więcej

więcej
Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Żużel »
Bony, Horacji, Jerzego , 24 kwietnia 2024

Srebrny sezon gorzowskich żużlowców

2018-10-16, Żużel

Żużlowcy Cash Broker Stali Gorzów od trzech sezonów nie schodzą z podium drużynowych mistrzostw Polski.

medium_news_header_23042.jpg

W 2016 roku stalowcy wywalczyli dziewiąte w historii klubu mistrzostwo kraju, przed rokiem był brązowy medal, zaś w zakończonych pod koniec września tegorocznych rozgrywkach cieszyli się ze srebrnego medalu.

Dobra passa naszego zespołu trwa jednak dłużej. W 2011 roku żółto-niebiescy sięgnęli po brązowy medal i był to pierwszy od 11 lat tak duży sukces w rozgrywkach ligowych. Rok później mieliśmy wicemistrzostwo, natomiast w 2014 roku pierwszy od 31 lat tytuł mistrzowski. Gdy to wszystko podliczymy, okazuje się, że na przestrzeni zaledwie ośmiu ostatnich sezonów kibice cieszyli się aż z sześciu medali. Ostatni raz tak wspaniałą serię mieliśmy w czasach jeszcze ,,złotej drużyny’’ na przełomie lat 70. i 80.

Rotacja kadrowa

Powróćmy jednak do minionego sezonu ligowego. Przed jego rozpoczęciem działacze klubu podjęli odważną decyzję o podziękowaniu za dotychczasową współpracę Nielsowi Kristianowi Iversenowi i Przemysławowi Pawlickiemu. Powodów tej edycji było kilka. Tak naprawdę obaj zawodnicy sami chcieli zmienić klimat, do tego ten drugi mocno rozczarował w fazie play off, zaś Duńczyk już drugi raz na najważniejszą fazę sezonu nie był w stanie pomóż drużynie z powodu kontuzji (wcześniej było to w 2014 roku). Ale najistotniejsza przyczyna tkwiła w budżecie klubu. Przez brak awansu do finału rozgrywek w 2017 roku kasa klubowa nie wzbogaciła się o planowanych kilkaset tysięcy złotych i z tego powodu trzeba było zacisnąć pasa. Dokonano jednego zaledwie transferu, pozyskując z Wrocławia Szymona Woźniaka. Pozostawiono w kadrze Linusa Sundstroema i zrezygnowano z zakontraktowania zawodnika oczekującego. Chwilowo był nim Peter Ljung, ale kiedy zwrócił się z prośbą o wypożyczenie go do Lokomotivu Daugavpils nikt mu w klubie nie czynił trudności.

Niestety, początek sezonu dla gorzowian był fatalny. Nie chodzi o wyniki sportowe, bo inauguracyjny mecz z Get Well Toruń stalowcy pewnie wygrali (54:35), ale już w tym spotkaniu Hubert Czerniawski złamał obojczyk. Zaraz po nim poważnego złamania kostki w lidze angielskiej doznał Martin Vaculik. Uraz był na tyle poważny, że Słowak powrócił na tor dopiero po ponad dwóch miesiącach. Z powodu braku seniora natychmiast podjęto decyzję o zakontraktowaniu wychowanka Falubazu Zielona Góra, ostatnio jeżdżącego w Toruniu Grzegorza Walaska. W połowie kwietnia złamanie obojczyka przytrafiło się Rafałowi Karczmarzowi i do Wrocławia Stal pojechała tylko z jednym młodzieżowcem. Kontuzji nabawił się także Krzysztof Kasprzak, ale w jego przypadku uraz nie okazał się na tyle groźny, żeby musiał on dłużej pauzować. Po krótkim wypoczynku powrócił do ścigania i nie opuścił żadnego spotkania ligowego.

Medal wzięty w ciemno

Kiedy wydawało się, że lista tych nieszczęść jest już za gorzowskim zespołem w połowie czerwca w Pile poważny wypadek zanotował ponownie Karczmarz i choć potem pojechał na mecz do Częstochowy, to po jednym biegu został wycofany. To nie wszystko. W trakcie jednego z meczów w lidze szwedzkiej urazu stopy doznał Szymon Woźniak. Co prawda dokończył zawody, pomimo bólu nogi, ale po powrocie do Polski i przeprowadzeniu badań okazało się, że kontuzja jest na tyle poważna, że potrzebny był zabieg operacyjny. Z tego powodu indywidualny mistrz Polski sprzed roku musiał odstawić motocykle na miesiąc. Ponadto ciężkiej kontuzji w lipcu, eliminującej go do końca sezonu, doznał Filip Hjelmland, choć w jego przypadku nie wpłynęło to na osłabienie zespołu, gdyż nie znajdował się on w orbicie zainteresowania trenera Stanisława Chomskiego. Inaczej to wyglądało w sytuacji Sundstroema, bo Szwed był awizowany na półfinałowy mecz do Częstochowy, lecz w przeddzień mecze w finale mistrzostw Europy w Brovst tak nieszczęśliwie upadł, że został odwieziony do szpitala i musiał potem przez kilka dni pauzować. Z kolei w pierwszym finałowym pojedynku z Fogo Unią kontuzji otwartego złamania paliczka u dłoni doznał Czerniawski. Uff… tak pechowej serii nie pamiętają najstarsi kibice Stali.

- W obliczu tak dużej liczby kontuzji i urazów zdobycie srebrnego medalu jest sporym sukcesem. Można oczywiście doszukiwać się słabszych chwil, ale powiedzmy sobie obiektywnie, że z przebiegu sezonu ligowego Fogo Unia była najlepszym zespołem i w pełni zasłużyła na mistrzostwo. My zaś powinniśmy docenić ten srebrny medal, który przed rozgrywkami każdy wziąłby w ciemno – uważa Marek Towalski, były wielokrotny medalista mistrzostw Polski z zespołem Stali.

Zadecydowały niuanse

Nie tylko Marek Towalski jest zdania, że skoro trenerzy Stanisław Chomski i Piotr Paluch przez większą część rundy zasadniczej nie mieli do dyspozycji wszystkich zdrowych zawodników sam awans do strefy medalowej należy uznać za spore osiągnięcie. Zwłaszcza że gorzowianie ten awans uzyskali naprawdę w ładnym stylu. Na własnym torze wygrali sześć spotkań i jedno zremisowali. Do tego dorzucili dwie wygrane na wyjeździe w Zielonej Górze oraz Tarnowie. Ich bilans punktowy (21) został uzupełniony o cztery bonusy, co dało drugie miejsce za Fogo Unią. W półfinale play off nasi pewnie dwukrotnie wygrali z forBet Włókniarzem Częstochowa (49:41 i 51:39), zaś w pierwszym finale pokonali leszczynian 46:44. W rewanżu jeszcze po dziewięciu biegach gorzowianie byli mistrzami kraju, bo w tym momencie remisowali 27:27. Potem przyszła seria kilku słabszych wyścigów i trzeba było pogodzić się z odebraniem srebrnych medali.

- W trakcie rewanżu w Lesznie w pewnej chwili rozbudziliśmy nadzieje wśród kibiców, ale oceniać nasz wynik musimy przez pryzmat całego sezonu – mówił zaraz po dekoracji Stanisław Chomski. – Za nami znalazło się sześć drużyn, z których każda w ciemno wzięłaby nasz medal. Nie chcę tutaj przypominać wszystkich naszych tegorocznych kłopotów, ale o jednej rzeczy warto wspomnieć. Po kontuzji Vaculika w Anglii przez pewien czas wydawało się, że w ogóle nie powróci on w tym sezonie na tor. Jakoś sobie z tym poradziliśmy, lecz pojawiły się następne kontuzje. Dojechaliśmy jednak do finału, w którym walczyliśmy do końca. Nie udało się, ponieważ o końcowym rozstrzygnięciu zadecydowały niuanse – dodał.  

Perspektywiczna młodzież

Nie tylko rozgrywkami ligowymi prawdziwi kibice Stali żyli. Jeżeli chodzi o sukcesy seniorów to warto przypomnieć występ Bartosza Zmarzlika w finale Złotego Kasku. Nasz zawodnik na torze w Pile uplasował się na drugiej pozycji za Jarosławem Hampelem. Z kolei w finale indywidualnych mistrzostw Polski w Lesznie był czwarty. Na piątej pozycji finał w mistrzostwach Polski par klubowych w Ostrowie ukończyli zaś Krzysztof Kasprzak i Szymon Woźniak. Na arenie krajowej nieźle poradzili sobie juniorzy, którzy cieszyli się z dwóch srebrnych medali. Oba wywalczyli zresztą na gorzowskim torze. Najpierw Rafał Karczmarz, Hubert Czerniawski i Mateusz Bartkowiak zostali wicemistrzami kraju juniorów w parach, a potem ten tercet uzupełniony Alanem Szczotką sięgnął po drużynowe wicemistrzostwo Polski w kategorii do 21 lat. Także na arenach międzynarodowych nasza młodzież była widoczna. Rafał Karczmarz razem z zespołem narodowym sięgnął po drużynowe mistrzostwo świata U-21 na torze w duńskim Outrup, zaś w łotewskim Daugavpils przyczynił się do zdobycia przez naszą młodzieżową reprezentację srebrnego medalu w drużynowych mistrzostwach Europy. Duży sukces odniósł zaledwie 15-letni Mateusz Bartkowiak, który w Toruniu wywalczył indywidualne wicemistrzostwo świata w klasie 250 ccm. Do tego Czerniawski pojechał w niemieckim Stralsund w finale indywidualnych mistrzostw Europy juniorów (zajął 13 miejsce), a Szczotka w Pucharze Europy do 19 lat w fińskim Varkaus, gdzie był piąty.

W ocenie Piotra Palucha miniony sezon nasza młodzież może zaliczyć po stronie sukcesów. Jak mówi trener, do pełni szczęścia zabrakło jednego złotego medalu na krajowym podwórku, ale trzeba umieć docenić to co się zdobyło.

- Mamy nadal perspektywiczną drużynę, bo najstarszy Rafał Karczmarz ma dopiero 19 lat, reszta jest młodsza. Mateusz nawet o cztery lata. W przyszłym roku powinniśmy kontynuować medalową serię, bo chłopacy cały czas czynią postępy – kończy Piotr Paluch.

Przebił Jancarza

Na arenach międzynarodowych największy sukces odniósł oczywiście Bartosz Zmarzlik. Po brązowym medalu indywidualnych mistrzostw świata w 2016 roku teraz przyszedł czas na zrobienie kolejnego kroku i wywalczenie srebrnego medalu. Tym samym jest już lepszym od legendarnego Edwarda Jancarza, który w IMŚ miał jeden medal. Mało tego, żaden z wcześniejszych polskich przynajmniej podwójnych medalistów tych rozgrywek nie sięgnął po dwa krążki w wieku zaledwie 23 lat.

Miniony sezon Grand Prix był dla Bartosza Zmarzlika zdecydowanie najlepszy i nie chodzi tutaj tylko o końcowy wynik. W dziesięciu turniejach nasz zawodnik wywalczył 129 punktów, co dało mu świetną średnią 12,9 punktów na jedne zawody. Przed dwoma laty, kiedy debiutował jako stały uczestnik, ta jego średnia wynosiła 11,6 a przed rokiem 10,1. Niemniej i tak po toruńskich zawodach pojawiły się pytania, czy gdyby miał on lepszy początek sezonu w Grand Prix, to łatwiej byłoby walczyć mu o mistrzostwo z Taiem Woffindenem? Sam zainteresowany powiedział wprost, że tego rodzaju ,,gdybanie’’ nie ma już żadnego sensu.

- Byłem słabszy na początku sezonu, podejmowaliśmy do tego złe decyzje. Podobnie było przed rokiem. W pierwszych turniejach jadę słabo. Widocznie trzeba dać mi z liścia, żebym jechał lepiej – zażartował, ale po chwili już na poważnie dodał, że już myśli o przyszłym roku.

- Mamy zakupione części, powoli wszystko składamy, ale czy ta nasza zimowa praca przyniesie efekty od początku sezonu, to już okaże się wiosną. Wszystko zweryfikuje tor. Chciałbym systematycznie, z roku na rok eliminować błędy, ale niczego nie mogę zagwarantować. To jest jednak sport, tu wszystko może się zdarzyć. Mogę już teraz obiecać, że zawsze będę dawał z siebie więcej niż 100 procent. Swoją drogą, polscy kibice żużla są zdecydowanie najlepsi na świecie, ja jestem drugi, dlatego teraz będę starał się im dorównać – zakończył.

Robert Borowy

Fot. Marcin Szarejko

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x