Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Agnieszki, Amalii, Czecha , 20 kwietnia 2024

Przykład na niefunkcjonalność właściwą urzędu marszałkowskiego

2015-06-24, Nasze rozmowy

Z Januszem Dreczką, wiceprezydentem Gorzowa do spraw społecznych, kulturalnych i sportowych, rozmawia Renata Ochwat

medium_news_header_11700.jpg

- Co pana skłoniło do przyjęcia propozycji prezydenta Jacka Wójcickiego, aby zostać jego zastępcą?

- Propozycja była zaskakująca, ale jednocześnie i ciekawa. A skoro mieszkam w tym mieście, to dlaczego nie.

- Zamienił pan wygodny gabinet w Urzędzie Wojewódzkim na gabinet w magistracie…

- Niczego nie zamieniałem. Po prostu skończyłem pewną pracę w wydziale zdrowia urzędu wojewódzkiego, której efektem jest raport o zabezpieczeniu zdrowotnym województwa lubuskiego, który został zaprezentowany na konwencie województwa. No i wtedy pojawiła się ta propozycja. Po drugie, ja pracowałem przy przygotowaniu reformy samorządowej prof. Michała Kuleszy, kiedy rodziła się idea samorządowości, a propozycja dawała mi wgląd w to, jak to funkcjonuje na poziomie miasta, gminy.

- I jakie wnioski?

- Minęło kilkanaście lat i już wiem, że ta reforma była słuszna. Dziś samorząd jest podstawą funkcjonowania państwa. Między innymi dzięki kontroli społecznej nad administracją, bo w istocie tak jest. Proszę pamiętać, że administracja jest po to, aby pracować ze społeczeństwem, a społeczeństwo po to, aby kontrolować. Pamiętam, jak na początku lat 90. spierałem się z ówczesnym dyrektorem Muzeum Lubuskiego Zdzisławem Linkowskim o kształt zmian samorządowych, bo on miał inne zdanie, to dziś jestem zupełnie pewien, że to był krok w dobrą stronę. Może nie każdy szczebel administracji się sprawdził tak, jakbyśmy sobie życzyli, ale jednak generalnie się udało. Proszę pamiętać, że samorządy wojewódzkie dostały ogromne pieniądze i nie wszędzie dysponowanie nimi udaje się tak, jakby wszyscy oczekiwali, ale generalnie reforma się nam udała. Inna sprawa, że samorządny niższego szczebla muszą być bardziej aktywne przy zabieganiu o pieniądze na różną działalność. Bo celem podstawowym dla nich powinno być kreowanie najlepszych warunków do życia ich mieszkańcom. I ja między innymi tak pojmuję moją misję w urzędzie.

- Rozpoznał już pan podstawowe bolączki?

- Nie ma bolączek.

- No to może potrzeby.

- Potrzeby rozpoznaję przez rozmowy. Okazuje się, że niektóre sprawy, niektóre problemy jakby się oderwały od rzeczywistości. A ja chciałbym, aby pewne rzeczy się zbiegły, stały się oczywiste. Od pierwszych dni w urzędzie moja praca polega na nieustannych konferencjach, poza biurem. Rozmawiam z dyrektorami podległych mi wydziałów, z ludźmi. Zresztą moje pierwsze zetknięcie się z ludźmi to było spotkanie w Zespole Szkół Technicznych i Ogólnokształcących przy ul. Czereśniowej. Tam się kończył taki projekt dotyczący mniejszości narodowych. I tam już pojawił się pierwszy problem do rozwiązania. Okazało się, że brakuje miejsc w internatach szkolnych dla uczniów, którzy muszą szukać kwater gdzieś na mieście. A brak miejsc w internatach nie wynika z faktu, że ich jest rzeczywiście za mało, tylko z tego, że mieszczą się tam różne instytucje około edukacyjne. A tak być nie powinno, bo pierwszeństwo powinien mieć uczeń. Podobne potrzeby można będzie zauważyć także i w innych instytucjach, do których zamierzam dotrzeć. Zresztą byłem już w Teatrze Osterwy, w Filharmonii Gorzowskiej i innych. No i przy różnych spotkaniach wyszedł kolejny problem. Mamy w mieście stypendia twórcze dla uzdolnionych artystów. Ale jak się okazuje, są one przeznaczone dla ludzi w wieku określonym przez regulamin. A przecież dzieło może wyjść z rąk nawet kilkuletniego dziecka. Taki Chopin dla przykładu komponował bardzo wcześnie.

- Ale takich Chopinów czy Mozartów to jednak na palcach jednej ręki można policzyć…

- Fakt, ale chodzi o to, aby umieć te dzieci wyłuskać i umieć ich wesprzeć. Zresztą o zasadności zmiany regulaminu stypendiów twórczych mówiła pani dr Ewa Pawlak, dyrektor wydziału kultury. Będziemy się nad tą kwestią zastanawiać.

- Skoro przy kulturze jesteśmy, to jak pan ocenia pejzaż gorzowskiej kultury po dość drastycznych cięciach, jakie jej ostatnio zastosowano?

- Trzeba zacząć od tego, że po reformie wojewódzkiej w 1975 roku próbowaliśmy nadrabiać zapóźnienia cywilizacyjne miasta w stosunku do innych stolic wojewódzkich. To wówczas powstała Szkoła Muzyczna I stopnia przy ul. Teatralnej, Liceum Plastyczne, lokalna telewizja, Radio Gorzów, które miało 60 procent słuchalności. Wówczas ukazywał się nieistniejący tygodnik „Ziemia Gorzowska”. Był nawet pomysł, aby ukazywała się lokalna popołudniówka, jak w innych miastach. Nie udało się, ale też i system informacji, jej udostępniania się zmienił, dziś informacja ukazuje się natychmiast, funkcjonują takie media, jak choćby EchoGorzowa.pl. Zmieniła się rzeczywistość.

No i tak samo z kulturą się stało. No i chyba tak powinno być. Bo zmieniły się formy działalności w kulturze. I na tym polega rola samorządu, aby słuchał potrzeb i reagował na nie. Zarówno na potrzeby samych instytucji, jak i mieszkańców, bo on po to jest.

- I stąd pomysł na Instytut Papuszy, nową jakość w gorzowskiej kulturze?

- Ten pomysł zaczął się tworzyć wcześniej, ale dopiero prezydent Jacek Wójcicki podjął decyzję, że można go umieścić w willi Jaehnego przy ul. Kosynierów Gdyńskich. Można mieć wątpliwości, czy uda się pomysł wcielić w życie jeszcze za tej kadencji rządu, za kadencji ministra Andrzeja Halickiego. Jednak sama idea, do której włączyło się środowisko naukowców z Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej to już jest coś. Trzeba pamiętać, że idea urodziła się w Stowarzyszeniu Twórców i Przyjaciół Kultury Cygańskiej im. Papuszy, które od siedmiu lat robi Wigilię Narodów oraz prowadzi działalność edukacyjną i kulturalną. Warto tu przypomnieć, że jeszcze za czasów ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego toczyły się rozmowy, aby zespołowi  Terno nadać status Narodowego Teatru, czyli instytucji państwowej. Nie udało się, co nie znaczy, że w przyszłości może się udać. Problemy trzeba rozwiązywać.

- Panie prezydencie, w mieście w pewnych środowiskach słyszy się, że należy Filharmonią Gorzowską zlikwidować.

- Nic takiego nie słyszałem.

- Ale naprawdę tak co niektórzy uważają…

- Trzeba pamiętać, że to miasto przez długi czas nie miało dostępu do realizacji swoich marzeń. Oczywiście mogę żałować, że decyzja o FG została podjęta w taki sposób i w takim stylu. Ale instytucja jest. Byłoby owszem rewelacyjnie, gdyby była to instytucja marszałkowska i to jest bardzo dobry przykład na niefunkcjonalność właściwą urzędu marszałkowskiego, samorządu województwa, bo samorząd ten zwyczajnie zapomina, iż w lubuskim są dwa subregiony, północny i południowy i powinna być zachowana zasada parytetu. A tego nie ma. No cóż, mówienie o likwidacji FG to nieporozumienie. Trzeba znaleźć tylko sposoby finansowania.

Proszę zwrócić uwagę, ile za ostatnich 20 lat w mieście udało się jednak zrobić. Powstała Scena Letnia, z którą należą się głębokie ukłony dyrektorowi Janowi Tomaszewiczowi, bo nikt przed nim nie podjął tego wysiłku. Przez ponad 50 lat Związek Ukraińców urządza konkursy pisankowe, odbywają się Spotkania z Kulturą Łemkowską, jesienią gorzowscy Tatarzy obchodzić będą 70-lecie swojej obecności w mieście. Nikt raczej nie myśli o likwidacji akurat tych inicjatyw. No i są jeszcze inne sukcesy…

- Dla przykładu?

- Choćby współpraca między Frankfurtem a Gorzowem, która zaowocowała książką „Gorzów Landsberg Frankfurt. Historia, która nas łączy”. Dość przypomnieć to, co uczynił Zdzisław Morawski, nawiązując współpracę z Niemcami. A Karin Wolf, tłumaczka, która ma na koncie nie tylko tłumaczenia wielkich polskich pisarzy, ale także poezję Kazimierza Furmana, prozę Romy Kaszczyc, prowadzenie salonów literackich. Tego też nikt nie zamierza zapomnieć, a co więcej, trzeba koniecznie o to zadbać.

- Ale pan ma się zajmować nie tylko kulturą, także sportem. Tak też widzi pan potrzeby?

- Owszem, dla przykładu chcę się przyjrzeć, jak działa Słowianka i jak się ona ma do rozwoju sportów związanych z wodą, a w których gorzowianie mają naprawdę niezły dorobek. Inna rzecz, był taki moment, że w Gorzowie aż 12 różnych drużyn w różnych dziedzinach sportu grało w I lidze. Być może jest to obecnie zbyt duże zadanie, jak na możliwości Gorzowa, ale trzeba się temu przyjrzeć.

- Wielu ludzi jest przekonanych, że sport powszechny w mieście nie istnieje, bo nie ma pieniędzy, a jak nie ma pieniędzy, to nie ma na szkolenie, jak nie ma szkolenia, nie ma wyników, a jak nie ma wyników, nie ma pieniędzy. No i błędne koło się zamyka.

- Prawda. Ale jest kilka różnych sposobów finansowania sportu. Fakt, budżet miasta jest jednym z nich. Ale można sięgnąć po środki ministerialne czy z budżetu województwa. Trzeba się przyjrzeć, jak funkcjonuje ten system, na ile racjonalnie te pieniądze są pozyskiwane. Skoro uczestniczymy w tym systemie, to należy sprawdzić, jak on funkcjonuje i starać się o pieniądze zewnętrzne.

- Kolejną olbrzymią działką, jaką pan będzie zawiadywał, jest sfera pomocy społecznej… A to już są duże wymagania.

- Proszę pamiętać, że tylu, ilu nas jest, tyle mamy spraw społecznych. Bo każdy z nas ma prawo do mieszkania, do dostępu do sportu, kultury, służby zdrowia, godnego życia i do samodzielności, która nie powinna się przekładać na samotność. Tu znów wrócę do reformy prof. Kuleszy, która zagwarantowała nam wszystkim udział w wyborach bezpośrednich, każdy z nas wybiera sobie swoją władzę, która powinna mu zapewnić komfort życia. Nie możemy się odwracać od tych, którzy opieki potrzebują, ale bez naruszania ich wolności. Ja wiem, że to może trochę górnolotnie brzmi, ale tak jest. Wystarczy zresztą wspomnieć obrazek, jaki się wydarzył na festynie w parku Wiosny Ludów. Nagle do grupy rozbawionych przez klauny dzieci podszedł bezdomny. Trochę postał i poszedł. Nikt go nie przeganiał, a sam prowadzący zabawę jakoś tak umiejętnie sprawę rozegrał, tłumacząc dzieciom, że i takie osoby żyją wokół nas…

- Ale problem z bezdomnymi jest.

- Jest, ale są prowadzone działania zapobiegające temu problemowi. Tu nie do przecenienia jest schronisko Brata Alberta. Towarzystwo radzi sobie z problemem, jednak są i tacy, którzy nie mogą korzystać z pomocy właśnie stowarzyszenia. Im też należy pomagać, tyle tylko, żeby jednak nie naruszać ich godności.

- Moc zadań przed panem. Jakie najbliższe czekają na pana?

- Na razie poznają szkoły, chcę się spotkać z radami rodziców. Uważam, że dobrze jest rozmawiać z ludźmi w ich środowisku. Dobrze, jak ktoś zechce przyjść do urzędu i się podzielić swoim przemyśleniami, ale trzeba także wychodzić do ludzi. Poza tym chcę rozpoznać inne środowiska, a to jest sporo pracy. Dobre rozpoznanie środowiska pozwoli na lepsze skonstruowanie przyszłego budżetu miejskiego. No i ważne to także jest, bo należy pamiętać, iż decyzje o sprawach miejskich podejmuje jednoosobowo prezydent Jacek Wójcicki. My mu tylko pomagamy.

- Dziękuję za rozmowę.

Janusz Dreczka, urodził się 7 stycznia 1958 roku w Gorzowie. Absolwent I Liceum Ogólnokształcącego w Gorzowie oraz AWF w Gorzowie. Skończył podyplomowe studia z zakresu prawa i administracji UAM w Poznaniu. Pracował min. jako nauczyciel wf w Zespole Szkół Budowlanych, był zastępcą dyrektora w SP 21, dyrektorem wydziału infrastruktury społecznej Gorzowskiego Urzędu Wojewódzkiego, był dyrektorem szpitala w Torzymiu i dyrektorem wydziału zdrowia w Lubuskim Urzędzie Wojewódzkim. Aktywnie zaangażowany w życie sportowe i kulturalne miasta. Poeta, ma na koncie teksty poświęcone m.in. Chriście Wolf, Irenie i Tadeuszowi Byrskim czy Zbigniewowi Herbertowi. Żona Małgorzata, mają dwóch dorosłych synów Jakuba i Jacka.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x