Nasińskim na czele, zaprzyjaźnione grono kibiców. W trakcie uroczystości odbyła się nawet licytacji pamiątek udostępnionych przez Bogusława Nowaka, a pozyskane 1510 złotych zasiliło konto fundacji kierowanej przez byłego mistrza Polski z 1977 roku. Najważniejszym punktem były jednak życzenia 100 lat dla obu solenizantów. Oczywiście z przyjemnością do nich się dołączamy.

Robert Borowy

Fot. Stanisław Szczuciński

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x