więcej

więcej
Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Żużel »
Marka, Wiktoryny, Zenona , 29 marca 2024

Najlepiej jeździło mu się z Piotrem Świstem

2024-01-05, Żużel

Jednym z pierwszych obcokrajowców startujących w gorzowskiej Stali, który zyskał wielką sympatię wśród kibiców żółto-niebieskich był Antal Kócsó.

Antal Kócsó podczas derbów lubuskich w Zielonej Górze
Antal Kócsó podczas derbów lubuskich w Zielonej Górze Fot. Robert Borowy

Antal Kócsó znalazł się w pierwszej grupie stranieri, przybyłych do Stali Gorzów w 1991 roku. Razem z nim do Stali przyjechali Olli Tyrväinen (Finlandia), Klaus Lausch (Niemcy) i Tony Olsson (Szwecja).

- Tych pierwszych obcokrajowców dostaliśmy tak naprawdę w spadku po poprzednim zarządzie – przypomina Jerzy Synowiec, który prezesem klubu został na początku 1991 roku. – Byli to zawodnicy z łapanki, ale zakontraktowano widocznie takich, jakich można było w danym momencie sprowadzić. Jak czas pokazał, tylko Kócsó się sprawdził – dodaje.

 

Najpierw armia, potem Vojens

Urodzony 22 grudnia w 1962 roku w Szeged Antal Kócsó długo nie mógł się zdecydować, kim tak naprawdę chce zostać. W dzieciństwie uwielbiał grać w szachy. Potem wpadł na pomysł zostania bokserem, ale gdy poszedł na trening i zamiast rękawic bokserskich trener nakazał mu biegać natychmiast zrezygnował i przerzucił się na motocross. Kiedy miał 16 lat usłyszał od kolegi, że dużo łatwiej jeździ się na żużlu i tam łatwiej też o sukcesy. Spróbował, ale tak na dobre zaczął ten sport uprawiać dwa lata później. Szybko przyszły pierwszy sukcesy. Jako 18-latek został wicemistrzem Węgier w kategorii młodzieżowej. Rok później został brązowym medalistą mistrzostw kraju w parach, startując razem z László Mészárosem. Kiedy już wdrożył się w jazdę i zaczęło mu iść coraz lepiej pojawiły się kłopoty.

- W 1982 roku nabawiłem się paskudnej kontuzji nogi i cały rok przez to straciłem – mówił nam przed laty Antal Kócsó. – Gdy wyzdrowiałem od razu przyszła kolejna ciężka kontuzja. Dopiero pod koniec 1983 roku mogłem usiąść na motocykl.  Niewiele jednak pojeździłem, bo dostałem wezwanie do wojska i na dwa lata mogłem zapomnieć o żużlu – dodał.

 

 

Na tor powrócił dopiero w 1986 roku i tak na dobre dopiero od tego momentu mógł skupić się na normalnej jeździe. A miał już 24 lata. Nie przeszkodziło mu to w szybkim awansie do finału indywidualnych mistrzostw świata, co w tamtym okresie nie było łatwym zadaniem dla żużlowców z tak zwanej strefy kontynentalnej. Tylko pięciu corocznie miało szczęście pojechać w decydującej rozgrywce o medale.

- W opinii fachowców spisałem się – jak na debiutanta – bardzo dobrze – przypomina. – Wywalczyłem wtedy na torze w Vojens sześć punktów co dało mi jedenastą pozycję. Jednak sam nie byłem z tego występu zadowolony, gdyż liczyłem na zdecydowanie lepszy rezultat. Swój optymizm opierałem na dobrej znajomości toru, znakomicie przygotowanym sprzęcie i wysokiej w tym czasie formie sportowej. Podczas finału kontynentalnego w Lesznie testowałem nowy motocykl z silnikiem od Fine Rune Jensena i zająłem drugie miejsce. Przed finałem w Vojens dokonaliśmy kilku drobnych poprawek i na treningu czułem się świetnie. Był wtedy twardy tor. Niestety, dwie godziny przed finałem spadł deszcz i zrobiło się błoto. Nic nie mogłem już z tym zrobić – przyznał.

 

O włos od medalu

Węgier nie miał już więcej okazji pojechać w finale IMŚ. Największą szansę miał w 1992 roku, ale do Wrocławia pojechał jako rezerwowy. – W półfinale w Bradford w ostatnim wyścigu jechałem na drugiej pozycji, ale atakując niepotrzebnie pierwszą pozycję wjechałem w dziurę i upadłem. Potem raz jeszcze upadłem w drugim biegu dodatkowym i zaprzepaściłem szansę wystartowania w finale światowym – przyznał.  

Kócsó był też sprawcą dużej niespodzianki na długim torze. W 1993 roku pojechał w finale indywidualnych mistrzostw świata w Mühldorf  i był o włos od wywalczenia medalu. Ostatecznie zajął czwarte miejsce z takim samym dorobkiem punktowym jak trzeci Szwajcar Marcel Gerhard. Jak powiedział potem, ponownie przegrał z deszczem, nie z rywalami, bo nie był przygotowany na miękką nawierzchnię toru.

- Do tego wszyscy byli wyposażeni w różnorodny sprzęt, ci najlepsi mieli po trzy motocykle i mogli wybierać w zależności od zmiany warunków torowych. Ja pojechałem na jednym motocyklu, do tego wynajętym tylko na te zawody – przypomina.

Niemniej jest to najlepszy wynik w historii węgierskiego żużla i zapewne długo jeszcze będzie, obserwując kryzys, jaki dotknął tamtejszy speedway. Czy to na klasycznym czy długim torze.

Co ciekawe, choć Kócsó przez wiele lat był najlepszym Węgrem na żużlowych torach nigdy nie sięgnął po mistrzostwo swojego kraju. W latach 1988 i 1993 dwukrotnie był wicemistrzem, a w 1986 roku brązowym medalistą.

- To były jednak czasy, kiedy mieliśmy nawet 150 licencjonowanych zawodników, dzisiaj jest ich kilku – martwi się, ale zaraz dodaje, że razem z przyjaciółmi stara się zbudować tor w regionie Csongrad. Uważa, że jak uda się doprowadzić do tego to znajdzie chętnych do jazdy.

Z innych sukcesów należy przypomnieć, że trzykrotnie pojechał w finale mistrzostw świata par. Najpierw w Bradford w 1988 roku oraz w Lesznie rok później razem z Zoltánem Adorjánem dwukrotnie zajmował szóste miejsce w stawce dziesięciu par. W ostatniej edycji w 1993 roku w Vojens pojechało już tylko siedem par i  Kócsó z Adorjánem, uzupełnieni rezerwowym Józsefem Petrikovicsem, zajęli ostatnie miejsce.

 

Utknął w śnieżnej zaspie

W Stali Gorzów Antal Kócsó jeździł w latach 1991-93. Wystąpił w sumie w 28 meczach, w których zdobył 308 punktów i 13 bonusów. W 1992 roku przyczynił się do wywalczenia przez nadwarciański zespół srebrnego medalu. Jak często powtarzał, najlepiej jeździło mu się w parze z Piotrem Świstem. We wszystkich sezonach nasz węgierski bratanek utrzymywał wysoką formę. W 1991 roku ze średnią 2,07 punktu na bieg był gorszy w zespole tylko od powracającego do zdrowia Śwista (2,29). W następnym sezonie co prawda wyższą od niego średnią miał nie tylko Świst (2,44), ale i Bohumil Brhel (2,34), przy czym Kocso wyraźnie się poprawił i jego wynik 2,32 był również imponujący. Najwyższą średnią (2,51) uzyskał w trzecim roku startów w 1993 roku.

Antal Kócsó często na zawody jeździł ze swoją uroczą małżonką Ewą, która pełniła w jego skromnym teamie funkcję kierowcy i mechanika. – Wołałbym, żeby nie musiała jeździć ze mną i denerwować się w czasie zawodów. Wybierając się jednak w długą podróż musiałem mieć kogoś, kto mógłby mnie zmienić w drodze. Ponadto nie miałem mechanika i żona dużo pomagała mi w parkingu – dodał.

Ze startami sympatycznego wąsacza wiązały się różne wydarzenia. Jedno z nich dotyczyło inauguracji ligowej w Lesznie w 1993 roku. Kócsó nie dotarł do miasta Alfreda Smoczyka na czas, ponieważ… utknął w śnieżnych zaspach w okolicach Nowego Sącza. Po wydostaniu się z okopów, Węgier pędził do Leszna na złamanie karku, ale na stadion dotarł dopiero po ósmym biegu. Nie mógł już wystartować w tym spotkaniu, a jego miejsce zajął Piotr Paluch.

Zapytany, czy żużel spełnił jego oczekiwania od razu stwierdza, że nigdy nie żałował swojej decyzji. W jednym z wywiadów przyznał bowiem, że speedway dał mu wiele niezapomnianych wrażeń i pięknych chwil w życiu.

- Dzięki żużlowi miałem okazję zwiedzić wiele krajów. W Danii i Anglii nawet mieszkałem przez kilka miesięcy, dzięki czemu poznałem ludzi, kulturę i obyczaje panujące w tych państwach – zakończył.

Robert Borowy

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x