Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Wielu zaczyna zapamiętywać, poza nazwiskiem, także moje imię

2015-08-05, Nasze rozmowy

Z Łukaszem Marcinkiewiczem, zastępcą prezydenta Gorzowa, rozmawia Robert Borowy

medium_news_header_12060.jpg

- Przyjmując w grudniu ubiegłego roku propozycję objęcia stanowiska wiceprezydenta miasta zapewne miał pan wizję swojej pracy. Czy mocno różniła się od tego, co pan zastał na urzędniczym fotelu?

- Przychodziłem tutaj z przeświadczeniem podjęcia naprawdę dużego wyzwania i pod tym względem nie pomyliłem się. Gorzów jest miastem dużym, to i skala różnych problemów jest spora. Podobnie jak obszar zaniedbań. Mamy naprawdę mnóstwo pilnych rzeczy do zrobienia. Poczynając od tak prozaicznych jak przykładowo kwestia zieleni, o czym dyskutujemy w mieście od wielu miesięcy, ale też widać już pierwsze efekty naszych działań, choć do ideału jest daleko. Przychodząc do ratusza za główny cel postawiłem sobie jednak uporządkowanie działań miasta w interesujących mnie obszarach. Chodzi o to, żeby działać konsekwentnie. Oczywiście najistotniejszą sprawą jest przygotowanie planu inwestycyjnego. Każde podobnej wielkości miasto taki plan posiada i mocno zdziwiłem się, kiedy tu takiego planu nie znalazłem. Owszem, dokument obligatoryjny w postaci wieloletniej prognozy finansowej istnieje, natomiast brakowało strategicznego podejścia do miasta, czyli wybranie najważniejszych inwestycji do szybkiej w miarę możliwości realizacji. Pracując nad programem inwestycyjnym wyliczyliśmy, że potrzeby miasta sięgają kwoty grubo ponad półtora miliarda złotych, co pokazuje, ile czeka nas pracy i cierpliwości, bo tych pieniędzy znikąd nie wyciągniemy ot tak, żeby szybko je zainwestować.

- A co pana najbardziej zaskoczyło?

- Nazwałbym to zniewoleniem na szczeblu kierowniczym. Szybko zorientowałem się, że kadra w urzędzie to osoby naprawdę mądre, świetnie znające się na pracy, ale obawiające się podejmować samodzielnie decyzje. Tkwiło tu przyzwyczajenie, że decydujący podpis ma złożyć ktoś wyżej ode mnie w hierarchii służbowej. Moim zdaniem zarządzanie miastem to gra zespołowa. Oczywiście, że strategiczne decyzje, decyzje o najwyższym ciężarze odpowiedzialności podejmują prezydent, ewentualnie jego zastępcy. Ale codziennie trzeba w urzędzie podjąć mnóstwo równie ważnych decyzji, lecz nie wymagających angażowania prezydentów i tym powinni zajmować się dyrektorzy i kierownicy. Dzisiaj wygląda to znacznie lepiej i cieszę się z tej zmiany.

- Z czym jest najtrudniej poradzić sobie na stanowisku, na jakim obecnie pan urzęduje?

- Z mojego punktu widzenia najwięcej kłopotów mam z czasem, a właściwie z jego notorycznym brakiem. Dziennie przeznaczam na pracę około 15-17 godzin. To są dwa dobre etaty. Ktoś powie, że to niemożliwe, ale takie są fakty. Nawet, kiedy późnym wieczorem przychodzę do domu to jeszcze przeglądam pocztę, śledzę prasę czy portale oraz odpowiadam na maile z danego dnia i czytam liczne dokumenty. I ciągle mi tego czasu brakuje. Ale od razu dodam, że lubię pracować i nie traktuję tego w kategoriach pracoholizmu. Ludzie mają różne hobby, dla mnie takim hobby jest praca.

- A podobno urzędnicy w Polsce piją tylko kawę?

- W naszym kraju generalnie srogo ocenia się urzędników na różnym szczeblu, uważając że najczęściej siedzą oni bezczynnie i popijają wspomnianą kawę. Powiem więcej, urzędników generalnie się nie lubi. Nie mogę z tym się zgodzić, bo naprawdę pracy mamy w bród, do tego dochodzi duża odpowiedzialność. Zdecydowanie większa niż bywa to w sektorze prywatnym. A wiem co mówię, bo pracowałem w dużej korporacji i uważam, że w samorządzie ilość spraw pojawiających się codziennie jest zdecydowanie więcej i to w szerzej tematyce.

- Co rozumie pan pod pojęciem działania systemowego?

- Często używam tego określenia w porównaniu nie tylko do urzędu, ale miejskich spółek. Chodzi o wypracowanie pewnej synergii, wspólnoty działań. Spółki nie mogą funkcjonować w oderwaniu od miasta. Jeżeli przygotowujemy jakiś plan inwestycyjny spółki muszą się w niego odpowiednio wpisywać. To samo dotyczy wydziałów. Nie może być tak, że do urzędu przychodzi mieszkaniec coś załatwić i biega między wydziałami, bo nikt nie wie, kto może mu pomóc. Nasze jednostki organizacyjne muszą nauczyć się współpracować ze sobą, podobnie jak spółki z urzędem. I to się powoli zaczynać dziać.

- Zajmuje się pan m.in. inwestycjami infrastrukturalnymi. Nie przeraża pana stopień zapóźnień choćby w gorzowskim drogownictwie?

- Jak każdy gorzowianin chciałbym mieć równe drogi i chodniki, ale na to potrzebujemy trochę czasu.

- Ile tego czasu, bo mam wrażenie, że dziesiątki lat?

- Można zawsze usiąść i załamać ręce, ale nie o to w tym wszystkim chodzi. Przyjęliśmy może skromny, ale zawsze plan remontów dróg i chodników. I działamy. Jeżeli rokrocznie naprawimy kilka ulic, to po 6-8 latach zaczniemy to zauważać, zwłaszcza że planujemy też duże, wielomilionowe inwestycje drogowe. Musimy tylko zachować konsekwencję w działaniach. Proszę zauważyć, jak wygląda dzisiaj nasze centrum? Ono jest naprawdę fajne, ale zaniedbane. I zastanawiam się, dlaczego przez ostatnie lata nie naprawiono tych kilkunastu chodników, choćby w takim miejscu jak ulica Hawelańska. Rozumiem argument braku pieniędzy, ale skoro jest ich niewiele to róbmy tyle, na ile nas stać. Przypomnę, że wcześniej pracowałem w urzędzie w Szczecinie i na bieżąco obserwowałem, jak to miasto zmieniało się na przestrzeni ostatnich lat. W trakcie pierwszej kadencji prezydent Piotr Krzystek skupił się na zwykłym łataniu dziur na najważniejszych odcinkach dróg i tak naprawdę dopiero w drugiej kadencji wziął się za kompleksowe remonty, a już widać tego efekty. Podobnie jest w oświacie. Tam szkoły znajdowały się w tragicznym stanie. I dopiero po ośmiu latach udało się opanować sytuację. Dlatego pesymistycznych planów nie należy kreślić, ale trochę tego czasu potrzebujemy na nadrobienie zaległości.

- Nie ma pan wrażenia, że wielu mieszkańców jest jednak zniecierpliwionych?

- Śledzę różne opinie wygłaszane przez mieszkańców, sam z nimi rozmawiam na różnych spotkaniach i rzeczywiście jest takie oczekiwanie, że nowy prezydent wszystko zrobi w ciągu dwóch lat. Cudotwórcą nikt z nas nie jest. Wiemy co robić, uważam że po zmianach kadrowych w urzędzie pracują naprawdę wysokiej klasy specjaliści, ale prosimy o trochę czasu. W realiach polskich wykonanie inwestycji o wartości kilkunastu milionów złotych to czas nawet pięciu lat od chwili pojawienia się koncepcji do przecięcia wstęgi. Zanim przejdzie się wszelkie procedury trochę tej wody w naszych rzekach musi upłynąć. Chcemy większość działać maksymalnie przyśpieszyć, ale nie przeskoczymy procedur.

- To cieszy, ale czasami mam wrażenie, nie tylko zresztą ja, że w najprostszych sprawach działacie nad wyraz ostrożnie i wolno. Przypomnę tu takie symboliczne przykłady jak zdjęcie szlabanu przed filharmonią, otwarcie ul. Szpitalnej czy wycięcie barierek przy ul. Chrobrego. Nie można prostych rzeczy załatwić szybko i sprawnie?

- Szlaban został zdjęty i to się liczy a doszukiwanie się, że było to tydzień czy dwa później nie ma tu żadnego znaczenia. Nie zgadzam się, że działamy wolno, bo wiele decyzji zanim zostanie wdrożonych w życie musi być wcześniej skonfrontowanych z instytucjami zewnętrznymi, w tym najczęściej z policją. Weźmy przykładowo ulicę Szpitalną. Chcemy ją otworzyć, ale w sposób mądry, w taki żeby nie zdestabilizowało to nam ruchu w tym rejonie miasta. Otwarcie Szpitalnej automatycznie powoduje potrzebę zamknięcia ulicy Głowackiego. Nie chcę tutaj mówić o szczegółach, ale działamy w kierunku, żeby obie ulicy były otwarte i żeby ruch był płynny. Myślę, że lada dzień temat ten zostanie zamknięty. Podobnie będzie z barierkami przy ul. Chrobrego. Uważam, że jako prezydenci podejmujemy potrzebne i odważne decyzje. Jeszcze tej odwagi czasem brakuje naszym pracownikom na niższych szczeblach, bo wiele drobnych spraw powinno być załatwianych niżej, a nie trafiać do prezydentów.

- Odpowiada pan za wybór wykonawców różnych miejskich inwestycji. Czy po nowelizacji prawa zamówień publicznych łatwiej jest już stawiać na solidnych wykonawców, oferujących dobrą jakość, po których nie trzeba będzie przez kolejne lata ciągle czegoś poprawiać?

- Prawo w tym zakresie jest bardzo jasne i nie pozostawia w postępowaniu przetargowym swobody na różnego rodzaju interpretacje. Nowelizacja prawa zamówień publicznych zmieniła na tyle wybór wykonawców, że nie trzeba trzymać się tylko jednego kryterium, jaką zawsze była najniższa cena. Obecnie przy wyborze wykonawcy bierze się pod uwagę inne kryterium, my najczęściej zwracamy uwagę na długość gwarancji, bo to nas chroni w razie niesolidnego wykonania inwestycji. Kwestie jakościowe są z kolei zapisywane w parametrach przetargowych i jako zamawiający nie mamy żadnych narzędzie pozwalających nam na wykluczenie z przetargu kogoś, o kim mówi się, że jest niesolidny. Jeżeli ktoś przystępuje do przetargu, spełnia wszystkie wymagania, daje najniższą cenę i najdłuższy okres gwarancyjny musimy podpisać z nim umowę, nawet jeżeli będziemy wiedzieli, że gdzieś kiedyś komuś nawalił i może nie jest w pełni wiarygodny. Nie mogę kogoś odrzucić, bo mi nie odpowiada.

- Proszę powiedzieć szczerze, czy po dziewięciu miesiącach bycia wiceprezydentem Gorzowa nazwisko Marcinkiewicz pomaga panu w pracy czy zaczyna być taką przysłowiową kulą u nogi?

- Nie pomaga, nie przeszkadza. W ogóle tego nie odczuwam. Cieszę się natomiast, że po tych miesiącach pracy tutaj coraz liczniejsze grono ludzi zaczyna mnie oceniać przez prymat tego co i jak robię. Wielu przekonało się do mojej pracowitości i zaczyna zapamiętywać, poza nazwiskiem, także moje imię.

- Na którym stanowisku praca jest cięższa: jako zastępcy dyrektora biura strategii urzędu miasta w Szczecinie czy wiceprezydenta Gorzowa? 

- Praca w Gorzowie, jak wspomniałem, jest bardziej wymagająca, ambitna i dająca więcej satysfakcji.

- Wykłada pan jeszcze na PWSZ?

- Tak, teraz mamy wakacyjną przerwę, ale w roku akademickim staram się raz na dwa tygodnie prowadzić zajęcia dydaktyczne ze studentami. Najczęściej jest to 12 godzin zajęć, bo tych grup mam sporo. Wykładam różne przedmioty, prawo konstytucyjne, samorządowe, administracyjne, finansów publicznych, gospodarki komunalnej.

- Będąc tak mocno zapracowanym w urzędzie ma pan siłę jeszcze na spotkania ze studentami?

- Od wielu lat cenię sobie tę pracę, ponieważ z jednej strony jest wymagająca, z drugiej dająca naprawdę głęboki oddech. Mentalnie odpoczywam od bieżących wydarzeń miejskich, choć po całodniowych zajęciach wieczorem praktycznie nie mogę już mówić.

- Politycznie jest panu bliżej do PiS czy PO?

- Albo do jeszcze innych ugrupowań, bo już przymierzano mnie wszędzie. Prywatnie polityką oczywiście interesuję się, na bieżąco śledzę wydarzenia na świecie, w kraju czy w naszym regionie, ale publicznie nie chcę być identyfikowany z żadnym ugrupowaniem. Może jest to z mojej strony błąd w perspektywie dalszej kariery, ale ja zajmuję się pracą merytoryczną i identyfikuję się z ludźmi, którzy przychodzą do mnie z ciekawymi pomysłami. Na poziomie samorządu gminnego uważam, że wszelkie barwy polityczne nie powinny mieć wpływu na bieżące działania. Dlatego mogę rozmawiać z każdym politycznym środowiskiem w interesie rozwoju miasta. Nic mnie nie blokuje. Swoją drogą to chyba dobrze, że prezydent Jacek Wójcicki powołał na różne ważne stanowiska osoby bez politycznych konotacji. A kiedy przyjrzymy się sympatiom politycznym poszczególnych prezydentów, to mamy szeroki przekrój, praktycznie od prawa do lewa.

- Czy pracując 15-17 godzin dziennie i robiąc sobie czasami 12-godzinną przerwę na zajęcia ze studentami ma pan czas dla siebie?

- Staram się, żeby niedziela była dla mnie tą chwilą oddechu. Mam ulubione miejsca w Gorzowie i ulubiony sposób odpoczynku, ale nie chciałbym ich upubliczniać, bo to są takie moje „enklawy” i ,,koniki’’…

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x