Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Anieli, Kasrota, Soni , 28 marca 2024

Gorzów widziany z miasta świętej wieży

2014-11-19, Nasze rozmowy

Z Pawłem Krysiakiem, redaktorem naczelnym częstochowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”, przed laty naczelnym lubuskiego wydania „GW”, rozmawia Renata Ochwat

medium_news_header_9510.jpg

- Mijają dokładnie trzy lata odkąd wyjechałeś z Gorzowa i przeniosłeś się do Częstochowy. Śledzisz to, co się w Gorzowie dzieje?

- Jakże mógłbym nie śledzić? Mieszkałem tu 20 lat, przywiązałem się więc. Gorzów to miasto, które przyciąga i fascynuje. Ale zrozumiałem to dopiero wtedy, kiedy stąd wyjechałem. Wtedy się nabiera innego spojrzenia, bardziej optymistycznego. Widzi się tylko dobre strony. Opowiadając komuś o Gorzowie, mówię wyłącznie, jakie to jest fajne miasto.

- Niemożliwe.

- W Częstochowie wynajmuję mieszkanie w samym centrum, w Gorzowie też przez dwie dekady mieszkałem w śródmieściu. Pomyślałem sobie, już w Częstochowie, ach wyskoczę gdzieś pobiegać. Ale okazuje się, że w centrum nie ma parku, trzeba biec aż pod Jasną Górę. Uświadomiłem sobie, że wokół mnie jest betonowe miasto i wszędzie samochody, które przekraczają dozwoloną prędkość.

Jak żyć? Gdzie jest mój ukochany Park Siemiradzkiego, gdzie Park Róż? Zamykam oczy i widzę Gorzów. Kiedy opowiadam moim znajomym w Częstochowie, że w Gorzowie, w samym centrum mamy piękny park, jest tam staw z wysepką, a nieopodal kolejny park i kolejny. Przecierają oczy ze zdumienia. Poza tym przekonałem się, że wielu ludzi w centralnej Polsce nie wie gdzie leży Gorzów. Ale jeśli już wiedzą, to na pewno nie mają złych skojarzeń z tym miastem. Pewnego razu pod Jasną Góra zaczepiła mnie Cyganka i chciała powróżyć. Odmówiłem. Pogadaliśmy jednak chwilę i kiedy dowiedziała się, że jestem z Gorzowa krzyknęła z zachwytu: „Ojej! Pan z Gorzowa! Tam to Cyganie mają dobrze!”  No właśnie opowiadam w Częstochowie, że u nas w Gorzowie Cyganie organizuje rewelacyjny międzynarodowy festiwal, że pracują w urzędach, że moją redakcyjną koleżanką była Cyganka. Nie dowierzają.

Wracając do tych parków. W Gorzowie do pracy szedłem zawsze przez park Róż, choć wcale nie musiałem i trochę nadkładałem drogi, ale jakaż to była przyjemność. Albo Park Siemiradzkiego. Gazeta Wyborcza w Gorzowie miała stałego czytelnika, śp. Bogusława Seweryńskiego. I on zawsze mówił, że jak sobie wyjdzie na spacer do Parku Siemiradzkiego, to czuje, że serce lepiej pracuje. Mówił, że ten park trzyma go przy życiu. Krótko mówiąc, kiedy wyjedzie się z Gorzowa, to ma się wrażenie utraty niezwykłego miejsca. Oczywiście trochę idealizuję, ale jestem na emigracji, wolno mi.

- A jak wracasz do Gorzowa, to co? Wszystko jest idealne?

- Ostatnio przyjechałem tu w marcu. A trzeba wiedzieć, że kiedy się jedzie pociągiem z Królestwa Polskiego do Gorzowa, to obowiązkowo trzeba odwiedzić stację Krzyż (śmiech). To stały rytuał podróżniczy. Ale potem jest już tylko piękniej. Szynobus wjeżdża w zieloną krainę, Warta za oknem. Santok ‒ bajkowa kraina. A potem wysiadam w Gorzowie. Z ul. Dworcowej wchodzę w Sikorskiego. Powitał mnie jakiś przeraźliwy hałas. Myślę sobie wypadek, karambol, albo coś jeszcze gorszego? Nie! To nasz gorzowski tramwaj, stary dobry helmut pomyka. Zapomniałem już, że one wydają takie dźwięki. W Częstochowie jeżdżę sobie pięknymi klimatyzowanymi nowymi Twistami z bydgoskiej Pesy. Artur Barciś (pochodzi spod Częstochowy) zapowiada przystanki, Muniek Staszczyk, chłopak z Rakowa, ostrzega przed kieszonkowcami i kanarami. W Częstochowie jazda tramwajem to rekreacja a nie uciążliwość. Dochodzę do mojego ulubionego Wełnianego Rynku. Szok. Nie ma Empiku. Jak to? Przecież ja przez całe swoje gorzowskie życie wychodziłem z domu w sobotę rano tylko po to, aby pójść do Empiku. To był rytuał, utknąć na dwie godziny w tym miejscu, żeby sobie spokojnie poprzeglądać gazety, książki, płyty. Zawsze się kogoś znajomego spotkało, pogadało. Empik przyciągał ludzi do centrum. I raptem czarna dziura. Idę dalej, nie ma sklepu sportowego pana Ryszarda Bronisza. Był, a nie ma. Zniknął też sklep Goplany, który prowadziła moja sąsiadka. Nie opłacało się, wyjechała na wieś. W sobotę poszedłem na ul. Chrobrego. Niby deptak, ale bez ludzi. Wymarłe miasto, scena jakby żywcem wyjęta z kultowego filmu „Prawo i pięść” (w tym filmie pada nazwa Gorzów – red.). Nie da się ukryć, coś się temu miastu stało. Ale skoro w centrum po dwóch stronach rzeki powstały galerie handlowe, to może nie ma się czemu dziwić. To jest problem nie tylko Gorzowa. W Częstochowie jest podobnie. Aleja Najświętszej Marii Panny kiedyś tętniła życiem. Pięć lat temu blisko centrum, niedaleko katedry wybudowano Galerię Jurajską. Sklepy zaczęły padać, centrum opustoszało. Z pieniędzy unijnych został odnowiony plac Biegańskiego, taki częstochowski plac Grunwaldzki, nieco większy może. I co z tego, kiedy tam nie ma ludzi, bo nie ma zwyczajnie po co iść.

- Czyli pustka w centrum i galerie to twoje zaskoczenie negatywne?

- Generalnie tak. Czy miasto się zwija? To oczywiście tylko wrażenia. Zaskakujące jest to, że w rozmowach z wieloma ludźmi słychać, że nie są zadowoleni z życia w mieście.

- Ale czy ci ludzie mają jakąś diagnozę tego złego życia?

- Wiesz, ci z którymi rozmawiam mają prace, ale mimo wszystko mówią, że w Gorzowie żyje się coraz gorzej. Bo ich dzieci muszą stąd wyjechać, bo ich sąsiad musiał zamknąć sklep, bo ktoś ze znajomych stracił pracę. Trudno więc spodziewać się, że będą tryskać optymizmem i mówić, jak ja do znajomych w Częstochowie: Słuchajcie, Gorzów to piękne, zielone miasto, mamy Filharmonię, Słowiankę. Bo gorzowianie mają poczucie, że żyją w mieście, które przestało się rozwijać. Tak po prostu jest. Ten problem jest także w Częstochowie. Może nawet tam to odczucie jest bardziej dojmujące. Częstochowa i Radom to dwa najbardziej sfrustrowane miasta.

- Dlaczego?

- W wielu badaniach m.in. w tych, które przeprowadza co jakiś czas profesor Janusz Czapiński, pojawia się pytanie: czy jesteś zadowolony z życia w swoim mieście. I zawsze odsetek zadowolonych w Częstochowie i Radomiu jest najmniejszy. Dlaczego tak jest? Częstochowa i Radom to miasta podobnej wielkości, w których mieszka powyżej 200 tys. ludzi. Oba 15 lat temu straciły status miast wojewódzkich. I to jest jeden z głównych powodów frustracji. Jakby nie patrzeć urzędy, instytucje wojewódzkie, wojewódzkie oddziały itp. zatrudniają armię ludzi. To są stabilne miejsca pracy. Urzędnik ma pewność jutra, może się zachwycać pięknem swojego miasta.

- My trochę tych instytucji wojewódzkich mamy!

- A wyobraź sobie, że tego nie ma. Wiem, że w Gorzowie jest sporo ludzi, którzy mówią, że województwo lubuskie, jest im do niczego niepotrzebne, bo w kółko przegrywamy wszystko z Zieloną Górą. Moim zdaniem jednak nasze województwo ‒  lubuskie,  jest politycznym majstersztykiem. Mówię to z perspektywy życia w takim mieście jak Częstochowa. Oczywiście w Gorzowie, trzeba pilnować, żeby pieniądze wojewódzkie przepływały równomiernie. Jasne! Ale spójrzmy na Częstochowę. Tam jest teatr, biblioteka, filharmonia ‒ wszystko finansowane z pieniędzy miejskich. W Częstochowie nikomu do głowy nie przyjdzie, żeby Śląsk, czyli województwo, mieszał, i dla przykładu dyrektora teatru mianował. 230-tysięczna Częstochowa trafiła do województwa ze stolicą w Katowicach. Ze Śląskiem nie ma kompletnie żadnych związków kulturowych. Odwróciła się od Katowic całkowicie i swoje instytucje ‒ de facto regionalne ‒ finansuje z pieniędzy miejskich. W Gorzowie jednak teatr i biblioteka są finansowane przez marszałka. I to jest logiczne i sprawiedliwe. Czyli Gorzów pilnuje swoich spraw i nie do końca odpuszcza. Popatrz na media. Gorzów ma oddział TVP i Radio Gorzów, czyli media publiczne. Ludzie uwielbiają oglądać lokalne wydarzenia, słuchać lokalnych informacji. Poza tym w Gorzowie są też lokalne prywatne portale internetowe, jak choćby echogorzowa.pl. A w dwa razy większej Częstochowie tylu mediów nie ma. Publiczne Radio Katowice czy telewizja Katowice mówią o Częstochowie tylko od święta. Czasami mówią gwarą śląską, co częstochowian doprowadza do pasji.  A w Częstochowie w kulturze dzieje się dużo i ciekawie. Ostatnio już po raz drugi był w Filharmonii z koncertem wybitny skrzypek Joshua Bell. Mamy ciekawy festiwal teatralny „Przez dotyk”, akcję prezentacji lokalnych artystów „Aleje, tu się dzieje”. Ale w publicznej telewizji lokalnej ludzie tego nie zobaczą, a jeśli to w szczątkowej formie. Taki przykład. Narodowe Czytanie Sienkiewicza z inauguracją pod Jasną Górą. No wiadomo, „Potop”, Sienkiewicz, Jasna Góra, Babinicz-Kmicic, co może być bardziej oczywistego. Nie, Telewizja Katowice nie przyjechała na tę akcję. Ja przez to chcę powiedzieć, że nie powinno się myśleć, że Gorzów jest grajdołem, w którym nie ma żadnych instytucji, które wspomagają rozwój miasta. Bo są. Mam wrażenie, że zaangażowania ludzi w życie miasta w Gorzowie jest znacznie większe, niż w Częstochowie.

- Naprawdę? Na czym opierasz to wrażenie właśnie?

- Miedzy innymi na tym, że w Gorzowie są mocne media lokalne. To one kreują lokalne wydarzania, budują ich rangę. Krótko mówiąc, wzmacniają lokalny patriotyzm. W Gorzowie lokalnych patriotów nie brakuje. Przyjrzyjmy się akcji stawiania pomników znanym gorzowianom, Szymonowi Giętemu, Pawłowi Zacharkowi, Edwardowi Jancarzowi. Albo te zachwycające figury malarzy Jana Korcza i Ernsta Henselera przy ul. Łokietka. Znalazł się mecenas Jerzy Synowiec i spółka, którym się chciało. To wzięty adwokat, ale Gorzów ma w sercu. Gorzów i żużel oczywiście. Pamiętam, że kiedyś w rozmowie z nim próbowałem dezawuować znaczenie żużla w mieście, to mi dokładnie wytłumaczył, że jestem w błędzie. Jego zdaniem po II wojnie światowej w Gorzowie były dwie rzeczy, które konsolidowały ludzi ‒ Kościół i żużel. W niedzielę po sumie szło się na stadion, na mecz żużlowy. No trudno, to nie jest mój ulubiony sport, ale zrozumiałem, że w krajobraz Gorzowa wrósł na zawsze (śmiech). Jestem z tym pogodzony. A poważnie, działania pana mecenasa Synowca czy regionalisty Roberta Piotrowskiego, którzy odsłaniają historię miasta, są nie do przecenienia. Skąd w Gorzowie taki wysyp lokalnych patriotów?

Do dziś pamiętam nieprzebrane tłumy, które przyszły na otwarcie przebudowanego mostu Staromiejskiego 2 lipca 2007 roku. Traktowali to jako ważne wydarzenie także w ich życiu osobistym. W Częstochowie kiedy oddawano niedawno halę sportową, taką mniej więcej jaką ma Zielona Góra, to było gadanie, że za duża, że po co w takim małym mieście jak Częstochowa taki duży obiekt. A w Gorzowie otwarcie stadionu, otwarcie nowych dróg powoduje radość i zaciekawienie, ludzie idą, oglądają, cieszą się. Ludzie, którzy się tu urodzili, chcą aby to miasto się rozwijało i cieszy ich wszystko, co nowe. Gorzowianie czują mocną więź z miastem. To jest cenny kapitał. Bo przecież chciało się gorzowianom walczyć o nazwę miasta na telewizyjnej mapie pogody. Częstochowianom taki pomysł by do głowy nie przyszedł. Podobnie było z walką o Wojewódzki Sąd Administracyjny i inne instytucje. I to są takie przejawy patriotyzmu i myślenia o mieści, których zwyczajnie na co dzień się nie zauważa. Trzeba wyjechać, aby zobaczyć to z pewnej perspektywy.

- I co z tej perspektywy widać?

- Potencjał. Może to jest zwyczajnie fenomen Ziem Zachodnich, jaki można porównać do Dzikiego Zachodu w Stanach. Osadnicy przyjechali na Dziki Zachód, budowali miasta, kościół, sąd, bar i to było ich, o to dbali i to szanowali. Tu podobnie, przyjechali ludzie z różnych stron świata, zamieszkali w domach wypędzonych Niemców. Próbowali oswoić rzeczywistość. Po latach wszystko, co budujemy nowego jest już nasze. Staje się podwójnie cenne. Ludzie tu mają energię, miasto nie jest im obojętne. Dla przykładu śledziłem w Internecie jak powstawała tutaj taka ekipa „Ludzie dla Miasta”…

- No właśnie, Ludzie dla Miasta, to siła społeczna czy coś, co ma zapewnić przyszłą synekurę polityczną?

- Takie ruchy miejskie powstają wszędzie. Akurat ten gorzowski ruch podziwiam od dawna. Kiedy był dzień bez samochodu, potrafili zrobić kawiarenkę na parkingu, sadzili słoneczniki na skwerze, malowali ławki na Kwadracie, jakieś potańcówki osiedlowe urządzali. Oni to wszystko robili z pasją. Zresztą wcześniej też tu były różne ciekawe ruchy społeczne ludzi związanych z kulturą. No i to oni wymyślili, aby wyciągnąć wójta Deszczna i przekonać go, aby kandydował na prezydenta Gorzowa. Zostawił pewną posadę wójta w Deszcznie i zaryzykował. Myślę, że musieli go zarazić swoją pasją. W Polsce to właśnie Gorzów jest miastem, w który ruch miejski dostał największe poparcie w wyborach i zwyciężył. Jest jedynym miastem, gdzie długoletni urzędujący prezydent był zmuszony oddać władzę kandydatowi tego ruchu. Sukces Jacka Wójcickiego nie jest wynikiem jakichś straszliwych błędów Tadeusza Jędrzejczaka. Po prostu jest taki czas w Gorzowie, kiedy dość powszechne stało się przekonanie, że w mieście ludziom się źle żyje. A zmiana władzy daje nadzieję na lepsze życie. Młody kandydat  z Deszczna wybrany na prezydenta idealnie wpisuje się w tę potrzebę zmiany. Jakieś sześć lat temu pisałem, że Tadeusz Jędrzejczak jest w Gorzowie stałym elementem krajobrazu, tak jak katedra, Warta.  I żaden PiS, żadna Platforma w ogóle go nie ugryzie. I moim zdaniem teraz też by nie ugryzła, bo ludzie nie lubią partii. Jednak wyrosło w mieście coś nowego. Ci ludzie z ruchów miejskich to nie są młodzi panowie, którzy noszą teczki za posłami i myślą o karierze polityków. To inny, nowy świat, którego ja też do końca nie rozumiem. Oni chcą Gorzów zmieniać po swojemu. Wiedzą, jak wyglądają przyjazne ludziom miasta europejskie. Ale wracając do Wójcickiego. Ludzie mają poczucie, że Gorzów się zwija. Doszli do wniosku, że miasto potrzebuje zmiany i stawiają na kogoś nowego.

- Ale przecież prezydent Jędrzejczak kojarzy się ludziom dobrze, bo z przebudową stadionu żużlowego, a w Gorzowie żużel jest najważniejszy. Dla bardzo wielu. Było takie przekonanie, że zagłosują na obecnego prezydenta ci, którzy chodzą na stadion.

- Tak. Tadeusz Jędrzejczak to gorzowiak z krwi i kości. To lokalny patriota, który rozumiał potrzeby ludzi. To był budowniczy, który im imponował. Chcecie basen? Proszę bardzo jest basen. Stadion żużlowy? Proszę bardzo jest stadion. Ale przegrał te wybory nie dlatego, że ludzie nie doceniają tego, co zrobił. Oni po prostu chcą zmiany. Pytałaś o żużel. No wiem, żużel kochają w Gorzowie wszyscy (śmiech). Ale część kibiców zadają sobie pytanie, czy on  musi aż tyle kosztować. Myślę, że nie każdy kibic żużla zagłosował na Jędrzejczaka.

- Ale choć ty tego żużla nie lubisz, to jednak właśnie on jest silnym lokalnym lepiszczem.

- No tak, ludzie na żużel chodzili, chodzą i będą chodzić, bo to w tym mieście sport numer jeden. Ci, którzy myślą inaczej niech porzucą wszelką nadzieję.

- A jak jest w Częstochowie? Przecież tam żużel też ma bardzo silne tradycje.

- Tak, ta „obsesja” dotyka znaczną część mieszkańców (śmiech). Zrobiliśmy w „GW” konkurs „Pokażcie, jak kibicujecie”. W ciągu tygodnia dostaliśmy 320 różnych relacji. Były zdjęcia, opowiadania, wierszyki nawet. I dla mnie jest jasne, że w takich miastach jak Gorzów, Częstochowa, Leszno czy Zielona Góra, nawet jeśli drużyna spada z ekstraligi to nie znaczy, że spada w odmęty zapomnienia. Zawsze znajdą się ludzie, którzy pomogą odbudować czarny sport. Bo przecież Polacy żużlowymi mistrzami świata są. Tylko szkoda, że świat o tym nie wie (śmiech).

- A czy Filharmonia Gorzowska ma szansę stać się takim lepiszczem myślenia o mieście?

- Jeśli już budujemy filharmonię, to musimy mieć dobre szkoły muzyczne, bo tylko wtedy ma to sens. I jeśli frekwencja nie jest sztuczna, a słyszę, że jest niezła, to też ma to sens. Oczywiście budowanie jej za takie olbrzymie pieniądze to inna kwestia. Ale skoro jest Słowianka z basenem o wymiarach olimpijskich czy żużlowe koloseum na Zawarciu to dlaczego mamy krzywić się na filharmonię.

- Dziękuję za diagnozę i rozmowę.

Renata Ochwat

Paweł Krysiak, od trzech lat naczelny częstochowskiego wydania „Gazety Wyborczej”, przez 20 lat mieszkał i pracował w Gorzowie Wielkopolskim w lokalnym wydaniu „GW”, którym kierował. Absolwent Technikum Górniczego w Bełchatowie i socjologii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim w Lublinie. Lubi sport, grywa w tenisa. Żonaty, żona pracuje w Gorzowie, dlatego tu wraca. Interesuje go polityka oraz socjologiczne spojrzenie na wiele kwestii.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x