więcej

więcej
Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Żużel »
Ilony, Jerzego, Wojciecha , 23 kwietnia 2024

Na takie Grand Prix zawsze czekamy. Sprawa podziału medali nadal otwarta

2016-08-29, Żużel

Gorzowska runda Grand Prix w tym roku była pod wieloma względami naprawdę udana. Zabrakło jedynie przysłowiowej kropki nad i, czyli Polaka, najlepiej Bartka Zmarzlika, na podium.

medium_news_header_15917.jpg

Sport ma bawić, cieszyć, radować, dawać satysfakcję z miłego spędzenia czasu wolnego. Sport to również, a przede wszystkim rywalizacja i każdy chce wygrać. Wygrać może jeden, reszta musi ustawić się w pozycji przegranej, ale pokonani są również wielkimi sportowcami, jak schodząc z areny są dumni, że dali z siebie wszystko. I na stadionie im. Edwarda Jancarza obejrzeliśmy zawody, po których każdy, lub prawie każdy, mógł czuć się tak naprawdę zwycięzcą, bo da z siebie, jeśli nie wszystko, to na pewno dużo. Dlatego mieliśmy spektakl na najwyższym poziomie sportowym, którego triumfatorem został Jason Doyle, przez wielu typowany na tegorocznego mistrza świata.

- Wygrać w Gorzowie to wielka sprawa, bo po pierwsze musiałem rywalizować z kilkoma zawodnikami miejscowego klubu, po drugie Polacy na własnych torach są bardzo groźni, a mają naprawdę świetnych młodych żużlowców – mówił po gorzowskich zawodach Jason Doyle, który odpuścił sobie piątkowy trening, uznając, że zdołał świetnie poznać tor po niedawnych derbach lubuskich, w których jechał również genialnie.

- Mam nadzieję, że w Gorzowie zawsze już będę wygrywał – uśmiechnął się sympatyczny Australijczyk.

Zaskoczenie na plus była dobra postawa przeciętnie ostatnio jeżdżącego Chrisa Holdera. Były mistrz świata mocno się zmotywował na start w Gorzowie i swoim występem dał wszystkim wokół sygnał, że jest gotowy walczyć o medal.

- Miałem dobrą prędkość, wygrałem kilka wyścigów, stanąłem na trzecim stopniu podium. Dlatego jestem bardzo zadowolony – skomentował krótko.

Bartosz Zmarzlik, który w Gorzowie prawie zawsze podczas swoich startów dochodził do finału (nie udało mu się jedynie w 2013 roku) był trochę rozczarowany brakiem miejsca na podium i przyznał po zawodach, że popełnił drobny błąd po przerwanym finale.

- Start miałem niezły, była szansa założenia Doyle’a, który niespodziewanie wystrzelił ze słabego tego dnia pierwszego pola. W chwili, kiedy zahaczył mnie Holder i upadł sędzia musiał przerwać wyścig. I wtedy dokonałem drobnej korekty w ustawieniach, po czym byłem już wolniejszy. Po prostu chciałem polepszyć a zepsułem. Szkoda – dodał. 

Inna sprawa, że gorzowianin wyraźnie męczył się na własnym torze. Większość startów miał słabych, na dystansie te jego motocykle nie ciągnęły jak zawsze. Czasami wygrywał sprytem, czasami okrutnie się męczył, miał też pecha, że sędziował Jim Lawrence.

Niespodzianką było odpadnięcie i brak w finale Grega Hancocka, ale Amerykanin nie robił z tego tragedii. Uznał, że ważne było utrzymanie pozycji lidera, a w najbliższych czterech rundach wszystko może się wydarzyć.

– Żużel mnie nakręca, bo ciągle mam szansę na czwarty tytuł mistrza świata. I po to ścigam się w Grand Prix. Zobaczymy co przyniesie nam kolejna, jubileuszowa runda w Teterowie, ale walczyć o złoto będę do ostatniego wyścigu w Australii – zapewnił Amerykanin, który jest przekonany, że sprawa podziału medali nadal jest otwarta.

Gorzowskie Grand Prix to nie tylko dobre ściganie, to przede wszystkim świetna atmosfera stworzona przez 17 tysięcy kibiców, w zdecydowanej większości ubranej na biało-czerwono. Pod wrażeniem ich zachowania, dopingu i reakcji na wydarzenia na torze byli niemal wszyscy obserwatorzy, w tym dziennikarze przybyli z różnych stron Europy. Jednym przykrym momentem była ostra reakcja w stronę sędziego Jima Lawrence, który po wykluczeniu Bartosza Zmarzlika z powtórki do 14 wyścigu usłyszał, co myślą polscy kibice, kiedy nie zgadzają się z decyzją arbitra. Inna sprawa, że FIM powinna zastanowić się, czy jest sens typować do prowadzenia zawodów najwyższej rangi przez osoby, które już w przeszłości wykazały się fatalnymi decyzjami na wieżyczce sędziowskiej. Jak choćby przed rokiem w Warszawie, gdzie beznadziejna postawa Jima Lawrenca w konsekwencji doprowadziła do przerwania turnieju i wielkiego niesmaku.

Robert Borowy

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x