Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Za dużo w tym czarnym sporcie jest kombinacji

2014-11-12, Nasze rozmowy

Z Piotrem Świstem, byłym kapitanem Stali Gorzów a obecnie żużlowcem Polonii Piła, rozmawia Robert Borowy

medium_news_header_9429.jpg

- We wrześniu minęło 30 lat od momentu uzyskania przez ciebie licencji żużlowej. Pamiętasz ten dzień?

- Tak, było to w Zielonej Górze. Od tamtej chwili minęło jednak tyle czasu, że naprawdę można tu mówić o różnych epokach. Zaczynałem jeździć w zupełnie innych czasach, teraz mamy inne.

- Szybko minęły te trzy dekady?

- Pamiętam, jak starsi koledzy często mówili do mnie, że dopiero zaczynam jeździć, zwracali się do mnie ,,młody, ty masz mnóstwo czasu na osiągnięcie tego czy tamtego sukcesu’’. Dzisiaj mogę powiedzieć, że tego czasu, przynajmniej w sporcie, już nie mam. Powoli, ale jednak zmierzam ku sportowej emeryturze.

- Jesteś, jakby nie spojrzeć, najstarszym jeżdżącym żużlowcem w naszym kraju. Czy są chwile, że zastanawiasz się nad zakończeniem kariery?

- Pamiętam, jak w tym roku oglądałem w telewizji mecz w lidze angielskiej, w którym startował Peter Karlsson. On jest młodszy ode mnie o rok. I komentatorzy zachwycali się jazdą Szweda, cieszyli się, że tak doświadczony zawodnik może jeszcze cieszyć oko kibiców. Słowem, w Anglii dojrzali żużlowcy są ikonami. U nas, od przynajmniej dziesięciu lat słyszę tylko, kiedy zakończę karierę. Czasami ktoś zapyta mnie, czy chcę przegonić Andrzeja Huszczę, a ja nawet nie wiem, w jakim wieku przestał on startować. Nie interesuje mnie to. Do tej pory tylko raz pomyślałem, czy może nie czas zakończyć jazdę. Było to dwa lata temu. Czułem się zmęczony psychicznie, bo fizycznie wszystko jest w porządku. Ale jakoś przetrwałem ten kryzys. Póki ten sport będzie mnie cieszył, póki będę miał zdrowie, póty będę jeździł nie patrząc w metrykę, ani w rekordy innych.

- Co najmilej wspominasz z tych 30 lat jazdy po owalnym torze?

- Każdy dzień, który spędziłem na torze wspominam z sentymentem. Cieszę się, że mogę jeździć, lubię to i dzisiaj nie zastanawiam się, czy mogło być lepiej.

- Twoja lista sukcesów jest imponująca, ale były na pewno rozczarowania. Pamiętam jak bardzo chciałeś zdobyć indywidualne mistrzostwo Polski.

- Zgadza się, nie udało mi się wygrać wszystkiego co chciałem. W finałach IMP kilka razy byłem bliski, skończyło się na trzech medalach i kilku miejscach tuż za podium. Zabrakło złota. Podobnie jak w lidze. Rozczarowany byłem także niemożnością pojechania w wieku juniora do ligi angielskiej. To były czasy, że w Anglii mieliśmy jeszcze prawdziwą szkołę jazdy i jako nastolatek zapewne dużo tam bym się nauczył. Byłem już spakowany, ale nasze władze żużla chciały od Wyspiarzy ekwiwalent za mnie i tak skończył się mój sen o wyjeździe. Po wielu latach pojechałem, ale to już było za późno.

- Co w żużlu jest bardziej męczące? Jazda na torze, czy pokonywanie rocznie wielu tysięcy kilometrów z zawodów na zawody?

- Dzisiaj nie ma większych problemów z dojazdami na mecze. Przez 30 lat sporo się zmieniło, powstały autostrady, drogi szybkiego ruchu. Wszędzie w Polsce można dojechać w miarę sprawnie. Podobnie jak na zawody zagraniczne. Od kiedy zniesiono granice wszystko przebiega płynnie. Dawniej to była udręka. Zwłaszcza jak jeździło się po krajach wschodnich. Dramatem były nie tylko fatalne drogi, ale szlabany. Ileż to razy stało się na przejściu po kilka godzin. A już dramatem była wyprawa gdzieś tam do Bułgarii czy Rumunii. Kiedyś pojechałem na zawody Pucharu Pokoju i Przyjaźni do tych krajów. Miałeś dość i już nigdy potem nie zgodziłem się na taką ,,wycieczkę’’. Do tego obecnie są bardzo dobre, wygodne samochody. Przed laty jeździliśmy napchanymi do oporu osobówkami, a motocykle często znajdowały się na przyczepkach. Przypominało to trochę jazdę w beczce śmierci.

- Przez trzy dekady żużel pod wieloma względami się zmienił. Na korzyść?

- To pytanie należałoby rozłożyć na czynniki pierwsze. Na pewno sporo zmian jest korzystnych. Tory są bardziej bezpieczne, wiele stadionów zmieniło swój wygląd na korzyść, ale z drugiej strony młodzież dzisiaj do tego sportu się nie pcha. Jak ja przyszedłem do szkółki Stali było nas ponad dwustu. Blisko dwa miesiące czekałem, żeby wyjechać na tor i pokazać trenerom, co potrafię. Obecnie, jak młodzi zaczną jeździć to najczęściej ich tatusiowie zastanawiają się, ile zarobią na synach, a nie nad tym, żeby dać im szansę rozwinięcia talentu, a potem dopiero myśleć o profitach. Dlatego pojawiają się problemy ze składami. Maleje liczba zawodników, w niektórych krajach brakuje drużyn, żeby utrzymać jako taką ligę. No i jest jeszcze jedna sprawa. Rozrastająca się do rozmiarów gigantycznych żużlowa biurokracja. Nie wiem, może działacze chcą dobrze, ale często podejmują decyzję szkodliwe dla naszego sportu. Wynika to z tego, że do żużla trafiają najczęściej osoby nie rozumiejące istoty sportu, a chcą zrobić interes dla siebie. Traktują działalność w sporcie jako trampolinę do sukcesów politycznych. To jest fatalne. Zamiast skupić się na rozwijaniu tego sportu zjadamy własny ogon.

- Zapewne jesteś też przeciwnikiem komisarzy torów?

- Akurat nie, uważam że komisarze powinni być, bo są kluby nie znające umiaru w złym przygotowywaniu torów, zwłaszcza na mecze ligowe. Przy czym instytucja komisarza jest zabijana, gdyż powołuje się kolegów, żeby dać im zarobić, a nie fachowców. Najlepszymi komisarzami, jak i toromistrzami, zawsze będą byli żużlowcy, bo oni czują ten sport i wiedzą, na jakiej nawierzchni  można się fajnie i bezpiecznie ścigać. Jest w Polsce tor, gdzie notorycznie na drugim łuku robi się muldy tylko po to, żeby zawodnicy drużyny przeciwnej nie potrafili płynnie przejechać. Paradoks, ale tak jest. Ja z racji doświadczenia wiem jak jeździć na poszczególnych torach, ale wielu zawodników zanim tego się nauczy, wiele razy ląduje na bandzie. Nie rozumiem także dlaczego byli żużlowcy nie zostają sędziami. Ci co stają na wieżyczce zapewne świetnie są przygotowani teoretycznie, lecz nie mają pojęcia na czym polega walka łokieć w łokieć. Kiedyś usłyszałem, że zawodnik nie zostanie wykluczony, bo nie dotknął rywala. A ja doskonale wiem, że można każdego wywrócić nie dotykając go, nie mówiąc o podcięciu. Za dużo w tym czarnym sporcie jest kombinacji i za dużo jest ludzi chcących na grzbietach żużlowców porządnie zarobić. Dlatego wymyśla się żółte i czerwone kartki. Tu nie chodzi o ostrzeżenie, tu chodzi o kary finansowe.

- Często na polski żużel spoglądamy przez pryzmat ekstraligi, ale przecież są pierwsza i druga liga. Jak wygląda dzisiaj żużel w tych rozgrywkach?

- Boże, jakbym miał powiedzieć dosadnie, to musiałbyś tu wszystko wykropkować. To jest tragedia. Przecież zawodnicy muszą kupować taki sam sprzęt jak ci startujący w ekstralidze, a pieniędzy jest tyle, co kot napłakał. Żużlowcy powinni mieć szansę zarabiania na torze, a żeby było to możliwe trzeba jeździć dużo meczów. A ja pamiętam, jak w zeszłym roku Polonia Piła zakończyła sezon ligowy 21 lipca po rozegraniu dziewięciu meczów. To chyba rekord świata. Mała liczba spotkań to brak sponsorów, wpływów za bilety, jeżeli dodamy do tego wspomniane ciągłe kary za najdrobniejsze nawet uchybienia regulaminowe wyjdzie nam, że żużlowcy w tych ligach muszą jeździć na przestarzałym sprzęcie i stąd mamy coraz większą przepaść sportową pomiędzy ekstraligą i pozostałymi ligami. Tunerów nie interesuje, kto przyjeżdża do niego po sprzęt. Różnica polega na tym, że jak przyjedzie Jarek Hampel, to kupi dziesięć silników i potem coś z nich wybierze, a jak zawodnik niższej ligi to kupi jeden silnik na dwa lata i go przez ten okres łata.

- Co zrobić, żeby było lepiej?

- Przede wszystkim trzeba zacząć myśleć o całej dyscyplinie a nie własnych interesach. Uważam, że powinny być tylko dwie atrakcyjne i przez to też silne ligi. W ekstralidze można zachować finałowy play off dla najlepszych. Działacze muszą zacząć płacić realne pieniądze, takie, jakie są w ich dyspozycji, a nie wirtualne. Należy przestać wreszcie wydawać niebotyczne kwoty za sam podpis pod kontraktem, gdyż wówczas dochodzi do sytuacji, że zawodnik inkasuje kilkaset tysięcy złotych za podpis a potem miga się od startów, bo boli go paluszek, choć w Grand Prix śmiga aż miło. Owszem, można w ramach przygotowań do sezonu wypłacić zawodnikowi sumę gwarantowaną, ale w realnej wysokości. Za 100 tysięcy każdy świetnie przygotuje sprzęt do sezonu. Powiem wprost, rozdmuchane kontrakty w ekstralidze zaduszają rozwój w niższych ligach, ale także niszczą światowy speedway. Tego polscy działacze nie rozumieją, ale w sumie trudno im się dziwić, bo w tym szaleństwie oni również coś mogą skubnąć dla siebie. I coraz częściej z żużla zaczynają wycofywać się poważni sponsorzy.  Nie godzą się na traktowanie ich jak karty bankomatowe. Ileż można słuchać słowo: daj, daj, daj…

- Ale wprowadzenie ograniczeń finansowych chyba mija się z celem?

- Oczywiście, bo w takiej sytuacji pieniądz będzie pojawiał się pod stołem. Niech kluby płacą realne stawki, a działacze w centrali niech stworzą atrakcyjne rozgrywki ligowe, z dużą liczbą meczów oraz zlikwidują połowę bzdurnych ograniczeń regulaminowych. I natychmiast należy wywalić kluby żyjące ponad stan. Wreszcie to zrobiono w tym roku z Wybrzeżem Gdańsk i Włókniarzem Częstochowa, ale szkoda, że tak późno. W takich przypadkach należy działać radykalnie. Osoby, które podpisują wirtualne umowy powinny odpowiadać własnym majątkiem w razie różnych przekrętów. Zróbmy to, a reszta samoczynnie się ułoży. Tego jestem pewien.

- Co powiesz o zagranicznych ligach?

- Podoba mi się szwedzka, fajne jest tam ściganie. W Danii też jeżdżą, lecz jak się patrzy na składy to widać, że bardziej walczą o utrzymanie tej ligi na powierzchni niż o jej rozwój. Angielska z kolei, kiedyś kultowa, dzisiaj zabawowa. Najbardziej zaskakuje malejąca liczba Anglików w rodzimej lidze. Na jednym Woffindenie nie da się utrzymać brytyjskiego speedway’a. Natomiast o innych ligach nie ma co mówić, bo ich praktycznie nie ma. To wszystko pokazuje słabość żużla.

- A podobają ci się turnieje Grand Prix?

- Przyznam szczerze, że bardzo rzadko je oglądam. I to nie tylko ze względu na brak czasu, ale nawet nie mam tego kanału, na którym są pokazywane te zawody. Czasami u znajomych spojrzę. To nie jest już sport, to tylko szukanie sposobów na zarabianie pieniędzy. W Grand Prix powinni jeździć najlepsi, a tak nie jest. Do tego absurdalnie duża liczba turniejów nie zachęca do śledzenia wszystkich imprez. To stało się już nudne.

- Mnóstwo w ostatnich latach powiedziano i napisano na temat obecnie obowiązujących tłumików. Jakie jest twoje zdanie w tej sprawie?

- Pójdę pod prąd i powiem wprost, że one mi bardziej pasują niż te stare. Owszem, czasami brakuje tej mocy silnikowi, ale jak się umie odpowiednio prowadzić motocykl ma się pełną kontrolę. Nie zgadzam się z opiniami, że przez nowe wydechy motocykl szybciej może wyrwać do przodu i przez to dochodzi do upadków. Ale każdy zapewne będzie miał w tej kwestii własne zdanie.

- Po 31 latach Stal Gorzów została wreszcie mistrzem Polski. Interesujesz się jeszcze meczami swojej dawnej drużyny?

- Śledzę wyniki, ale trudno kibicować, skoro w tym samym czasie mam starty i muszę na nich się skupiać. Byłem na półfinałowym spotkaniu gorzowian z Falubazem. Kiedy Stal awansowała do finału, to oczywiście trzymałem za chłopaków kciuki i cieszę się, że wygrali. Swoją drogą po raz kolejny mogliśmy przekonać się, jak ważny w sporcie jest łut szczęścia. Ileż to razy za moich czasów jazdy w Stali, traciliśmy szansę na mistrzostwo przez różne zdarzenia, a w tym roku pech spotkał tarnowian, którzy wydawali się być zdecydowanymi faworytami.

- Dziękuję za rozmowę.

Piotr Świst – urodzony 20 czerwca 1968 roku, licencję żużlową uzyskał 17 września 1984 roku. W Stali Gorzów jeździł w latach 1984-97 oraz 2000-2002. W sezonach 1998-99 startował w Stali Rzeszów. Potem reprezentował ZKŻ Zieloną Górę (2003-05), TŻ Lublin (2006), Lokomotiv Daugavpils (2007-08), Victorię Piła (2009-10), Kaskad Równe (2011) i od 2012 jest ponownie w Pile. Wicemistrz świata juniorów (1987), 26-krotny medalista mistrzostw Polski, zdobywca Złotego, Srebrnego i dwukrotnie Brązowego Kasku. Finalista IMŚ (1994) i MŚPar (1988-89, 1991, 1994).

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x