Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Alfa, Leonii, Tytusa , 19 kwietnia 2024

Czym zachęcać młodych do powrotu, koleją z XIX-wieku?

2015-01-28, Nasze rozmowy

Z dr. hab. Dariuszem A. Rymarem, dyrektorem Archiwum Państwowego w Gorzowie, rozmawia Renata Ochwat

medium_news_header_10157.jpg

- 70 rocznica zmiany państwowości naszego miasta jest dobrą okazją do rozmowy o początkach Gorzowa. Jak wyglądał ten początek?

- Bardzo dobre pytanie. Trzeba powiedzieć, że Gorzów był bardzo zniszczony. Było to bowiem pierwsze większe niemieckie miasto, które zostało zajęte na szlaku do Berlina. Skutkowało to zniszczeniem, dokonanym przecież nie w trakcie walk, tylko już po nich. Kiedy pojawiła się tu polska administracja w końcu marca 1945 roku, nie odziedziczyła tego, co zostawili tu niemieccy gospodarze, tylko zupełnie inna jakość. Podkreślam to, ponieważ polska administracja na czele z Florianem Kroenke, który był później liderem środowiska pionierskiego, uczyniła wiele, aby Gorzów był zaraz po wojnie największym ośrodkiem na Ziemi Lubuskiej, i tak się stało. Natomiast w 1950 roku Gorzów przegrał tę swoją szansę o stołeczność województwa.

- A dlaczego?

- Jedną z przyczyn na pewno było to, że to miasto nie było w stanie się rozwinąć do poziomu sprzed wojny, czyli do liczby 50 tys. mieszkańców. W roku 1950 miał około 30 tys. mieszkańców. Podkreślić należy, że gdyby miasto nie było aż tak zniszczone po wojnie, to szybko by osiągnęło poziom sprzed wojny. Stało się jednak inaczej. Dla porównania Zielona Góra miała przed wojną miała 26 tys. mieszkańców. Po wojnie potencjały obu miast szybko się zrównały.

- Czy o utracie stołeczności zadecydowało tylko zniszczone centrum?

- To stale nie jest jasne. W swojej najnowszej książce, która ukaże się na koniec marca, też się tym problemem zajmuję. Mam taką nową tezę, że niewątpliwie Gorzów w 1945 roku stał się stolicą Ziemi Lubuskiej za sprawą sprawnie działającej polskiej administracji. Sprzyjały temu władze poznańskie z wojewodą Feliksem Widy-Wirskim. Pierwsze dożynki Ziemi Lubuskiej odbyły się tu. Otwarto Teatr Ziemi Lubuskiej, Muzeum Ziemi Lubuskiej. To było zwieńczenie pierwszego etapu, podkreślenie znaczenia tego najważniejszego ośrodka Ziemi Lubuskiej. Potem jest proces powstawania ekspozytury wojewódzkiej, jedynej, jaka zadziałała z czterech uchwalonych dla ziem zachodnich, choć władze województwa poznańskiego niechętnie na to patrzyły. A ta ekspozytura była zapowiedzą korekty terytorialnej kraju, bo ekspozytury powoływano tam, gdzie województwa były bardzo duże. Tu był podatny grunt, aby taką ekspozyturę otworzyć. No i jeszcze jedna ważna sprawa – grupa Floriana Kroenkego była powiązana z ministrem ziem odzyskanych, wicepremierem i sekretarzem generalnym PPR, Władysławem Gomułką. On był prawdziwym patronem tych zmian, które zachodziły na Ziemi Lubuskiej w tym czasie. I dlatego powstała ekspozytura i była broniona, mimo nacisków Poznania na jej likwidację. Ale zanim dojdziemy do roku 1950, trzeba pamiętać, co się wydarzyło w roku 1948. Wtedy nastąpił upadek Władysława Gomułki, to był proces trwający od czerwca 1948 do stycznia 1949. Najpierw Gomułkę odsunięto od sekretarzowania PPR, potem zlikwidowano Ministerstwo Ziem Odzyskanych, oskarżono go o „odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne”. No i wówczas ze stanowiska usunięto Floriana Kroenkego. Wcześniej zresztą usunięto go z partii, zresztą spotkało to bardzo wielu ludzi związanych z Gomułką. I w taki sposób, układ gorzowski utworzony trochę ponad głowami Poznania, nagle się zawalił. I jak pokazują dokumenty, właśnie gdzieś w końcu 1948 roku  po raz pierwszy ujrzała światło dzienne koncepcja województwa lubuskiego ze stolicą w Zielonej Górze. Wcześniej mówiło się o województwie, ale z Gorzowem, jako stolicą. Kto zdecydował o zmianie lokalizacji stolicy? Nie wiadomo, bo nie ma na ten temat żadnych dokumentów. Jest dokument z 1949 roku, w którym już oficjalnie się mówi o nowym województwie właśnie ze stolicą w Zielonej Górze. Mnie się wydaje, że decyzja polityczna tu była najważniejsza. Argumenty były takie, że Zielona Góra jest centralnej położona, lepiej skomunikowana, ale w taką motywację nawet prof. Hieronim Szczegóła (historyk z Uniwersytetu Zielonogórskiego – red.) nie bardzo wierzy. To była decyzja polityczna. Inna rzecz, że gdyby w tamtym czasie Gorzów odzyskał poziom 50 tys. mieszkańców, to raczej nikomu wówczas nie przyszłoby do głowy lokować stolicy województwa w Zielonej Górze. To tak jak ze Szczecinem i Gdańskiem, wielkimi miastami leżącymi na uboczu, ale oczywistym jest, że właśnie tam ulokowano stolice województw. Zresztą Poznań zaakceptował decyzję utworzenia nowego województwa z taką a nie inną stolicą. Zmieniły się czasy, język, zaczął się czas budowania totalitarnego państwa.

- W 1950 roku powstaje województwo, zielonogórskie z Zieloną Górą jako stolicą i do 1975 roku jest to status quo. Zielona Góra kwitnie, a w Gorzowie co?

- No Gorzów też się rozwija dzięki inwestycjom w przemysł. Podtrzymano dawne landsberskie tradycje miasta przemysłowego. W Zielonej Górze impulsem do rozwoju było budowanie administracji, różnych urzędów, innych środowisk powiązanych z tymi urzędami. W Gorzowie to był przemysł: Stilon, Silwana, Zakłady Mechaniczne, które w latach 60. przeżywały rozkwit. Za tymi inwestycjami szły z kolei inwestycje w budownictwo mieszkaniowe. Przecież w tamtym czasie przybywało do 2 tys. mieszkańców rocznie. Gorzów się rozwijał.

- Prawda, ale zabrakło dobrej uczelni wyższej, długo w mieście były tylko dwa Licea Ogólnokształcące. Środowisko naukowe nie istniało. O kulturalnym też można zapomnieć. Gorzowianie za ten okres 1950-75 mają poczucie krzywdy, łącznie z taką, że stolica w Zielonej Górze wywiozła z gorzowskiego szpitala nowoczesny stół chirurgiczny…

- Fakt potwierdzony w dokumentach. No tak. To były inne czasy. Jeśli chodzi o szkoły wyższe, to trudno się dziwić. Zresztą my gorzowianie nie możemy mieć pretensji, że Zielona Góra dostała tę historyczna szansę i ją wykorzystała. Owszem, jest poczucie żalu. Ale trudno sobie wyobrazić, że za takim rozdaniem stały jakieś elity zielonogórskie, bo w 1950 roku takowe chyba nie istniały. To była decyzja polityczna i koniec. Takie były czasy. Zresztą skoro w tamtym czasie można było powołać wyższą uczelnię, to naturalnym było, że powstanie ona w stolicy, czyli w Zielonej Górze. Przecież w czasach, kiedy myśmy zaczynali studia, było tylko 11 uniwersytetów, zresztą wszystkiego było mniej. Natomiast uważam za wielki błąd sposób, w jaki budowano to województwo. Budowali je już ludzie z Zielonej Góry i w sposób, jaki je robili, no to już kwestia dyskusyjna. I tu właśnie symbolem jest ten stół…

- W Gorzowie mówi się – ukradli…

- Fakt. Osobiście ubolewam, że nie zachowano tradycji pionierskich Gorzowa, że zaczęto tworzyć nową tożsamość regionu. Skoro w Gorzowie działało Muzeum Ziemi Lubuskiej, czy Teatr Ziemi Lubuskiej, to należało je tu zostawić…

- Wszystko pojechało do Zielonej Góry.

- Uważam, że to był błąd. Owszem, ktoś może powiedzieć, że to były czasy państwa totalitarnego i nie było takich możliwości. Mnie jednak się wydaje, że niektóre rzeczy można było zachować, szanując dorobek tych pionierskich lat, które zakończyły się w 1948 roku. Nie wszystko trzeba było zaczynać od nowa. A tak zamiast integracji z regionem była pogłębiająca się niechęć, a efektem jest to, że przymiotnik lubuski jednoznacznie kojarzy się tylko z południową częścią województwa. A przecież trzeba pamiętać, że w latach 1945-50 w Gorzowie było kilkadziesiąt różnych inicjatyw z przymiotnikiem lubuski. Dziś nie ma prawie żadnego. Fakt, część instytucji musiała zostać przeniesiona do nowej stolicy, ale czy wszystkie?

- No i mamy taką historię. Od 1950 do 1975 województwo zielonogórskie, potem do 1999 roku gorzowskie, a od 1999 na powrót wspólne, tyle że lubuskie. Jak pan widzi miejsce Gorzowa w tym województwie właśnie?

- Na to pytanie odpowiedź jest trudna, bo sytuacja jest dynamiczna. Inna odpowiedź byłaby pięć lat temu, inna na pewno za kolejnych pięć lat. Uważam, że województwo lubuskie ma sens, bo Gorzów odnosi z tego faktu wciąż korzyści.

- Proszę wyliczyć.

- Choćby istnienie różnych jednostek administracji państwowej, jak urząd wojewódzki, policja, straż pożarna, kilka innych, jak kuratorium. Oczywiście trwa sytuacja, którą można nazwać przeciąganiem liny. Naturalnie martwi mnie zanikanie czy też przenoszenie pewnych instytucji do Zielonej Góry, bo to osłabia pozycję miasta. No choćby ostatnie informacje na temat przenosin Kostrzyńsko-Słubickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej pod Zieloną Górę i to nie bardzo wiadomo, dlaczego.

- Ale należy zauważyć jedną kwestię. W Zielonej Górze istnieją elity, które tą Zieloną Górę promują. Dla nich nie liczy się przynależność polityczna czy sympatie, kwestią jednoczącą jest miasto i dla niego gotowi są na wiele. Tego nie ma u nas.

- W ostatnim czasie właśnie na ten temat rozmawiałem z kilkoma osobami. Zgadzam się w zupełności. Nie ma w Gorzowie elit. A dokładniej, to one są bardzo słabe, skonfliktowane. Jest wiele osób, które mają dorobek naukowy czy zawodowy i te osoby mają prawo do tego, aby czuć się elitą tego miasta. Nie ma natomiast czegoś takiego, co można nazwać reprezentacją tego miasta, lobby na rzecz Gorzowa, czy jakieś forum wymiany myśli na rzecz Gorzowa. Nie ma medium, na łamach którego można byłoby prezentować problemy, ale i sukcesy miasta. Bo te media, które są, są pochowane w Internecie. A przecież o wiele większe znaczenie ma wydawany na papierze tygodnik czy jakaś inna gazeta. Powtarzam, jako środowisko Gorzów zwyczajnie nie istnieje.

- Mnie zastanawia, dlaczego tego środowiska nie ma?

- Dobre pytanie. Nie wiem. Faktem jest, że nie słyszy się zwartego głosu Gorzowa. No mamy nowego prezydenta na przykład. A jak do tej pory nie słyszałem jego głosu w tym kontekście. Oczywiście to nie jest krytyka prezydenta. Bo powtórzę, nie ma elity w mieście, która mówiłaby w interesie Gorzowa. Mnie zwyczajnie zaskakują takie pomysły, jak niedawne oświadczenie trzech prominentnych gorzowian, świetnie w mieście znanych, że nie ma znaczenia naprawdę, skąd jest wojewoda, bo liczą się kompetencje. Dziwi mnie, że ktoś nie rozumie znaczenia lansowania gorzowskich elit. Czy w 125-tysięcznym mieście nie znajdzie się nikt na tyle kompetentny, aby być wojewodą. To jest jednak interes Gorzowa, po to był zawarty ten delikatny kompromis w Paradyżu. Umiejscowienie urzędów w Gorzowie i Zielonej Górze miało jakiś sens. Może trzymajmy się tych kompromisów.

- Czy sądzi pan, iż w mieście jest szansa na stworzenie się silnej elity. W Zielonej Górze oparciem dla elit jest Uniwersytet Zielonogórski. My mamy dwie wyższe szkoły, ale żadna z nich nie ma takiego znaczenia, jak UZ.

- No AWF to wydział zamiejscowy, czyli niesamodzielna uczelnia. Trzeba pamiętać, że uczelnie wyższe żyją swoim życiem, zawsze zresztą tak było. Najważniejszym zadaniem uczelni jest uczenie, prowadzenie programów badawczych, wydawanie publikacji. Ale fakt, też bym oczekiwał od uczelni, która ma już 17 lat i własne środowisko naukowe, głosu w sprawach miasta. Tym bardziej, że jest to samodzielna uczelnia mająca prawo do wyrażania własnej opinii. No i rzeczywiście przydałby się ten głos na tematy ważne dla miasta.

- Skoro uczelnia milczy, to czy silna elita może powstać bez niej.

- A to już jest inna sprawa. Kiedyś Gorzów miał swoją reprezentację. Bo istniała  „Gazeta Wyborcza” z silną redakcją. Był tygodnik „Ziemia Gorzowska”, sporo innych inicjatyw wydawniczych. Była Telewizja Vigor. Były różne środowiska, które lepiej lub gorzej ale jakoś zajmowały różne stanowiska. A dziś „Ziemi Gorzowskiej” dawno nie ma. Lokalna Wyborcza to dwie karteczki gdzieś tam w środku głównego grzbietu. Jest co prawda telewizja, ale to wszystko jest jakieś takie porozbijane, zmarginalizowane. Liczą się jakieś partykularyzmy, jakieś dziwne interesy, jednak te media się skomercjalizowały i nie stanowią takiego parcia, jak to kiedyś było. Nie ma społecznego ruchu na rzecz miasta, bo jest załatwianie swoich spraw. Kiedyś było Forum na rzecz Gorzowa, dziś nawet tego nie ma. A dziś likwiduje się kolejne połączenia kolejowe, a ja nie słyszałem jakiegoś zmasowanego protestu. Bo może tak ma być, może maja niknąć kolejne połączenia, bo dlaczego nie? Gorzowska kolej jest sprowadzona do szynobusów, bo ja od dawna nie widziałem normalnego pociągu z wagonami. Za jakiś czas kolei w Gorzowie zupełnie nie będzie i będziemy sobie dojeżdżali do Krzyża samochodami. Nie ma żadnego krzyku w tej sprawie. A przecież wrzawę trzeba o takie sprawy podnosić, może jakiś protest. Już w 50.roku argumentem za stołecznością Zielonej Góry było położenie i lepsza komunikacja. A u nas od 70. lat nic się nie zmieniło, i mamy kolej z XIX wieku. Bez żadnej komunikacji, bez żadnego inwestowania w infrastrukturę. Zresztą i do dziś łatwiej jest dojechać do Berlina niż do Warszawy.

- Czarne scenariusze.

- Czarne. Potrzebne jest jakieś ruszenie, jakieś głośne lobbowanie na rzecz miasta. Różne interesy powodują, że głos w sprawie miasta nie jest jednolity, zwarty, tylko podzielony. Przegrywamy kolejne szanse i jakoś się z tym godzimy, bo nawet nikt nie pokrzyczy z tego powodu. A może powinniśmy jakąś demonstrację uczynić z tego powodu. My Gorzowianie w interesie Gorzowa. Żeby nie degradowało się miasto. No bo co ja mam powiedzieć moim dzieciom, które dorastają? Po co one maja tu wracać, do czego? Czym mam ich zachęcić do powrotu? Skoro, że powtórzę 70 lat po wojnie nadal prościej dojechać do Berlina niż stolicy naszego kraju. Czym zachęcić do pozostania tutaj? No czym?

- Dobre pytanie. Dziękuję za rozmowę.

***

Dariusz Aleksander Rymar, doktor habilitowany, historyk i archiwista. Urodził się  19 lipca 1963 roku w szczecinie. Z Gorzowem jest związany od 1991 roku. Najpierw jako kierownik oddziału, a później dyrektor Archiwum Państwowego w Gorzowie. Jest absolwentem Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jest założycielem i członkiem Towarzystwa Przyjaciół Archiwum i Pamiątek Przeszłości oraz pomysłodawcą i redaktorem naczelnym „Nadwarciańskiego Rocznika Historyczno-Archiwalnego”, który ukazuje się od 1994 roku. Jest autorem licznych publikacji prasowych i książek naukowych dotyczących Gorzowa i okolic. W 2002 roku uzyskał doktorat na podstawie pracy „Gorzów Wielkopolski na tle przemian społeczno-politycznych w Polsce w latach 1945-1998”, która była podstawą do książki „Gorzów Wielkopolski w latach 1945-1998. Przemiany społeczno-polityczne”, za którą dostał Lubuski Wawrzyn Naukowy. Jest autorem kilku monograficznych książek dotyczących historii gorzowskiego NSZZ „Solidarność”. Doprowadził do budowy nowej siedziby Archiwum.

Odznaczony odznaką Zasłużony dla Archiwistyki. W 1998 roku otrzymał Nagrodę Kulturalną Prezydenta Miasta Gorzowa Wielkopolskiego. W 2014 roku nagrodzony Motylem – Nagrodą Kulturalną Prezydenta Miasta.

Dariusz Rymar jest synem prof. dr. hab. Edwarda Rymara, historyka związanego ze środowiskiem szczecińskim, również autora wielu publikacji historycznych, m.in. na temat Nowej Marchii, Ziemi Lubuskiej i Gorzowa. Dariusz A. Rymar jest żonaty i ma dwoje dzieci. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x