więcej

więcej
Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Żużel »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Ostatnie marzenie najstarszego żużlowca z tamtych czasów

2016-12-06, Żużel

Feliks Olejniczak - to nazwisko niewiele mówi nawet najbardziej wytrawnym kibicom gorzowskiej Stali. Warto jednak przypomnieć sylwetkę najstarszego obecnie żyjącego żużlowca naszego klubu. On także jest historią gorzowskiego żużla.

medium_news_header_16941.jpg

Feliks Olejniczak jeździł w drużynie razem z największymi legendami Stali - Edmundem Migosiem, Bronisławem Rogalem, Andrzejem Pogorzelskim, Jerzym Padewskim czy Edwardem Jancarzem. I choć wystąpił zaledwie w trzech ligowych meczach, w których łącznie wywalczył skromniutkie dwa punkty, to przeszedł do historii jako zdobywca dwóch pierwszych medali drużynowych mistrzostw Polski, wywalczonych przez Stal w latach 1964-65. Oba były srebrne. Niemniej historia zawodnika pochodzącego spod Ostrowa i marzącego od dzieciństwa o jeździe na żużlu jest tak fascynująca, że aż warta przypomnienia. Historia 80-letniego obecnie pana Feliksa pokazuje pragnienie, jakie w dawnych latach było dziełem setek, a może tysięcy młodych chłopców, chcących pójść w ślady ówczesnych mistrzów, szczególnie jednej z legend polskiego żużla Alfreda Smoczyka.

Zafascynowany Smoczykiem

Feliks Olejniczak urodził się w 1936 roku w Walentynowie, lecz mieszkał i wychowywał się w Rąbczynie. W żużlu zakochał się jako nastolatek, kilka lat po wojnie. Miał zaledwie 10 kilometrów na ostrowski stadion i jak tylko była okazja jeździł tam z kolegami, by z wypiekami na twarzy oglądać czarnych jeźdźców na stalowych rumakach. Najbardziej lubił stawać na wirażu, gdzie spod kół jadących zawodników leciała żużlowa szpryca. – Byłem szczęśliwy jak mogłem wracać do domu cały umorusany czarną mazią, bo miałem wrażenie, że nie tylko kibicowałem, ale sam ścigałem się po torze – wspomina.

Pan Feliks i koledzy, z którymi jeździł na zawody mieli to szczęście, że Ostrów w tym czasie należał do silnych ośrodków, a miejscowa drużyna z powodzeniem walczyła o medale w rozgrywkach ligowych. W 1949 roku była wicemistrzem Polski, rok później zajęła trzecie miejsce.

- Największe na mnie wrażenie, ale chyba nie tylko na mnie, robił Alfred Smoczyk, którego jazdę do dzisiaj mam świetnie zakodowaną – wspomina pan Feliks. – Pamiętam nawet jak spowodował wywrotkę jednego z zawodników Ostrowa, co urosło do dużego wydarzenia. W pamięci mam nie tylko jego sylwetkę, ale… blond włosy, którymi się wyróżniał – dodaje.

Pan Feliks, przypatrując się jeździe ówczesnych mistrzów, bardzo chciał zostać żużlowcem. Tak bardzo, że namówił kolegów z podwórka do zrobienia prowizorycznego owalnego toru. Za motocykle służyły im rowery, ale specjalnie przystosowane. W tym celu poobcinali nawet na krótko błotniki i oddali się wielkiej pasji ścigania na tych jednośladach. W wiraże wchodzili jak prawdziwi żużlowcy. Ślizgiem kontrolowanym. Cała wieś ich podziwiała i dopingowała. Jak w prawdziwym żużlu były także kontuzje.

– Jeden z kolegów raz źle wszedł w wiraż, nagle podwinęła mu się kierownica i w konsekwencji złamał rękę – przyznaje i zaraz dodaje, że ten ciężki trening na rowerach z jednej strony przydał mu się wiele lat później, kiedy dosiadł prawdziwej maszyny żużlowej, z drugiej wypracowana technika trochę go zgubiła.

- Wchodząc w wiraż na rowerze nogę podpierającą, czyli lewą, trzeba było stawiać praktycznie na płasko, natomiast na motocyklu należało wciskać się piętą w nawierzchnię i wtedy można było umiejętnie prowadzić motocykl. To mnie właśnie zgubiło, a swojego pierwszego treningowego biegu na stadionie w Gdańsku nigdy nie zapomnę – śmieje się dzisiaj.

Na przepustce w Gdańsku

Chęć zostania żużlowcem była u pana Feliksa tak duża, że pewnego dnia namówił kolegę, z którym ścigał się na rowerach, żeby wybrali się na trening szkółki Stali Ostrów. Było to jesienią 1951 roku. Chętnych było wielu, trzeba było stanąć w kolejce i cierpliwie czekać. Zajęcia odbywały się na motocyklach przystosowanych, bardzo ciężkich i trudnych do okiełznania. Kiedy już znaleźli się na czele kolejki radość mieszała się z niepewnością.

- Pierwszy poszedł kolega, on był dobrze zbudowany i wysoki – opowiada. – Ja zaś byłem takim chucherkiem. Wsiadł chyba na Nortona lub Harleya. Dosyć siłowo jechał i w konsekwencji na jednym z wirażów ,,wysadził z siodła’’, jak to wtedy mówiliśmy. Motocykl został uszkodzony, mechanicy próbowali go naprawić, ale nie dali rady i tyle miałem z treningu. Były to ostatnie zajęcia w roku i moich marzeń o jeździe nie spełniłem, ale chyba dobrze. Miałem wtedy 15 lat i chyba nie dałbym sobie rady z ciężkimi wtedy motocyklami przystosowanymi do jazdy na żużlu. Zresztą raz przejechałem się na zwykłym Simsonie 100 na wiejskiej drodze i wylądowałem w rowie – rozkłada ręce.

Z czasem prysły marzenia o wielkim żużlu, gdyż  powodu śmierci na torze jednego z liderów Stali Ostrów Ryszarda Pawlaka (pierwszy żużlowiec, który zginął na polskich torach w trakcie zawodów) sekcję żużlową zawieszono.

Ponowna szansa na prawdziwą jazdę pojawiła się dopiero po sześciu latach w wojsku. Wcześniej pan Feliks wyjechał do podszczecińskich Polic, gdzie rozpoczął naukę w szkole zawodowej. Tym samym związał on dalsze życie ze Szczecinem, ale w wieku 20 lat musiał odbyć zasadniczą służbę wojskową. Trafił do jednostki wojskowej w Pruszczu Gdańskim. Pewnego dnia, będąc na przepustce, zamiast skorzystać z uroków nadmorskiego regionu, pojechał na żużlowy stadion w Gdańsku, gdzie budowała się drużyna Ligi Przyjaciół Żołnierza. Już na progu wchodząc na stadion odważnie stwierdził, że przed wojskiem trenował w Ostrowie. Było to takie małe kłamstewko, które jednak zadziałało. Na stadionie był akurat znany wówczas żużlowiec Walerian Blaszke, którego młody szeregowiec pamiętał z jakiś zawodów w Ostrowie i zaczął go chwalić. W rewanżu ujrzał przed sobą prawdziwy motocykl żużlowy.

- Był to najprawdziwszy FIS, na którym nigdy nie siedziałem, a co dopiero mówić o jeździe – przypomina. – Pan Blaszke po chwili zacząć wyjaśniać, jak mam operować manetką gazu. Pierwsza próba ruszenia nie była udana. Za szybko puściłem sprzęgło, ale po chwili i ponownym odpaleniu wystartowałem. Wszedłem w wiraż, złapałem odpowiedni kąt i byłem super szczęśliwy, bo jechałem jak prawdziwy żużlowiec. Żużel pięknie sypał się spod tylnego koła, aż nagle zacząłem niebezpiecznie zbliżać się do bandy. Nie wiedziałem co zrobić. Siła odśrodkowa ciągnęła mnie cały czas na zewnątrz aż w pewnym momencie zacząłem obcierać o te deski. W głowie od razu kiełkowały różne myśli, a najbardziej, że zaraz upadnę i porządnie się rozbiję. Jakoś odbiłem się od bandy i nagle motocykl wpadł w taki rezonans, że zacząłem tracić nad nim kontrolę. Po prostu za mocno trzymałem kierownicę. Pojechałem wprost przez murawę, która została świeżo położona. Byłem w szoku, przejechałem na drugą stronę toru i zacząłem rozpaczliwie bronić się przed wpadnięciem w ogrodzenie. Wyszedłem z tego i znalazłem się na prostej. Jechałem dalej aż po chwili zamknąłem manetkę gazu, dobiegł do mnie trener i pomógł mi zatrzymać motocykl. Od razu zwrócił uwagę, że mam zdartą rękawicę, zakrwawioną rękę, a kiedy będąca przy nas sanitariuszka przeczyściła dłoń okazało się, że tak starłem skórę na palcach, że w niektórych miejscach były widoczne kości – raz jeszcze mocno przeżywa swój pierwszy trening.

Ten nieudany w sumie debiut na żużlowym torze nie zniechęcił pana Feliksa, który po powrocie do jednostki zaczął starać się o stałą przepustkę na treningi. Niestety, po telefonie wykonanym do gdańskiego klubu okazało się, że już więcej nie chcieli go… widzieć na swoim torze. Same koszty renowacji murawy porządnie nadwyrężyły budżet klubu. I tak skończyła się przygoda pana Feliksa z gdańskim speedway’em, ale marzenia o pozostaniu żużlowcem nadal pozostały.

Kierunek Gorzów

Po wojsku i powrocie do Szczecina nie miał zbyt wiele czasu. Ciężko pracował w Przedsiębiorstwie Budownictwa Miejskiego nr 1 i uczył się w technikum budowlanym. Zapisał się ponadto do sekcji motocrossowej w Klubie Motocyklowym JUNAK, ale jazda po pagórkach i muldach nie sprawiała mu przyjemności. Koniecznie chciał zostać żużlowcem. Któregoś razu postanowił wybrać się do Gorzowa. Poszedł do siedziby Stali i zapisał się do szkółki, choć miał już 27 lat.

- Trafiłem pod skrzydła Kazia Wiśniewskiego, który prowadził treningi i jakoś nieźle mi zaczęło iść. Byłem nawet chwalony za twardość, odwagę, ambicję, choć często mi docinali, że jestem za stary na naukę. W tym czasie w szkółce pojawił się Edek Jancarz i miałem okazję kilka razy z nim trenować. Raz nawet nieźle się potłukliśmy, bo ja nie odpuściłem, on nie odpuścił… Doszło do sczepienia motocykli, ale na szczęście nic poważniejszego się nie stało. Wstaliśmy o własnych siłach, ale motocykle wymagały porządnego remontu. Pan Kaziu mocno wtedy nas zrugał – przyznaje.

Wielkich wyników pan Feliks w Gorzowie nie zrobił. W rozgrywkach ligowych zadebiutował w 1964 roku w meczu z Polonią Bydgoszcz, gdzie w dwóch biegach zdobył jeden punkt. Potem był jeszcze wyjazd do Rybnika, ale tam nie udało mu się wywalczyć żadnego oczka. W następnym sezonie  zaliczył tylko jeden występ ligowy, na gorzowskim torze ponownie z Polonią. I historia powtórzyła się. W dwóch biegach zdobył jeden punkt. Dzięki tym trzem występom przeszedł jednak do historii polskiego żużla jako zdobywca dwóch srebrnych medali w rozgrywkach o drużynowe mistrzostwo Polski. – Medali wtedy nie dawano. Mam tylko pamiątkowy dyplom – uśmiecha się pan Feliks.

Po trzech latach zrezygnował z kontynuowania kariery ze względu na liczne urazy. Najpoważniejszy to zerwane więzadła w barku oraz złamana stopa. Po wyleczeniu jeszcze próbował wrócić na tor, ale szybko zorientował się, że w wieku 30 lat trudno będzie mu się rozwinąć i dorównać coraz lepszym i młodszym kolegom.

- Bardzo męczące były szczególnie dojazdy. Chłopacy z Gorzowa byli na miejscu, mieli dużo swobody w pracy i jak chcieli to jechali na stadion trenować. Ja musiałem normalnie pracować i potem pędziłem najczęściej z Cześkiem Nowakiem do Gorzowa na trening, który raz się odbył, innym razem nie i to stawało się także zniechęcające. Na treningi i mecze przyjeżdżaliśmy motocyklem, najpierw Junakiem 175 ccm, potem Royalem 350 ccm. Ten drugi motocykl był stary i ciągle nam się psuł. Często mogliśmy liczyć na pomoc Jurka Padewskiego, który nam go naprawiał i tak mogliśmy przyjeżdżać na treningi – tłumaczy.

Kolekcjoner motocykli

Marzenie o zostaniu żużlowcem pan Feliks spełnił, zapisał się także w historii Stali Gorzów oraz całego polskiego żużla, bo nie każdy może pochwalić się byciem w glorii medalistów mistrzostw kraju. Mało tego, miłość do motocykli u pana Feliksa pozostała do dzisiaj. Choć w tym roku skończył 80 lat czuje się pełni sprawny, zdrowy i cały czas śmiga na jednośladach. A każdy dzień rozpoczyna gimnastyką, stąd czuje się młody. Jest uczestnikiem ogólnopolskich zlotów motocyklowych. W kolekcji ma wiele starych maszyn, na niektórych cały czas jeździ. Ma m.in. Royala Enfielda z 1940 roku czy Harleya Davidssona z 1942 roku. Mało tego, do motocykli zaraził całą rodzinę – syna Jarosława, synową Beatę, córkę Joannę, zięcia Krzysztofa, a nawet wnuka Kacpra. Żona też kiedyś z nim jeździła.

- Obowiązkowo w rodzinie interesujemy się też żużlem – śmieje się syn pana Feliksa, Jarosław. – Zresztą teraz fajnie się go ogląda, a najlepsze są turnieje Grand Prix w Gorzowie. Przed dwoma laty miałem przyjemność na swoim motocyklu wieźć do prezentacji Chrisa Holdera. Wspaniałe uczucie tak jechać wśród wiwatujących kilkunastu tysięcy ludzi – dodaje.

Pan Feliks również czasami przyjeżdża jeszcze na stadion im. Edwarda Jancarza. Utrzymuje kontakty z Zenonem Plechem. Niedawno, po ponad 45 latach, ponownie usiadł na prawdziwym motocyklu żużlowym. U nas w Gorzowie przy wielkiej fladze mistrzów Polski z 2014 roku. Ale, na koniec rozmowy, pan Feliks Olejniczak przyznał, że pozostało mu do spełnienia jeszcze jedno żużlowe marzenie.

- Czasami po nocach śni mi się, że jeżdżę na gorzowskim torze. Dzisiaj jest to piękny stadion i byłoby coś wspaniałego przejechać się tu na motocyklu żużlowym. Bez szaleństwa oczywiście – zapewnia z błyskiem w oku.

Robert Borowy

 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x