więcej

więcej
Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Żużel »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Najwyższą wartością klubu jest marka Stal Gorzów

2016-12-04, Żużel

Z Ireneuszem Maciejem Zmorą, prezesem Stali Gorzów, rozmawia Robert Borowy

medium_news_header_16913.jpg

- Mówi coś panu liczba 34?

- Niekoniecznie.

- Tyle medali mistrzostw świata, Europy i Polski wywalczyli gorzowscy żużlowcy w ostatnich pięciu sezonach, czyli od chwili kiedy został pan prezesem klubu. Czuje pan dumę?

- Przyznaję, że nigdy tego nie liczyłem. Nie miałem takiej świadomości. Jestem zaskoczony, że to aż tak olbrzymia liczba. Powiem nieskromnie, że jestem pod wrażeniem.

- Zdobycie każdego medalu wymagało wiele ciężkiej pracy, ale zapewne jedne medale są bardziej, drugie mniej wartościowe. Które panu sprawiają najwięcej satysfakcji?

- Nie będę tutaj oryginalny jeśli powiem, że najważniejsze są medale drużynowych mistrzostw Polski. Dlatego na czele mojej klasyfikacji znajdują się dwa mistrzowskie tytuły z 2014 i 2016 roku oraz srebrny krążek z 2012, od którego rozpocząłem pracę w roli prezesa. Zresztą cała praca klubu, wysiłek sponsorów, zaangażowanie kibiców, to wszystko jest skierowane na jak najlepsze występy ligowe. To jest esencja prowadzenia klubu. W następnej kolejności, przynajmniej dla mnie, liczą się indywidualne osiągnięcia zawodników. I tu może trochę zaskoczę, ale dla mnie dużą wartość mają medale indywidualnych mistrzostw Polski. Jako prezes czułem dumę, kiedy najpierw Krzysiek Kasprzak w 2013 roku sięgnął po srebro w Tarnowie, a rok później po złoto w Zielonej Górze. Cieszyłem się z dwóch medali Bartka Zmarzlika i Tomka Gapińskiego w gorzowskim finale w 2015 roku. Powiem więcej, że te medale bardziej mnie cieszyły niż te zdobywane w indywidualnych mistrzostwach świata. Może dlatego, że wcześniej nie zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Za mojej kadencji do niedawna był tylko jeden taki sukces. Wicemistrzostwo świata Krzyśka Kasprzaka przed dwoma laty. 

- Czy po tym, jak niespodziankę sprawił nam teraz Bartek Zmarzlik, pańska hierarchia uległa zmianie?

- Dotychczas nie wiedziałem, jak bardzo może smakować wielki sukces wychowanka. Kilka pokoleń kibiców opowiadało, jak to w 1968 roku Edward Jancarz zdobywał brąz w Goeteborgu, potem Zenon Plech stawał na podium w Chorzowie. Tamte wydarzenia obrosły legendą. Teraz, za sprawą Bartka, historia pisze się na naszych oczach. Powiem wprost, że ten medal w Grand Prix wychowanka przebija wszystkie indywidualne sukcesy.

- Kiedy przychodził pan do klubu w 2004 roku na stanowisko dyrektora klubu sięgnięcie choćby po jeden medal w sezonie było nie lada wyzwaniem. Teraz to się zmieniło. Gdzie tkwi źródło tych sukcesów?

- Jesteśmy zupełnie w innym miejscu organizacyjnym. Kiedy tu się zjawiłem zasadniczym pytaniem było, czy w ogóle przystąpimy do rozgrywek w pierwszej lidze? Z dużą pomocą przyszedł wtedy Zdzisław Kałamaga, który wyłożył spore pieniądze. Sportowego sukcesu wtedy nie osiągnęliśmy, ale był to moment przeistaczania klubu w profesjonalną organizację. Wszystko zaczęło się więc jeszcze za czasów prezesa Mariusza Guzendy. Potem pracami kierował Władysław Komarnicki. Kiedy ja przejmowałem stery, znalazłem się zupełnie w innym punkcie otwarcia niż wcześniej obaj panowie. To za ich czasów trzeba było zrobić porządek ze stadionem. Najpierw miasto musiało go odkupić od Lesa Gondora. Potem zainwestować ogromne pieniądze w modernizację. W dalszej kolejności, to już za czasów prezesa Komarnickiego, doczekaliśmy się ekstraligowego zespołu. Ściągnęliśmy do Gorzowa finał drużynowego Pucharu Świata i Grand Prix. Uważam, że najważniejsze było zachowanie ciągłości zarządzaniem klubem. Żadna szkoła nie przygotowuje do takiej pracy i tam, gdzie są szybkie zmiany kadrowe, tam jest trudno cokolwiek porządnego zbudować.

- Co jest najtrudniejsze w zarządzaniu taką organizacją, jak profesjonalny klub sportowy?

- Gdybym miał udzielić pełnej i dokładnej odpowiedzi musielibyśmy napisać dobrą książkę.

- Spróbujmy jednak odpowiedzieć w kilku krótkich zdaniach.

- Najważniejsze i zarazem najtrudniejsze jest zbudowanie zespołu ludzkiego, który doskonale będzie rozumiał cel działania. Jeżeli prezes zbuduje nawet najoryginalniejszą koncepcję, to nie będzie w stanie jej zrealizować bez profesjonalnej kadry pracowników. Z drugiej strony, kiedy ma się już program, wyznaczone cele, świetnych ludzi, to i tak jest się blokowanym przez pieniądze, a właściwie ich brak. Dlatego tak ważne jest budowanie budżetu pro-inwestycyjnego.

- Co dokładnie przez to należy rozumieć?

- Nie można całego zebranego budżetu przeznaczać na wydatki bieżące, czyli wynagrodzenia zawodników i utrzymanie klubu. Ważne jest inwestowanie w zasoby osobowe. Jeżeli chce się mieć więcej środków od sponsorów, z biletów czy z innych źródeł, ktoś musi tym się zająć. Ktoś musi profesjonalnie promować imprezy, zachęcać do przychodzenia na stadion, przekonywać przedsiębiorców, że warto współpracować z klubem. To jest podstawa rozwoju organizacji. Nasze koszty w tym zakresie są wysokie, ale to dzięki takim inwestycjom rosną przychody.

- I należy przy tym chyba zrównoważyć ambicje sportowe z możliwościami finansowymi. Jak to się czyni?

- To jest bardzo trudne zadanie do wykonania w krótkim horyzoncie czasowym. Każdy profesjonalny klub chciałby mieć jak najlepszy wynik sportowy i na koniec roku mieć przynajmniej zero na koncie. I strasznie ciężko jest w to zero trafić. Wystarczy kilka meczów w rundzie zasadniczej, w których zawodnicy pojadą lepiej od średniej, a potem zawalą awans do finału play off i budżet sypie się niczym domek z kart.

- Pieniądze rozgłosu nie lubią, ale często wielu moich znajomych pyta się, jak Stal radzi sobie z dopinaniem sporego budżetu w sytuacji, kiedy w Gorzowie i regionie brakuje silnego biznesu?

- Dywersyfikacja, to takie popularne słowo, ale w pełni oddaje nasze działania. Finansowanie klubu opiera się na czterech filarach. Pierwszym to kibice, drugim sponsorzy, trzecim władza samorządowa oraz ostatnio doszedł czwarty, który rośnie w siłę. To Ekstraliga Żużlowa. W tym ostatnim przypadku mówimy o środkach z praw sponsorskich i telewizyjnych. W przypadku kibiców naszym nieodłącznym celem od lat jest osiągnięcie średniej na każdym meczu w granicach 14.500 tysiąca widzów. Słowem, póki na wszystkich spotkaniach nie będziemy mieli kompletu, póty uznamy, że celu nie zrealizowaliśmy. W przypadku sponsorów zależy nam na jak najliczniejszej rzeszy i w tym przypadku nie zwracamy uwagi, z jaką pomocą chcą oni do nas przyjść. Każdy jest mile widziany.

- Od kilku lat, poza 2015 rokiem, w nazwie klubu widnieje tylko Stal. Czyżby tak trudno było o sponsorów strategicznych?

- Powiem szczerze, że zbytnio o takich sponsorów nie zabiegamy. Stawianie na jednego, silnego darczyńcę jest o tyle niebezpieczne, że jego nagłe odejście może zachwiać całą strukturą finansowania klubu. Oczywiście jesteśmy zawsze otwarci na rozmowy, ale przykładowo w rachubę nie wchodzi odejście od nazwy Stal. To jest zbyt silna marka, żebyśmy mogli ją odstawić w kąt. Wszyscy, którzy chcą być z nami, poczynając od kibiców, kończąc na sponsorach, w pierwszej kolejności powinni utożsamiać się z marką Stal Gorzów. To jest najwyższa wartość. Proszę pamiętaj również, że każdy przychodzący do klubu sponsor może włączyć się w działania w Business Speedway Club. Jest to organizacja skupiającą nie tylko miłośników żużla, ale także dająca spore możliwości biznesowe. Proszę mi wierzyć, ale poprzez wzajemne relacje zachodzące na tej platformie, wiele firm ma z tego spore korzyści.

- Czy wśród lokalnego biznesu wyklarowała się już moda na Stal?

- W zasadzie to pytanie fajnie byłoby zadać przedsiębiorcom. Mam nadzieję, że bycie naszym partnerem handlowym jest pewnego rodzaju nobilitacją.

- Dlaczego klub chce postawić Edmundowi Migosiowi pomnik, nie wystarczy pamiątkowa tablica?

- Klub, mający 70-letnią tradycję, na tyle silnie wbił się w świadomość mieszkańców, że wszelkie upamiętniające wydarzenia powinny mieć widoczny charakter. Edmund Migoś to jedna z legend Stali, Gorzowa i w pełni zasługuje na coś więcej niż tylko tablicę. To nasz pierwszy indywidualny mistrz Polski, wychowanek klubu, człowiek, który nie tylko błyszczał w dawnych latach na torze, ale sporo wniósł jako trener swoich następców. Chcemy również umiejscowić pomnik w takim miejscu, żeby kibice idący na stadion zawsze przechodzili obok sylwetki popularnego ,,Mundka’’.

- Dlaczego w dzisiejszych, mocno skomercjalizowanych jednak czasach warto pamiętać o korzeniach?

- Historia klubu to dorobek kilku pokoleń mieszkańców Gorzowa i regionu. Nie wolno o tym zapominać. Dlatego nasze działania są nakierowane na przypominanie tego co za nami. W ostatnich latach wydaliśmy dwie publikacje przypominające historyczne wydarzenia, chcieliśmy żeby w pamięci nas wszystkich pozostały nazwiskach tych, co budowali podwaliny istnienia dzisiejszej Stali. My jesteśmy jedynie kontynuatorami. Inną sprawą jest, że jeżeli chce się budować markę trzeba sięgać do korzeni. Łatwiej wtedy zrozumieć, że taka organizacja jak nasza nie jest czymś ulotnym, chwilowym, powołanym na krótką metę. Kibice mają możliwość utożsamiania się z czymś naprawdę wielkim, wartościowym, z klubem mającym olbrzymi wpływ na kształtowanie krajobrazu naszego miasta.

- Przejdźmy do teraźniejszości. Czy nawierzchnia gorzowskiego toru będzie zmieniona?

- Tak, zostanie ona wymieniona. Nie mogę na razie nic więcej szczegółowego powiedzieć, gdyż sprawy techniczne będą konsultowane z przedstawicielem Polskiego Związku Motorowego.

- Wielu żużlowców o gorzowskim torze wyraża się w samych superlatywach, twierdząc, że jest on najbardziej selektywny w kraju. Z drugiej strony słychać narzekania, że należy on do najbardziej niebezpiecznych, choć żadne dane tego nie potwierdzają.  Jaka jest więc prawda o gorzowskim torze?

- Nasz tor jest na pewno bardzo trudny technicznie. Jak ktoś opanuje na nim jazdę, poradzi sobie na każdym innym torze. Wymiana nawierzchni ma na celu wyeliminowanie ze struktury nadmiaru glinki oraz pylistości. Niewielka czasami dodatkowa ilość wody powoduje, że nawierzchnia staje się śliska. W trakcie jego przygotowywania jest za mały margines na popełnienie błędu. Zbyt mała ilość wlanej wody może doprowadzić do szybkiego rozwalenia struktury, odrobina nadmiaru wody wpływa na bezpieczeństwo jazdy.

- Czy problemem nie jest także zadaszenie trybun, zwłaszcza w przypadku pierwszego łuku, gdzie podczas słońca na jedną część toru pada mocny cień?

-  W jakimś stopniu przeszkadzało nam to w przeszłości. Po latach prób i błędów opanowaliśmy to w taki sposób, że wiemy, ile należy lać wody na strefę nasłonecznioną a ile na zacienioną. Dotyczy to głównie fragmentów obu łuków. W przypadku prostej nie ma to znaczenia.

- JakI jest plan przygotowań do nowego sezonu?

- Seniorzy tradycyjnie przygotowują się w trybie indywidualnym. Mają oni swoich personalnych trenerów. Juniorzy trenują na miejscu pod okiem trenerów Stanisława Chomskiego i Piotra Palucha. W grudniu zostaną przeprowadzone badania wydolnościowe dla wszystkich zawodników i powtórzone zostaną pod koniec okresu przygotowawczego celem sprawdzenia, jak został on przepracowany. Pod koniec lutego wyjeżdżamy tradycyjnie na kilkudniowy obóz integracyjny do Karpacza. Jak pogoda dopisze, na tor chcemy wyjechać w pierwszej dekadzie marca. W tym celu będziemy szukali sposobności pojeżdżenia tam, gdzie to będzie tylko możliwe. Niewykluczone, że nawet na południu Europy.

- Co nas czeka w przyszłym sezonie z ciekawych imprez pozaligowych?

- Czekamy w tej chwili na pełny kalendarz imprez, bo chcemy tydzień przed inauguracją ligową zorganizować memoriał Edwarda Jancarza. W przyszłym roku mamy finał indywidualnych mistrzostw Polski i prawdopodobnie odbędzie się on 1 lub 2 lipca. Jest to ważne, bo w przeddzień finału planujemy odsłonić pomnik Migosia. Z kolei 26 sierpnia czeka nas kolejny turniej Grand Prix. To są trzy najważniejsze imprezy, które zapewne będą cieszyły się podobnym zainteresowaniem kibiców jak mecze ligowe.

- Skład, który udało się zmontować w okresie transferowym jest optymalny?

- To jest skład, który chcieliśmy mieć. Jesteśmy z niego zadowoleni, choć wszystko zweryfikuje tor.

- Wierzy pan w naszych młodzieżowców, że poradzą sobie na trudnych ekstraligowych torach?

- W tym miejscu chętnie powrócę do 2004 roku. Jak przychodziłem do klubu szybko zauważyłem, że szkolenie młodzieży było ukierunkowane głównie na osiąganie dobrych wyników w imprezach młodzieżowych. Dzisiaj to szkolenie ma na celu przygotowanie zawodników do jazdy w lidze. Zdobywanie laurów w innych rozgrywkach ma stanowić tylko przyjemny dodatek. W minionym sezonie nasi juniorzy mieli okazję startowania w wielu szkoleniowych imprezach. Rafał Karczmarz był wypożyczony do Stali Rzeszów i sporo jeździł na zapleczu ekstraligi. Zobaczymy w przyszłym roku, jakie będę efekty całorocznej pracy. Na początek chciałbym, żeby chłopacy nie przegrywali wyścigów juniorskich. Jeżeli będą zdobywać w sumie 4-5 punktów w meczu uznam to jako obiecujący w ich wykonaniu początek.

- Istnieje groźba, że Stal nie otrzyma licencji na starty w PGE Ekstralidze?

- W pierwszym terminie na pewno nie otrzymany, gdyż obiekt nie spełnia wymogów w zakresie infrastruktury stadionowej.

- Tak piękny obiekt ma kłopoty z infrastrukturą?

- Ma, ale dlatego, że był on budowany w czasach telewizji analogowej, teraz mamy cyfrową. I brakuje lepszego oświetlenia. Na stadionie jest niewiele ponad tysiąc luksów, a musi być przynajmniej 1.200. Nie wystarczy w tym przypadku zmiana samego oświetlenia. Trzeba dołożyć dodatkową linię, co wymaga już poważnej inwestycji. To nie wszystko. Zmianie musi ulec konstrukcja bandy. Od nowego sezonu muszą być zamontowane bandy absorbujące pochłanianie energii kinetycznej. No i w naszym przypadku dochodzi jeszcze wspomniana wymiana nawierzchni.

- Na stadionie nic się jednak nie dzieje. Zdążycie z tym wszystkim do końca marca, bo wtedy będą przyznawane licencję w drugim terminie?

- Obiekt jest własnością miasta, a miasto może realizować wszelkie inwestycje według ustalonych procedur. Pieniądze na wszystkie te zadania najpierw muszą znaleźć się w budżecie. Radni zadecydują dopiero w grudniu o przyjęciu budżetu. Dalej czekają nas przetargi, o ile inwestycja przekracza określony poziom finansowania. Mogą zdarzyć się odwołania. I dopiero po wyłonieniu wykonawcy można zacząć działać. Mam nadzieję, że na przeszkodzie nie stanie nam na przykład sroga zima.

- Miejmy nadzieję. Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x