Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Alfa, Leonii, Tytusa , 19 kwietnia 2024

Pozytywnie zakręconych wariatów jest całkiem sporo

2014-11-05, Nasze rozmowy

Rozmowa ze Zbigniewem Rudzińskim, szefem oddziału Ziemi Gorzowskiej Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego

medium_news_header_9360.jpg

- W Gorzowie jest takie przekonanie, że miasto jest brzydkie i zaniedbane. Czy takie miasto można turystycznie sprzedać?

- Nie tylko można. To się zwyczajnie robi od kilku lat i to z dobrym skutkiem. Bo gdyby rzeczywiście nasze miasto było tylko szpetne i niewarte zachodu, to nie udałoby mnie się namówić ludzi, aby przyjechali na zlot krajoznawców, co miało miejsce w 2011 roku. A przyjechali ludzie, którzy są instruktorami krajoznawstwa, którzy szkolą przewodników turystycznych. I oni byli zachwycenie Gorzowem. A kilka miesięcy temu, w sierpniu przyjechało pół tysiąca ludzi na Centralny Zlot Turystów Kolarzy. Jeździli po całym regionie, przyjechali także do Gorzowa i także byli zachwyceni. I sami twierdzili, że nasze miasto to ich odkrycie nie tylko bieżącego roku, ale i ostatnich lat. Bo się nie spodziewali, że takie miasto w ogóle jest, a generalnie taki region, tak ciekawy pod względem krajoznawczym. Bo ma i walory przyrodnicze, jak park narodowy, czy takie miasteczka jak Witnica, gdzie pół dnia można spędzić i nudno nie będzie. A w Gorzowie podobały im się parki, ogrody, pomniki przyrody czy choćby rzeźby gorzowian, ewenement w skali całego kraju. Bo one nie są spiżowe, takie, przed którymi stawać trzeba na baczność, a wręcz przeciwnie, takie, do których podchodzi się z uśmiechem, jak choćby postać Szymona Giętego. Gorzów jest ciekawym miejscem dla innych, tylko my sami biegamy po tych ulicach, gdzie urodą porażają choćby secesyjne kamienice i jakoś nie potrafimy tego całego uroku dostrzec. My się do tego przyzwyczailiśmy i nie widzimy.

- Prowadzi pan często wycieczki po mieście. Co pan pokazuje turystom spoza Gorzowa?

- Przede wszystkim to, że takie na pozór zwykłe katedry, jak nasza, bo ona taka jest, wcale nie są takie zwykłe. Ale wystarczy pokazać tę sławną, kutą w granicie, wewnątrz umieszczoną szachownicę, czy tego słynnego czerwonego orła askańskiego na jednej z kolumn, czy w końcu tego Jonasza połykanego przez wieloryba, który wygląda jak krokodyl, to nagle okazuje się, że budowla jest intrygująca. A jak się do tego doda tajemnicze otwory w południowym murze i legendę o tajnym przejściu od kaplicy św. Urbana do murów miejskich, to nawet największy sceptyk uzna naszą katedrę za obiekt wyjątkowej klasy.

- Ale czy jest jeszcze coś interesującego poza katedrą?

- Oczywiście, wystarczy się wybrać choćby na bulwary i opowieść o tym, że kiedyś to był wielki port jest już ciekawe samo w sobie. Przecież po świetności handlowego Landsbergu zostały Spichlerze, dziś jeden z nich pełni inną funkcję, drugi czeka na jej znalezienie, ale są. Na bulwarach można opowiedzieć też o pionierach naszego miasta. Inna trasa, to parki i ogrody. Bo jak mówili instruktorzy krajoznawstwa trzy lata temu, w Gorzowie nie jest tak, jak w innych miastach, gdzie to właśnie miasta posiadają parki. U nas jest tak, że to parki i ogrody posiadają miasto.

- No tak, ale ta zieleń jest taka sobie, bo mocno zaniedbana, a do parku Wiosny Ludów czasami zwyczajnie trudno wejść, bo cuchnie…

- Nie w kaloszach i pelerynach na głowach, tego nie robię. Ale nie przesadzałabym z tym smrodem, bo aż tak tragicznie nie jest. Fakt, nasze parki wymagają liftingu. Trzeba zwyczajnie zlikwidować te zarastające je krzaki, zadbać o trawę, ustawić ławki. Zwyczajnie wprowadzić tam życie, sprawić, żeby ludzie chcieli się tam spotykać, żeby przychodzili ze swoimi dziećmi, no zwyczajnie, żeby było tam bezpiecznie i czysto. Jak wszystko to zapewnimy, to nagle wszyscy przejrzą na oczy i uznają, że rzeczywiście mieszkamy w mieście parków i ogrodów. No i myślę, że rzeczywiste dbanie o zieleń nie wymaga aż takich wielkich pieniędzy. Trzeba tylko wszystko doprowadzić do porządku, a potem o to rzetelnie dbać. Myślę, że na to nie potrzeba by takich wielkich kwot, jakie wydano na budowę niektórych obiektów w naszym mieście.

- A propos tych gmachów. W mieście cały czas słychać zarzuty, że właśnie powstały takie obiekty, do których nikt nie chodzi. Czy rzeczywiście tak jest?

- No na pewno w oczy kole nawet nie Filharmonia, bo już jest i należy tylko znaleźć pomysły, aby była w pełni wykorzystana…

- Ale ona jest w pełni wykorzystana...

- Ale nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej. Bo choćby ten podziemny garaż, na niego nie ma pomysłu, bo tam są wciąż wolne miejsca. To trzeba rozwiązać, być może przez zupełnie inne spojrzenie na ten obiekt. Tu nawet nie chodzi o zarabianie, ale o to, aby do utrzymania tego budynku zwyczajnie nie dokładać. Bo bardziej się opłaca na czymś nie tracić, niż do tego dokładać. Myślę, że to dobry impuls, aby usiąść i się zastanowić, co jest do zrobienia w mieście, aby nam się łatwiej i za mniejsze pieniądze żyło.

- Czyli dla przykładu, co już powinno się zrobić?

- Powinniśmy spiąć wszystkie istniejące ścieżki rowerowe, których będzie już kilkadziesiąt kilometrów,  w jeden spójny system. Ludzi rowerami jeździ coraz więcej, bo i to zdrowiej, i oszczędniej. Poza tym jeżdżenie rowerem jest szybszą formą komunikacji, łatwiej zaparkować i nic to nie kosztuje. Jedynym mankamentem jest to, że ona nagle gdzieś się urywają. A jest gotowe i funkcjonujące opracowanie, które pokazuje, jak z tych kawałków uczynić sieć. Trzy lata temu wspólnie ze „Sztuką miasta” i klubem rowerowym Cyklista opracowaliśmy właśnie ten system. Pytanie tylko, czy chcemy je zrealizować, bo przecież logiczny system ścieżek zapewnia wygodną i bezpieczną komunikację. Bo na razie ona taka nie jest. A dość dodać, że tuż za obwodnicą na zachodnim krańcu miasta zaczyna się wygodna ścieżka, która prowadzi aż do Kostrzyna, a potem i dalej.

- Fakt, bo przez centrum na rowerze nie przejedzie się bezpiecznie żadną miarą.

- To zróbmy tak, aby w końcu to stało się bezpieczne. Bo można, trzeba tylko chcieć. Fakt, trzeba wyłożyć trochę pieniędzy, ale one się zwrócą, bo ludzie się przestawią na rowery, bo teraz jest tak, że część  ludzi mówi, iż  nie jeździ na rowerze po mieście, bo się zwyczajnie boi.

- Ale pan jest nie tylko turysta pieszy, rowerowy czy górski, ale też i pływający. A my mamy rzekę Wartę, po której kajaki nie pływają…

- No i właśnie to chcemy zmienić w przyszłym roku. Urządzamy bowiem taki duży, rodzinny, piknikowy spływ kajakowy po Warcie właśnie z Santoka do Gorzowa.

- No dobrze. W Santoku ta promenada jakoś się do cumowania i wodowania kajaków nadaje, ale gdzie zacumować w Gorzowie?

- A mogą sobie dopłynąć do naszej świeżo otwartej bazy ulokowanej tuż przy marinie przy alei 11 Listopada. No i właśnie miedzy innymi ta impreza ma pokazać, że takie miejsce jest, że można tam dopłynąć, skorzystać z infrastruktury, upiec kiełbaski na ruszcie czy zjeść golonkę jak kto woli. My zwyczajnie jeszcze nie mamy nawyku korzystania z tego miejsca, a pora to zmienić. No i chodzi o to, aby pokazać, że Warta jest bezpieczna dla kajaków. Inna rzecz, że jak się chce popływać po Warcie, to natychmiast pojawia się problem w postaci braku kajaków. Bo na spływ musimy je pożyczyć w Skwierzynie czy gdzieś indziej. Jak robiliśmy imprezę na stawie w paru Wiosny Ludów z pływaniem, to musieliśmy sprzęt ściągać z zewnątrz.

- Jest pan szefem oddziału Ziemi Gorzowskiej Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego. Czy w dzisiejszych czasach, kiedy ludzie siedzą głównie przed komputerami, takie właśnie organizacje, jak PTTK mają sens?

- Nie tylko mają sens. Dla takich organizacji nie ma zwyczajnie alternatywy. Bo wiele rzeczy sami sobie indywidualnie nie zafundujemy, nie zrobimy, nie zorganizujemy, bo przerażą nas koszty albo inne trudności. Tylko wspólnymi siłami można sobie zorganizować tanią i atrakcyjną wycieczkę gdzie tylko się zechce. No i takich pozytywnie zakręconych wariatów, jak my turyści, jest sporo i cały czas przybywa. Obecnie oddział ma ponad 250 członków i stale nowi dochodzą. Ludzi nie przeraża fakt, że wycieczki odbywają się przez okrągły rok. Bo jak mawiają stare turystyczne wygi, nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani turyści. Jedyną naszą słabą stroną jest to, że gros naszych członków, to dzieci i młodzież. Oni idą na studia do innych miast i potem już nie wracają…

- A co zrobić, aby ten trend odmienić?

- Może to, żeby młodzi ludzie poznawali swoje miasto. I to jest nasze kolejne zadanie, które powinno wejść do szkół i to przy pomocy władz oświatowych. Bo choć raz na kwartał, czy raz na pół roku taki uczeń powinien mieć szansę pójścia na wycieczkę krajoznawczą po swoim mieście. My na razie robimy takie wycieczki sporadycznie, jak się ktoś zgłosi. A chodziłoby o stworzenie systemu wykwalifikowanych przewodników, którzy systemowo będą kształcić młodych regionalizmu. Bo na razie jest tak, że dzieci nie znają swego miasta. Bo rano taki uczeń jest dowieziony samochodem, wraca ze szkoły w taki sam sposób i zwyczajnie nie wie, w jak pięknym i interesującym miejscu żyje. Nie zna swego miasta, bo nie ma jak go poznać. Potem wyjeżdża na studia i już nie wraca. A jakby dane mu było poznać Gorzów, związać się z miastem emocjonalnie, to na pewno chętnie by wrócił.

- Ale pokutuje też i takie przekonanie, że w Gorzowie nic się nie dzieje, nie ma żadnych ciekawych wydarzeń… A przecież bywa tak, że imprezy i to ciekawe się dublują.

- My zwyczajnie jesteśmy leniwi. Nie chce nam się odkrywać świata. Obrazuje to taki przykład. Jakiś czas temu na forum miejskim jakiś użytkownik wystrzelił, że nie ma żadnych materiałów o Gorzowie, znaczy przewodników, książek historycznych i tym podobnych. Błyskawicznie zadziałał Daniel Puczyłowski z księgarni „Daniel”, który przytoczył listę kilkudziesięciu publikacji. No i pokazuje, że cały czas działa taki mechanizm, jak ja o czymś nie wiem, to tego nie ma. A już dowiadywać się czegoś nowego zwyczajnie nam się nie chce. I stąd przekonanie, ze w Gorzowie nic się nie dzieje. To tak, że jak ktoś sobie założy, że w Gorzowie nie ma tramwajów, to w nie po prostu nie uwierzy.

- A z turystyki można żyć.

- Można, ale wymaga to sporo pracy. Bo zarabia się na prowadzeniu wycieczek, akcjach turystycznych i innych podobnych rzeczach. Można, choć lekko nie jest.

- Dziękuję.

Zbigniew Rudziński, turysta, krajoznawca, podróżnik i alpinista. Założyciel i prezes Oddziału Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego Ziemi Gorzowskiej oraz Gorzowskiego Klubu Turystyki Górskiej PTTK Sępik. Urodził się 24 grudnia 1960 roku w Gorzowie Wielopolskim. Pomysłodawca budowy Ośrodka Edukacji i Promocji Ochrony Przyrody i Turystyki PTTK w Mościcach koło Witnicy.

Autor licznych publikacji o turystyce i przewodników dotyczących Gorzowa i okolic, m.in.: Szlaki rowerowe Gorzowa i okolic, Gmina Kłodawa zaprasza do Puszczy Gorzowskiej, Miasto na siedmiu wzgórzach z Krystyną Kamińską, Chronione obszary przyrodnicze powiatu gorzowskiego, Rowerowy szlak zakonów rycerskich na Ziemi Lubuskiej, Rowerowy szlak królewski, Spacer po Gorzowie, Weekend w Gorzowie.

Zorganizował ponad 40 wypraw m. in. w góry Islandii, Norwegii, Hiszpanii, Francji, Włoch, Austrii, Grecji i Krymu. Zdobył m. in. Mont Blanc w Alpach, Marmoladę w Dolomitach, Pico d'Aneto w Pirenejach, Etnę na Sycylii, Vichren w Pirynie, Musałę w Rile i Bobotov Kuk w Durmitorze. Zamiłowany fotograf.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x