Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Bony, Horacji, Jerzego , 24 kwietnia 2024

Jak ktoś ma ochotę gdzieś pójść, to pójdzie

2014-06-24, Nasze rozmowy

Z Janem Tomaszewiczem, dyrektorem teatru im. J. Osterwy, rozmawia Renata Ochwat

medium_news_header_7911.jpg

- Czy ludzie jeszcze chodzą do teatru? Bo wszak w mieście jest sporo innych instytucji, które mogą teatrowi odebrać widzów.

- Naturalnie, że chodzą, bo czemu mieliby nie. Oczywistym jest, że w mieście są inne instytucje, do których trafiają widzowie choćby z racji swoich przyzwyczajeń i nawyków, a po drugie z racji zaciekawienia, wrażliwości wewnętrznej, którą każdy z nas posiada, a która kieruje nas na wernisaż, do galerii, do filharmonii do klubu jazowego czy w końcu do teatru. Tego można było doświadczyć ostatnio na Nocnym Szlaku Kulturalnym. Nasz program zaczynał się o 23.00, co do końca nie było taką zachęcającą porą, no i sama forma, bo teksty Zbigniewa Herberta, Edwarda Stachury, a ja byłem zaskoczony, że tak dużo osób przyszło i z dużym zaskoczeniem, ale i przyjemnością oglądali ten nasz program. Dla mnie oznacza to jedno, że warto przed widzem się pokłonić w różnych formach teatralnych. Gorzów jest specyficznym miastem, to trzeba jednoznacznie stwierdzić, ale trzeba znaleźć patent na to miasto.

- Co pan ma myśli, mówiąc, że Gorzów jest specyficznym miastem?

- Specyficznym, jak każde inne. Dla przykładu - wielkość. Widzowie mają wymagania takie, jakby to była metropolia, która ma około miliona osób. Natomiast miasto i okolica najbliższa to około 140 tysięcy mieszkańców. A jak wyłączyć z tego osoby, które nie są aktywne i małe dzieci, to liczba kurczy się w pewien sposób. My w sezonie artystycznym mamy około 80 tys. widzów. Co się przekłada na około 10 procent mieszkańców. Trzeba też pamiętać, że część widzów przychodzi wielokrotnie, na premiery, potem na spektakle. Ale i tak ten wskaźnik mieści się w statystycznych szacunkach, jakie mają inne teatry w Polsce. I to jest norma. Oczywiście chciałoby się, aby wszystkie sale koncertowe, galerie i inne tego typu miejsca były wypełnione. Ale to nie jest technicznie możliwe.

- Ależ to by była utopia…

- Utopia? Nie, zwyczajnie jest to nierealne. Nawet myślenie o takim marzeniu, aby wszędzie był komplet jest nierealne. To musimy sobie uświadomić. I jak planujemy jakieś imprezy, musimy mieć wiedzę, że albo się powiedzie, albo nie. Trzeba realnie patrzeć na rzeczywistość, która nas otacza.

- No właśnie, takie sobie średnie miasto, a jednak ktoś chodzi i do teatru, i do filharmonii.  A czy jeszcze są tacy ludzie, którzy mówią, że nigdzie nie chodzą, bo jest kryzys i ich nie stać?

- Ale co to znaczy kryzys? Nawet finansowy? Jeśli patrzymy na nasze zarządzanie finansami, to musimy sobie odpowiedzieć na pytanie czy my mamy taką potrzebę, aby gdziekolwiek pójść. Kryzys to wypadkowa różnych czynników. Ale to my dzielimy pieniądze. Jeśli nawet musimy przypiąć pasa, to my decydujemy, na co i ile możemy wydać. Możemy częściej chadzać do restauracji, czy też kupić droższe ubranie, lub też czy kupić nowy, kosztowniejszy samochód. Ale ważne jest też, aby odpowiedzieć sobie na pytanie czy mamy taką potrzebę, nawet w tych ostrych finansowych rygorach, aby pójść do filharmonii lub teatru. To tu jest problem, w głowie. I broń Boże, nie mówmy o tym, że jest kryzys na zapotrzebowanie intelektualne, bo to tak trzeba określić. Nie można mylić kryzysu finansowego z naszymi potrzebami. Może administrator danej instytucji, intendent jakby to zabrzmiało z niemiecka, zwyczajnie nazywany dyrektorem, może odczuć, że jest mniej pieniędzy, bo musi gdzieś poukładać sensownie te klocki, zwane budżetem, ale po to on jest powołany, aby te klocki tworzyły sensowną całość. To on musi sprawić, aby ów kryzys nie był odczuwany. Ale to są już nasze wewnętrzne sposoby, swoista licentia poetica, której mówić nie będziemy. Ja osobiście nie podzielam tego zdania o kryzysie. Jak ktoś ma ochotę gdzieś pójść, to pójdzie, jak nie, to nie. Jak coś jest dobre, to się broni. Może to źle zabrzmi, ale widzowie to jest target. Wiem, koledzy artyści powiedzą, że kultura to nie jest fabryka gwoździ, ale to się niestety także rządzi prawami ekonomii. I owa zasada nie interesuje widza, ale tego zarządzającego instytucją. To on ma rozmawiać z władzami na szczeblu miasta, powiatu czy województwa tak, aby finansowanie instytucji było w miarę ciągłe. Widz powinien mieć komfort oglądania wydarzeń.

- No właśnie, oglądanie wydarzeń. To już koniec sezonu i rusza Scena Letnia, która jest darmowym prezentem teatru dla widzów…

- Ten prezent jest tak naprawdę od miasta. Pomysł jest faktycznie mój, ale pieniądze są miejskie. Ja się cieszę, że to jest 12 już edycja. Proszę źle nie odebrać moich słów, ale w Gorzowie bardzo często jest tak, że wpadamy na jakiś pomysł, jest fajnie, ale brakuje kontynuacji, nie ma cykliczności. Dlaczego, tego nie wiem. Dlatego na szczęście jak na razie miasto przekazuje pieniądze na Scenę Letnią. Bywa, że jest ich mniej, bywa więcej, ale jest. Oczywiście trzeba się trzymać tego założenia, że jest to forma teatru ogródkowego. To jest taka forma, jaka stała się szalenie popularna w okresie międzywojnia. Polegało to i polega na tym, że ludzie przychodzą i im nie przeszkadzają czynniki akustyczne, jak tramwaje, dzwony kościelne, psy, bo te wszystkie dźwięki wpisane są akurat w tę formę. Należy pamiętać, że Scena Letnia jest wkomponowana w życie miasta. W naszym przypadku tutaj w samym centrum. Przecież teatr jest w pięknym parku, który, mam nadzieję, też odzyska swoją funkcję. No i Scena jest i znów w lipcu będzie w piątek w południe coś dla dzieci, a w sobotę i niedzielę wieczorem coś dla dorosłych. Będą to różne formy…

- Jakie?

- Może to trochę dziwnie zabrzmi, ale chciałbym uratować coś od zapomnienia. Chciałbym aby widzowie gorzowscy mogli się spotkać z panią Zofią Czerwińską (aktorka drugiego planu, niezwykle charakterystyczna, pamiętna choćby przez rolę sekretarki w „Czterdziestolatku” – red.). To aktorka podziwiana od „Rejsu” począwszy, na „Kiepskich” skończywszy. A po drodze „Alternatywy 4” i parę znakomitych innych ról. Chciałbym, aby właśnie ona podzieliła się swoją refleksją na temat aktorstwa, roli teatru. Rozmawiał z nią będzie znany już dość dobrze w Gorzowie Władysław Grzywna. Chciałbym też, aby widz gorzowski spotkał się z Romanem Kłosowskim, który od 10 lat jest związany z naszym teatrem. To jest nasz aktor, który ma swoje lata i też problemy ze zdrowiem, ale cały czas ma olbrzymi głód sceny. On jest szczęśliwy, że przyjeżdża do nas, tym razem z panią profesor Jadwigą Opalińską, aktorką, wykładowczynią, autorką książki o nim, i przeżyjemy sobie razem ten wieczór z nim, ale i z Marzeną Wieczorek, która w ten wieczór będzie śpiewała jako Córka z „Rewizora” śpiewała (genialną rolę w spektaklu według Mikołaja Gogola zagrał właśnie pan Roman Kłosowski w Teatrze Osterwy – red.). Swój jubileusz aktorski obchodzi pan Jan Peszek i wystąpi ze „Scenariuszem dla nieistniejącego, lecz możliwego aktora instrumentalnego” Bogusława Schaeffera. No i jest jeszcze jedna sprawa. Mamy w Gorzowie jazz, reggae, klasyka, ale nie ma bluesa. A ja uwielbiam bluesa. Może więc zaczniemy takie koncerty przez Scenę Letnią, fajnie by było pokazywać przez tę małą, kompaktową scenę pokazywać takie wydarzenia. Czy to się sprawdzi, nie wiem, ale próbować trzeba. Zaprosiliśmy dość ciekawą grupę, która przyjedzie i nam zagra. Przyjedzie też Marek Koterski z Małgorzatą Bogdańską, która zagra monodram „Moja droga B”. Warto, żeby widzowie poznali tego fantastycznego reżysera (m.in. kultowy „Dzień świra” - red.). Cieszę się, że te 15 spektakli, które się pojawią przez cały lipiec, który jest wpisany w nasz letni kalendarz, że w sobotę i niedzielę to się idzie do teatru, jest kontynuowany. Bo jak już powiedziałem wcześniej, nie wszystkie rozpoczęte projekty, kiedyś tam, doczekały się następnych edycji.

- Ale przecież gorzowianie kochają Scenę Letnią, bo nie raz, nie dwa widziałam ogonki widzów na długo przed otwarciem wejścia na darmowy spektakl, tylko po to, aby usiąść jak najdogodniej. Bez Sceny trudno sobie lato wyobrazić… To się dobrze gorzowianom wpisało w kalendarz.

- No tak. Proszę zauważyć, że nieraz jest coś za darmo i ludzie nie przychodzą. My, miasto, teatr, szukamy odbiorcy. Raz jest więcej ludzi, raz mniej. Wiadomo, że jak jest gwiazda znana z okienka, to widzów jest bardzo dużo, ale myślę, że właśnie dla tego widza, który szuka oszczędności i czasami mu trudno wydać pieniądze na bilet, właśnie taki widz potrafi znaleźć czas, żeby przyjść na darmowy spektakl lub inne wydarzenie, aby te wakacyjne wieczory tutaj sobie przyjemnie spędzić. To też jest pewnego rodzaju spotkanie towarzyskie. Ludzie dzielą się poglądami, myślami, że powtórzę, tak planują sobie czas, aby sobotę i niedzielę spędzić u nas, w teatrze. I to jest piękne i o to naprawdę chodzi.

- Ale przecież po Scenie Letniej, niemal z marszu wchodzimy w nowy sezon. Czym nas, fanów Osterwa zaskoczy? Nowe twarze, kogoś nie zobaczymy?

- Tajemnicą nie jest, że odchodzi Adrianna Góralska. Dokonuje swoich własnych życiowych wyborów. Ja się cieszę, że chce gdzieś dalej coś dla siebie robić. Natomiast przyszła do nas Marta Karmowska, która zagrała Karczmarkę w „Wesołych kumoszkach z Windsoru” Szekspira. No i jeśli finanse pozwolą, to chciałbym zatrudnić jeszcze jedną aktorkę, ale to zobaczymy. A przyszły sezon jest troszkę uzależniony od remontu.

- Jakich?

- Rozpoczynamy remont pracowni teatralnych. Chcę, aby te budynki, które zostały wybudowane na tymczasowo, ta kubatura miała pewien kształt i porządek. Będą duże okna szprosowe, tak, aby było widać, jak te pracownie wyglądają. Chcę przenieść pracownię krawiecką do części wydzielonej z pracowni plastycznej, aby zyskać miejsce na studio dla pracy z młodzieżą. Prawdziwe laboratorium pracy, do czytania tekstów zarówno dawnych, jak i współczesnych. Bo przecież my nie potrafimy czytać klasyki. Mam nadzieję, że te wszystkie remonty skończymy w październiku, no może na początku listopada. No i w tym czasie ruszamy z produkcją „Królowej Śniegu”. Chciałbym, aby w grudniu pojawiła się duża produkcja, taka baśń…

- To znaczy taka, że przyjdę i usiądę na widowni, oczywiście nie tylko ja, ale i inni, co kochają teatr też, po czym kurtyna pójdzie w górę, a nam na moment odbierze oddech i zgodnie westchniemy szepniemy – Boże jak pięknie…

- No właśnie tak. Taka baśń, tak chciałbym. Tak po prostu będzie (śmiech). Poza tym prowadzę rozmowy z dwoma reżyserami, na pewno zrobimy „Odprawę posłów greckich” Jana Kochanowskiego, bo klasyka musi być. A poza tym nasze spektakle są trochę zależne od tego, co się teraz dzieje, bo nasz spektakl „Ony” Marty Guśniowskiej został zauważony w Polsce…

- Co pan ma na myśli?

- Znalazł się w finale konkursu na dramat współczesny i zaczynamy z nim jeździć. Pokażemy go w Teatrze Powszechnym w Warszawie, potem jedziemy do Zabrza (jeden z bardziej liczących się przeglądów sztuki współczesnej w Polsce – red.). Także „Wesołymi kumoszkami z Windsoru” Szekspira oraz „Nieobecnymi” zainteresował się Teatr TVP Kultura, chcą tu przyjechać i nagrywać, czekamy na decyzję.

- Jednym słowem sukces…

- Nie używam tego określenia. Poza tym zapytanie dość poważne przyszło z festiwalu szekspirowskiego w Gdańsku dotyczące „Kumoszek” (najważniejszy festiwal Szekspirowski w Polsce – red.), decyzje zapadną lada chwila. Poza tym zakwalifikowaliśmy się na ogólnopolski festiwal komedii w Tarnowie, też z „Kumoszkami”, to we wrześniu. No i „Kumoszki” jadą też na 20-lecia Jacka Głomba w Legnicy. Dość przypomnieć Jacek Głomb wyreżyserował ten spektakl. Tak więc trochę będziemy na początku sezonu się rozjeżdżać, ale i to dobrze, bo ze względu na remont nic nowego nie mamy szansy zacząć. Przymierzamy się też do czegoś nowego. Chciałbym, aby Jacek Głomb napisał spektakl o Stilonie.

- No coś ciekawego pan nam mówi…

- Tak, uważam, że to się powinno pojawić. Będzie 760-lecie miasta, 70-lecie teatru, 100-lecie funkcjonowania zawodowego teatru w tym mieście. I to byłaby dobra propozycja. Zobaczymy. Poza tym na Romane Dyvesa przyjeżdża Artur Paliga, chce zobaczyć to wszystko, a chciałbym mu też pokazać Papuszę od innej strony, być może będzie spektakl. Zobaczymy. Ale to nie wszystko, chciałbym jeszcze zrobić Sylwestra w Teatrze. Ale to wszystko zależy od Artura Barcisia i jego kalendarza. Bo to on przygotowywałby specjalny spektakl w typie włoskim, i też czekam na decyzję.

- A co z dramatem współczesnym, bo od jakiegoś czasu to też jest znak firmowy Osterwy?

- Na pewno będzie. Rozmawiałem już z Martą Guśniowską, która pochodzi z Międzyrzecza, aby stworzyć jakąś bajkę na podstawie lokalnych mitów i opowieści. Uważam, że to powinniśmy robić, takie spektakle powinny się w teatrze pojawiać. Trzeba widza szanować.

- I tego teatrowi życzę. Dziękuję za rozmowę.

Jan Tomaszewicz, od 2002 roku dyrektor Teatru Osterwy w Gorzowie. Urodził się 21 lipca 1956 roku w Wiktoryszkach (powiat Wilno, Litwa). Z wykształcenia politolog (Wydział Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, 1999). Dyplom aktora uzyskał w 1983 roku w Studio Wokalno-Aktorskim przy Teatrze Muzycznym im. Danuty Baduszkowej w Gdyni. Ukończył także Podyplomowe Studium Menadżerów Kultury w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie (2007).

W 1979 w Teatrze Muzycznym w Gdyni zadebiutował jako aktor w musicalu Alicja w krainie czarów (1980). Później występował w Bydgoszczy (w latach 1983-1985, Teatr Polski, m.in. Sen srebrny Salomei i Pan Damazy) oraz w Warszawie (1985-1992, Teatr Syrena, m.in. Szalone lata i Bez seksu proszę). W 1984 roku był asystentem choreografa w sztuce Niech no tylko zakwitną jabłonie Agnieszki Osieckiej, wystawionej na scenie w Bydgoszczy, a w 1991 roku asystentem reżysera w przedstawieniu Taniec kogutów (Teatr Syrena, reż. Stanisław Broszkiewicz). W 1992 roku został dyrektorem Teatru im. Leona Kruczkowskiego w Zielonej Górze. Jako aktor zagrał m.in. Łopachina w Wiśniowym sadzie (1993) i Kruppa w Zabawie jak nigdy (1994). W Zielonej Górze zadebiutował też jako reżyser (Czego nie widać, 1994).

Autor przywrócenie do życia przedwojennego Teatru Letniego. W 2005 otrzymał Motyla - Nagrodę Kulturalną Prezydenta Miasta Gorzowa Wielkopolskiego. W 2012 roku został wyróżniony odznaką Zasłużony dla Kultury Polskiej.

Od 2004 roku okazjonalnie współpracuje też (jako reżyser) z Bałtyckim Teatrem Dramatycznym im. Juliusza Słowackiego w Koszalinie. Wystąpił również w filmach, m.in.: Rififi po sześćdziesiątce (1989), Goryl, czyli ostatnie zadanie... (1989), Wiedźmin (2001), Komornik (2005), i serialach: Klan (1997), Na dobre i na złe (1999), M jak miłość (2000) i Czas honoru (2008).

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x